9 « I cared about you »

3.7K 302 19
                                    

- Jesteś na haju? - zapytał Harry marszcząc brwi co w dziwny sposób wywołało mój niekontrolwoany śmiech.
- Nie. - odpowiedziałam przeciągając głoski. - Skąd ten pomysł?
Nagle chwycił moją rękę, niezbyt delikatnie i zaczął ciągnąc mnie do wyjścia, przedzierając się przez tłum.
- Który ci to podał? - zadał kolejne pytanie, nie zatrzymując się nawet na chwilę.
Był wściekły, a ja zdawałam się mieć to kompletnie gdzieś.
- Nikt. - skłamałam gładko. - Ale też powinieneś spróbować. Może w końcu przestałabyś być taki sztywny.
Zatrzymał się gwałtownie przed samochodem i patrzył na mnie z rosnącą irytacją.
- Kto podał ci narkotyki, Rosie?
- Nie powiem ci. - odparłam, a on zacisnął usta powstrzymując wybuch złości.
Grupa nastolatków, którzy byli niedaleko nas, nagle zauważyli kim jesteśmy i niemal natychmiast wyciągnęli telefony. Ktoś pstryknął nam fleszem po oczach, a Styles narzucił na moją głowę kurtkę, którą cały czas miał w ręce.
Dobry ruch.
Miałabym nieźle przechlapane gdyby zdjęcia z tej nocy wyciekły do internetu.
- To nie żarty Rosie. - warknął otwierając przede mną drzwi samochodu i niemal wpychając mnie do środka. - Chcesz się zabić?
- Od paru buchów nikt nie umarł. - mruknęłam opierając głowę o szybę, mając mu za złe że zniszczył mi imprezę.
- Jeszcze. - mruknął pod nosem.

- Dobry wieczór. - powiedział szarmancko Styles do recepcjonistki, a ta posłała mu kokieteryjny uśmiech.
Wściekły jak osa niemal wyciągnął mnie z auta i zaprowadził do hotelu, który niestety dobrze odgadł. - Bardzo chciałbym się dowiedzieć w którym pokoju została zameldowana moja przyjaciółka, Rosie Black.
Przez całą podróż chciał to ode mnie wyciągnąć jednak byłam nieugięta.
Podałam mu hotel,w którym miałam się zatrzymać gdybym nie mieszkała z chłopcami, jednak nie zamierzałam psuć sobie zabawy i podawać mu wszystkiego.
- Niestety nie mogę udzielić panu takiej informacji. - stwierdziła szybko, a mnie ogarnęła nagła złość gdy widziałam jak na niego patrzyła. - To wbrew zasadom naszego hotelu.
Styles obrócił się tak aby kamery widziały tylko jego plecy i przesunął po blacie zwitek banknotów, które wyciągnął z kieszeni.
Cwaniak.
- Jestem pewien, że jakoś możemy się dogadać. - wyszeptał, a dziewczyna pod wpływem jego uroku przyjęła pieniądze i podała mu numer mojego pokoju.
Zanotowałam w głowie aby napisać do właściciela hotelu, aby ją zwolnili.

- Gdzie masz klucz? - zapytał Styles patrząc na mnie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie i rozłożyłam ręce.
- Chyba będziesz musiał mnie przeszukać. - wyszeptałam, a on westchnął jednak posłusznie do mnie podszedł przeszukując moje kieszenie.
- Musisz szukać głębiej. - szepnęłam mu do ucha, sprawiając, że odsunął się gwałtownie, a czerwone plamy wykwitły na jego policzkach.
Może i byłam naćpana ale ta sytuacja mnie bawiła.
Zawstydzony Styles to nie był codzienny widok.
- Poważnie Rosie. - mruknął z irytacją. - Gdzie masz ten cholerny klucz?
Spuściłam wzrok tak, że patrzyłam na własne piersi, a jego oczy się zmrużyły.
- Masz klucz w staniku? - zapytał z niedowierzaniem. - Czy mnie wkręcasz?
- Nie sprawdzisz to się nie dowiesz. - zacmokałam, a on bez zbędnych ceregieli podciagnął moją koszulkę dostrzegając kartę wystającą z mojego biustonosza.
Zaśmiałam się gdy ją wyciągnął i szybko włożył we drzwi, tak aby otworzyły się z piknięciem.
- Pakuj się. - powiedział wchodząc do środka i rzucając swoją kurtkę na oparcie fotela. - Trasa się dla ciebie skończyła.
- Nie jesteś moją matką. - fuknęłam kładąc się na łożku i wzdychając. - Powinieneś wrócić do tej blondyny z którą wczoraj balowałeś. Wyglądaliście na bardzo zadowolonych ze swojego towarzystwa.
Rano zobaczyłam wyjątkowo brzydkie zdjęcia, których nie chciałam widzieć.
- Zazdrosna? - zapytał nie przerywając wrzucania ubrań do mojej walizki.
- Tak. - odpowiedziałam szybko, a jego wzrok powędrował na mnie.
Był zaskoczony bo zapewne spodziewał się innej odpowiedzi.
Ale zamierzałam być szczera. - Mam prawo być o ciebie zazdrosna.
- Jesteś zazdrosna o mnie, mimo tego, że obściskujesz się z Wilkinson'em? - zapytał po czym parsknął śmiechem, jednak nie było w nim nawet odrobiny wesołości. - Nie bądź śmieszna Rosie.
Okay, może i tańczyłam z Sam'em ale to było niewinne i tak samo wyglądało.
W przeciwieństwie do niego.
- Może bym nie była gdyby nie to, że mi na tobie zależało. - powiedziałam zaskakując samą siebie tą szczerością.
Na nowo uniósł wzrok, wbijając we mnie swoje zielone tęczówki. - Wtedy kiedy jeszcze nie zachowywałeś się jak skończony kutas.
- Kiedy? - wyszeptał tak jakby każde wypowiedziane przeze mnie słowo sprawiało mu ból.
- Koniec programu. - odpowiedziałam oglądając swoje paznokcie. - Ale co cie to obchodzi? I tak mnie tu zostawisz i wrócisz do Miami aby się do mnie nie odzywać i wbijać w moje posklejane serce sztylety. Nie martw się, przywykłam i sobie z tym poradzę.
Podszedł do mnie szybkimi krokami i chwycił moją twarz w dłonie, uważnie obserwując.
Na początku próbowałam się mu wtrwac ale coś w jego oczach powiedziało mi abym tego nie robiła.
- Jutro nie będziesz tego pamiętać ale nie mam odwagi ci tego powiedzieć gdy jesteś w pełni świadoma. - oznajmił śmiejąc się pod nosem. Westchnal lekko. - Kocham cię i jestem pewien, że mógłbym zrobić dla ciebie wszystko, gdybyś tylko zapytała.
Następnie jego usta wylądowały na moim czole, w troskliwym geście.
- Odeśpij to. - polecił odsuwając się ze zbolałym wyrazem twarzy. - Jutro musimy poważnie porozmawiać.
Mylił się.
Następnego dnia pamiętałam każde nasze słowa.

***
Nie macie wrażenia, że to opowiadanie robi się coraz bardziej beznadziejne?

Only Lies » styles ✓ [book three]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz