ROZDZIAŁ 5 Labirynt

57 8 4
                                    

      

Ta baza różniła się od poprzedniej, nie miała pięter i wyglądała jak zwykły prostokąt pomalowany na biało z kilkoma malutkimi okienkami. No ale nie wiadomo co czeka na nas w środku.

- Bungee, jesteś! – Nie było go z pół godziny, już się zaczynałam martwić czy wszystko w porządku.

Bungee zdał relację Aronowi a ten następnie przekazał je mi. Z racji, że możemy się komunikować tylko ze swoim opiekunem.

- Bungee mówi, że w koło budynku nikogo nie ma. W oknach i na dachu też nikogo nie widział. Żadnych kamer ani czujników ruchu nie dostrzegł.

To trochę wprowadziło nas w takie zakłopotanie bo jednak ktoś chyba powinien pilnować tego miejsca. Czyżby skończyły mu się klony? A może chcę po prostu nas zmylić i w środku czeka coś niebezpiecznego.

- Spróbuje zeskanować teren.

Próbowałam tak jak wcześniej zlokalizować teren dokoła ale coś blokuje moją moc. Nie mogę przeniknąć do wnętrza budynku. Widzę wszystko co jest obok ale sam budynek dostrzegam tylko z zewnątrz, gdy próbuje wejść do środka obraz robi się czarny. Przekazałam to co zobaczyłam, Aronowi i stwierdziliśmy, że trzeba tam jednak wejść i się przekonać. Najpierw jednak chcemy zajrzeć przez kilka okien do środka. Mimo, że nie dostrzegliśmy jakiś alarmów czy ochrony to i tak poruszaliśmy się powolutku i obserwowaliśmy dokładnie otoczenie, było wyjątkowo bardzo cicho, nie słyszałam żadnych zwierząt, żadnych ludzi, nawet wiatr zdawał się milczeć. Gdy dotarliśmy do pierwszego okna z zawahaniem się wychyliłam żeby zajrzeć do środka, ale Aron mnie wyprzedził.

- Ja pierwszy. Sprawdzę czy jest bezpiecznie. – Zrobił tak jak powiedział po czym dał mi znak, że jest czysto i mogę teraz ja sprawdzić.

Faktycznie było czysto. Nie było żadnych śladów wskazujących na to, że ktoś tutaj przebywa. Budynek wyglądał jakby był pusty. Wszystko sterylnie białe, wnętrze przypomina jakiś szpital psychiatryczny. Jeszcze raz spróbowałam przeniknąć do środka by zbadać teren. Pomyślałam, że jeśli jestem tak blisko to nie będzie problemu. Niestety się myliłam i ponownie ujrzałam czarną plamę.

- Aron. – Szepnęłam mimo, że nikogo innego tu nie ma. – W środku jest chyba jakiś zakłócacz naszych mocy. Nie mogę zeskanować terenu nawet gdy stoję tak blisko i ujrzałam kawałek środka.

- Całkiem możliwe, że doktorek coś takiego tu zainstalował. – Na chwile zamilkł jakby się nad czymś zastanawiał. – Może spróbujemy jeszcze sprawdzić kilka okien? Potem pomyślimy co dalej dobra?

- Dobra. – Cały czas jednak mam jakieś obawy co do tego miejsca, nie wiem co nas tam czeka i jeszcze to, że w środku nie będę mogła używać żywiołu. Aron chyba dostrzegł zmartwienie na mojej twarzy bo chwycił mnie za policzki i przyłożył czoło do mojego.

- Nie martw się. – Szepnął. – Tyle czasu żyliśmy w takim miejscu nie mogąc używać żywiołu, teraz też dasz radę. – Zamknęłam oczy dając się pochłonąć tej chwili a Aron delikatnie zaczął głaskać mnie kciukami. – Po za tym jestem z tobą, nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Chodź bym miał zginąć. - Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy w takim miejscu jak to.

Przez te krótką chwilę czułam się na prawdę bezpiecznie i ogarnął mnie taki wewnętrzny spokój. Na koniec Aron pocałował mnie w czoło i zaczął się już odsuwać. Nie chciałam go puszczać. Wiem, że jest teraz dużo ważniejszych rzeczy ale chciałam jeszcze chwilę czuć ten spokój, który czułam gdy był tak blisko.

- Czekaj. – Chwyciłam go za rękę i spuściłam wzrok trochę zawstydzona. – Czy możemy iść tak? – Wskazałam na nasze złączone ręce.

Aron uśmiechnął się i skinął głową

Hope doesn't die (W TRAKCIE PISANIA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz