He was strong enough

550 57 34
                                    

Dean był tak rozbity, że nie wiedziałam jak go namówić, do pójścia ze mną.

Phil i Laura od razu chcieli go zabrać z powrotem do siebie. Siostra chłopaka jednak szybko odpuściła i zgodziła się, aby poszedł ze mną.

Była zbyt smutna i wykończona, żeby się ze mną sprzeczać. W głębi serca leciutko się z tego cieszyłam. W innym wypadku byłby problem. Może byłam egoistką, ale potrzebowałam jej brata przy sobie. Czy nie właśnie tak się dzieje? Miłość czyni nasze dusze samolubnymi.

Gdy para opuściła klinikę, zostałam z Deanem sama. Dochodziła 6:00 rano.

Oczy chłopaka były zapuchnięte, twarz zapadła. Był silny na zewnątrz, nie widziałam aż tak wielu jego łez. W środku jednak, musiał ogromnie cierpieć. Już wiedziałam, że spędził wiele ostatnich dni, siedząc nad swoją obumierającą matką

Ten gest był bardzo szlachetny i kochany z jego strony. Gdy Laura siedziała w domu, kłócąc się ze swoim agresywnym chłopakiem, on tu był. Nie oceniałam jego siostry, jednakże jej zachowanie nie przypadło mi do gustu.

- Dean.- wypowiedziałam delikatnie jego imię. Siedział na krześle i pusto patrzył przed siebie.- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Twoja mama była szczęśliwa, spędzając ostatnie dni w twoim towarzystwie.

Nie odpowiedział mi. Nie mogłam go za to winić. Jednak nie wiedziałam jak postąpić. Musiałam go nakłonić do opuszczenia kliniki.

Uklęknęłam przed nim i chwyciłam jego silne dłonie. Miałam nadzieję, że ten gest pozwoli mi na zdobycie jego uwagi.

Nawet na mnie nie spojrzał.

- Dean, musimy iść.- starałam się mówić spokojnie. Naciskanie na niego, nic by nie dało.

Chłopak w dalszym ciągu milczał. Spuściłam głowę i próbowałam coś konkretnego wymyślić.

- Nie zostawię cię tutaj.- szepnęłam. Mijały kolejne ciche sekundy.

W końcu wyczułam jego spojrzenie na swoim ciele. Uniosłam głowę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Ból w jego, był przejmujący.

Walker podniósł się z krzesła, ciągnąc mnie za sobą. Później bez ostrzeżenia, znalazłam się w jego ramionach. Mimo zdziwienia, od razu odpowiedziałam, mocno się do niego tuląc.

- Zabierajmy się stąd.- rzucił z twarzą w moich włosach.

Lekko się odsunęłam, spojrzałam na niego, aż w końcu go pocałowałam. Bez wahania oddał pocałunek. Nie był to rodzaj pocałunku, pełnego żaru i pożądania. Nasz pocałunek był przejmowaniem wzajemnych bóli oraz cierpień. Był czymś kojącym. Liczyłam, że dla nas obojgu w równym stopniu.

- Chodź.- powiedziałam w końcu. Mój głos był pusty, odległy. Jakby nie wydobywał się ze mnie.

Opuściliśmy klinikę. Na dworze zza chmur wybijało poranne, blade słońce.

- Dziękuję, że po mnie przyszłaś.- powiedział chłopak.

- Jak się czujesz? To pytanie jest bezsensowne. Jednak proszę, powiedz mi.- odparłam na jego słowa.

- Z czasem będzie łatwiej. Wiedziałem, że odejdzie. To zwyczajnie trudne.- opowiedział.

Złapałam go za dłoń i skierowałam nas w stronę przystanku autobusowego.

- Przepraszam.- rzuciłam w końcu.

Chłopak zwolnił, aż w końcu stanął. Pociągnął mnie za rękę. Staliśmy przed sobą.

Hidden in shadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz