1. Holidays are coming

1.3K 59 0
                                    


Istny szał. Mnóstwo ludzi, jeszcze więcej torebek i prezentów, nie wspominając już o kilometrowych kolejkach do kas, czy trudnościach z przeciśnięciem się przez stosunkowo szeroki korytarz. A wszystko to przy świątecznych hitach puszczanych z wielkich głośników, mających zapewne wprawić ludzi w odpowiedni nastrój.

A w środku tego ja. No tak, jeśli odkłada się zakupy na ostatnią chwilę to trzeba uzbroić się w coś więcej niż tylko pieniądze i czas. Do tego kompletu przyda się jeszcze z pewnością anielska cierpliwość. Jako że mieszkałam w Londynie odkąd zaczęłam studia, do Wigilii został jeden dzień, a ta galeria była jedną z najwiekszych w mieście, nie dziwił mnie więc tłum ludzi na każdym metrze kwadratowym tej powierzchni.

Kupowanie prezentów było jednym z moich ulubionych przedświątecznych zajęć. Nie było nic piękniejszego, niż uśmiech osoby obdarowywanej po zobaczeniu od dawna wymarzonego prezentu.

Tegoroczne święta miałam spędzić w Nowym Jorku z rodzicami i rodzeństwem, którzy przeprowadzili się tam kilka lat temu, ze względu na pracę taty. Wcześniej mieszkaliśmy w Holmes Chapel razem z babcią i siostrą mamy oraz jej rodziną.

Nikt z nas nie był zachwycony wizją przeprowadzki, zwłaszcza ja. Nie chciałam opuszczać rodzinnego domu i zmieniać planów dotyczących mojego (wtedy przyszłego) studiowania.

W końcu wylądowaliśmy na dwóch krańcach swiata. Ja w Londynie, studiując architekturę, oni w NY. Dzielił nas bezkresny ocean, tysiące kilometrów, bezlitosne strefy czasowe, ale wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję. Już jutro miałam ich znów zobaczyć i nie mogłam się doczekać.

Chwilę później usłyszałam dzwonek mojego telefonu wydobywający się z torebki, więc starałam się w miarę sprawnie i szybko go stamtąd wydostać.
- No siemka! - Usłyszałam po drugiej stronie głos mojej przyjaciółki Camille, zanim jeszcze zdążyłam powiedzieć cokolwiek. Cała ona.
- Ho Ho Ho! Dodzwoniłeś się do Świętego Mikołaja. Niestety Mikołaj jest w trakcie świątecznych zakupów i nie może odebrać. Zostaw widomość po sygnale - powiedziałam głosem automatycznej sekretarki. Zrobiłam to może ciut za głośno, bo chłopak stojący obok odwrócił się w moją stronę wyraźnie rozbawiony. Zagryzłam wargę próbując powstrzymać śmiech.
-Wow, nieźle ci się udziela ta świąteczna atmosfera. Z roku na rok jest z tobą coraz gorzej.

Wywróciłam oczami. Tak właśnie wyglądały nasze rozmowy, czy to te przez telefon, czy te na żywo. Nieustannie sobie dogryzałyśmy i żartowałyśmy. Widocznie na tym polegała nasza przyjaźń, bo Camille była ze mną odkąd pamiętałam i zawsze mogłam na nią liczyć.

- Dzwonisz po coś konkretnego, czy żeby mnie wkurzyć? - zapytałam przesadnie słodkim głosem.
- Oczywiście po to, żeby cię wkurzyć. Wiesz przecież jak bardzo kocham to robić! - Zrobiła chwilową pauzę. - No i mam info z pierwszej ręki. Nie zgadniesz kogo widziałam dzisiaj rano w Starbucksie!
- Co ty masz z tym Starbucksem? - zapytałam z niedowierzaniem. - Mieszkasz tam czy co?

Camille była zdecydowanie najwiekszą miłośniczką kawy jaką znałam. Kubek z gorącą cieczą można było zobaczyć w jej ręce częściej niż telefon, o notatkach czy książce nie wspominając.

- Miałaś zgadywać! - Mogłam się założyć, że wygladała teraz jak naburmuszone dziecko.
- Naprawdę chcesz się w to bawić? Nie mam jakoś głowy do zgadywanek.
Usłyszałam głośne westchnienie po drugiej stronie.
- Tedda!
- Jakiego Tedda? Nie znam żadnego Tedda. - Miałam wrażenie, że Camille urwała się z choinki. Dość wysokiej.
- Nasz Tedd! Teddy Bear! Z podstawówki, pamiętasz?

Jasne, że pamiętałam. Ale było to tak dawno temu, że nie skojarzyłam od razu o kogo chodzi. Byliśmy wtedy we trójkę niczym Harry, Ron i Hermiona, tyle, że nas było dwie, a on jeden. Straciłyśmy z nim kontakt jakieś osiem lat temu, gdy wyjechał na stałe do Australii.

Last Christmas || H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz