Marie de Salle patrzyła na mnie płynnym, nie godnym mrugnięcia wzrokiem.
Nie minęło wiele czasu odkąd Ben przyszedł do mojego pokoju i zabrał mnie do wielebnej. Nie znalazł mnie w najlepszym stanie, znalazł mnie kiedy walczyłam ze sobą. Marie odchrząknęła po długiej ciszy wpatrywania się we mnie i milczenia. Jej twarz jak poprzednio była nieskazitelna, pełna niemal, że zabytkowego uroku.
- Dużo płaczesz, masz opuchnięte oczy.
- Nie płaczę. - nie wiem co skłoniło mnie do takiej odpowiedzi.
- Jasne, że nie, oczy robią to za ciebie.
- Jedyne co płacz ma wspólnego z oczami to to, że łzy opuszczają oczy. Jednak największą rolę odgrywa tutaj umysł, a może serce.
- Ah tak. - Marie wstała i zaczęła przechadzać się po wielkim gabinecie. Mój wzrok pozostawiłam zawieszony między jej fotelem, a obrazem wiszącym na ścianie za nim.
- Chcę znać dalszą część, dalszą prawdę. - Kobieta zaszeleściła habitem po podłodze.
- Co cię łączy z Dean'em Walkerem?
- Poza wspólnym przesiadywaniem w psychiatryku?
- Oczywiście.
- Niewiele.
- A jednak wystarczając z tego co słyszałam.
- Nie za bardzo rozumiem. - wymiana zdań z Marie de Salle mimo wszystko nie stresowała mnie. Była, to dziwne tak to określić, ale jednak była czymś normalnym w odniesieniu do reszty.
- Jesteś wyjątkowa Octavio. Nie mogę tylko rozszyfrować, która część twojego umysłu ma problem.
- Myślę, że żadna. - słodki, doniosły śmiech kobiety wypełnił pomieszczenie.
- Wszyscy tak twierdzą, ona też tak uważała...- mówiąc to bardzo się zamyśliła.
- Diana?
- Oh, spostrzegawcze. Diana, twoja biologiczna matka.
- To pani tak twierdzi.
- Nie skarbie, ja podaję ci fakty.
- Co przesyłała pani moja mama, o czym mówiła China wspominając o zanikach pamięci czy wspomnieniach? nie wiem nie pamiętam dokładnie. -ze smutkiem przeklnęłam własną pouszkadzaną pamięć.
- Chodzi ci o Jennę Clark.- kiwnęłam głową choć nie musiałam, Marie większość rzeczy po prostu stwierdzała.
- Sprawy są poufne Octavio, mam twoje rysunki, tyle na razie zobaczysz.
Już miałam pytać o kontrakt sporządzony dla Jenny i Hustona, kiedy drzwi z hukiem się otworzyły. Dwóch zmachanych mężczyzn wleciało do gabinetu.
- Pacjent 067 zniknął.
Wielebna widocznie próbowała ukryć zdenerwowanie, zanim się obróciła do dwóch przybyłych mężczyzn, złapała oddech. Powoli, jak gdyby nigdy nic podeszła do biurka i wystukała coś na klawiaturze.
- Serena Montgomery.
- Tak proszę pani. - Odparł mężczyzna o ciemnych oczach. Zerwałam się na równe nogi.
- Czy to wszystko? - zapytała wielebna ignorując moje zachowanie.
- Jest też sprawa z pacjentem 094.
- Ah ten. - Dziwiło mnie, że tej osoby nie musiała sprawdzać w rejestrze danych pacjentów.
- Zajmijmy się najpierw dziewczyną. Dokąd mogła pójść? Na pewno by nie uciekła. Znałaś ją- tu spojrzała na mnie- panowie na razie odprowadźcie tę panienkę do jej pokoju.
Ostrożnie. - rzuciła z jak dla mnie, fałszywą troską.
Siedząc z powrotem w pokoju zaczęłam intensywnie myśleć. Kiedy przechadzałam się po pomieszczeniu coś zaszeleściło mi blisko drzwi, przykucnęłam. Moim oczom ukazała się kartka, więc ją otworzyłam. Pismo było staranne, lekko pochyłe
"Lubię być wysoko
S."
Po przeczytaniu wiadomości wpatrywałam się w nią jeszcze kilka minut.
Serena
Zostawiła
Mi
Wskazówkę.***
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za wyświetlenia, gwiazdki, dodawanie mojego opowiadania do listy czytelniczej, to dla mnie wiele znaczy i wiem, że nie piszę sama dla siebie, lecz również dla Kogoś. Dziękuję <3
CZYTASZ
Hidden in shadows
HorrorZawsze żyłam prostolinijnie, nigdy nie myślałam, że po siedemnastu latach życia przybierze ono diametralnie inny kierunek oraz kształt. Nigdy bym nie powiedziała, że wszystko co miałam okażę się kłamstwem. Nigdy bym się nie zmieniła, gdyby coś mnie...