Razem z Niallem wparowałam do kuchni. Całą zamrażarkę zajmowały opakowania pełne lodów. Cóż. Byłam tą z niewielu dziewczyn, które mogły jeść lody zawsze, niezależnie od stanu psychicznego ani temperatury zewnętrznej, czy wewnętrznej, choć ta była zawsze wysoka, jak już na taką gorącą laskę jak ja przytało. Najzwyczajniej w świecie kochałam te zimne przekąski. Mogłabym na nich spokojnie wyżyć.
Blondyn widząc moją kolekcję uniósł brwi wysoko do góry, ale ja tylko wzruszyłam ramionami, po czym podałam mu łyżkę do lodów. Miałam ich kilka, więc mogliśmy nakładać mrożone dobro równocześnie.
- Wow. Wiedziałem, że twoje życie to jeden wielki fail, ale żeby aż tak? - zażartował nakładając sobie porcję o smaku białej czekolady - Chyba muszę znaleźć ci chłopaka.
Wywróciłam oczami nakładając sobie potężną gałkę śmietankowych lodów. Znałam go ledwo kilka godzin, a już widział mnie jako nieradzącą sobie w życiu dziewczynę, która na gwałt potrzebuje faceta. Zastanawiałam się, czy naprawdę robię takie wrażenie na ludziach? Oczywiście, że tak. Kogo ty próbujesz przekonać niby.
- Nie, dziękuję. Lody zdecydowanie bardziej mnie satysfakcjonują - mruknęłam i wyjęłam z szafki rurki z waniliowym kremem - Rureczkę?
Chłopak wydawał się zdzwiony moją odpowiedzią. Czyżby pomyślał, że jestem lesbijką? O mój boże. To byłoby szalenie zabawne. Otrząsnęłam się. Niall nie był nawet moim przyjacielem. Nie rozumiał mojego poczucia humoru. Nie rozumiał mnie, a jednak...
- Co się tak na mnie gapisz? Nie wyglądam, jakbym wolała dziewczyny? - prychnęłam i wcisnęłam moją łyżkę do pucharka - Ranisz.
Chłopak tylko potrząsną głową nakładając zdecydowanie za dużą porcję lodów pistacjowych, jak na normalnego człowieka, po czym odłożył wszystko z powrotem do zamrażarki. Uśmiechnęłam się słodko. Boże, ależ ja byłam idiotką.
***
Gdy film się skończył było już po dwudziestej trzeciej, a my po pięciu pucharkach lodów i zalani łzami śmiechu i wzruszenia. Mogłabym zapomnieć, że nie siedzę tam z Beccą i Lou, z którymi często oglądaliśmy komedie romantyczne, jednak moja babcia raz po raz wymieniała się jakimiś sekretnymi informacjami z Niallem, przez co oboje wybuchali śmiechem zupełnie mnie ignorując. Miałam niejasne wrażenie, że robią mi to na złość. Co za hieny podstępne. Dobrali się niczym Voldemort i Nagini, albo Sauron i Saruman, ewentualnie rogi mebli i klocki lego. Nieważne. Chodziło o to, że byli okrutni.
Mimo wszystko nastawienie blondyna do mnie wcale się nie zmieniło. Widocznie i tak upatrywał sobie we mnie jedynie koleżankę, więc moja orientacja była mu bez różnicy, a jednak czułam to napięcie jego ciała, kiedy babcia żartowała sobie, że dogadujemy się jak stare małżeństwo, ale hej! Przecież lesbijki w naszym wspaniałym stanie też mogły się żenić!
- Strasznie już późno. Będę leciał. Jutro mamy na ósmą. Pamiętaj Fail! - rzekł pouczającym tonem Niall i pomachał mi zegarkiem przed twarzą idąc już do przedpokoju, żeby to ta starsza z Gavinów go nie zatrzymała - Chcesz, żebym zadzwonił i cię obudził?
- Skąd masz mój numer? - zapytałam skonfundowana.
- Twój telefon. Wybacz, ale masz najprostrzy kod na całym świecie. Twoje imię? Serio? Kobieto, jakim cudem jeszcze cię nie okradli?! Zresztą, musiałem się jakoś dowiedzieć gdzie mieszkasz, a w telefonie miałaś wpisany adres - zrobiłam zdziwioną minę - W notatkach. Nie wiedziałaś o tym?
- Obawiam się, że to sprawka mojej BABCI - odparłam nieco głośniej wymawiając ostatnie słowo obracając głowę w kierunku salonu. Nie miałam pojęcia, że wpisała mi takie informacje w notatkach, jakim cudem ta kobieta ogarnęła mój telefon? - No ale wracając... nie musisz dzwonić. Poradzę sobie. Słowo. Tak na prawdę wcale nie mam aż tak przegranego życia jak ci się wydaje.
CZYTASZ
Na przypale, albo wcale!
HumorKłopoty Fail zaczęły się już z dniem jej urodzenia, kiedy to jej matka zwinęła się ze szpitala w godzinę po porodzie przekazując w liście zostawionym koło nowonarodzonej córki, że przekazuje ją pod opiekę babci i że na imię ma mieć Faily. Do tej por...