Moja rodzina niszczy się. Wczoraj zmarł mój ojciec i wszyscy najbliżsi oprócz siostry. Dlaczego? Przez nich! Siedzieliśmy w domu, gdy nagle horda licząca ok. 50 sztywnych wpadła do budynku i... najzwyczajniej zjadła ich. Ja i Maggie przeżyłyśmy, bo akurat jacyś dwaj mężczyźni przejeżdżali obok farmy i zabrali nas ze sobą do ich "bezpiecznej strefy" czyli więzienia... Jeden z nich to Glenn i jest koreańczykiem, a drugi to przystojny, dobrze zbudowany facet Daryl. Wydaje się być twardzielem, ale jeszcze go zmiękczę. Aktualnie jestem w więzieniu już 2 dni i jest całkiem miło i najważniejsze- bezpiecznie. Zdążyłam zaprzyjaźnić się z pewną Olivią i Carlem. Moim codziennym zajęciem jest opieka nad maleńką Judith. To kilkumiesięczna córka przywódcy grupy i siostra Carla. Teraz zajmuje się nią Carol- kobieta w krótkich włosach, która przypomina miłą ciotkę, ale naprawdę to terminator. Zbliża się pora kolacyjna. Nie mogę się doczekać kolejnej porcji spaghetti z puszki. W tych czasach to pychota. Po kolacji szybko idę spać, bo jutro wcześnie rano jestem umówiona z Darylem na lekcję strzelania z broni palnej. Ciekawe jak mi pójdzie...
Rozdział niezaciekawy, bo to dopiero początek. Następne będą zapewne ciekawsze i dłuższe. Jeśli to czytasz, to zostaw jakiś znak ;D będzie motywacja xd