Rozdział 2

1.2K 72 4
                                    

Gwendolyn
Po chwili oderwaliśmy się od siebie bo usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Pewnie Raphael - uśmiechnął się do mnie Gideon - poszli gdzieś z Leslie i terraz wracają - wyjrzał za okno - no, pada.
Gideon podszedł do do drzwi i przekręcił zamek po czym do pokoju wparowali zakochańce.
- Cali mokrzy - popatrzył się na nich Gideon ze wzrokiem jak ciotka Glenda - i jeszcze na dywan...
- Mówisz jak ciotka Gwendolyn - spojżała się na mnie i mrugneła.
- Czytasz mi w myślach - powiedziałam nie pewnie po czym wstałam i podeszłam do Gideona wtulając się w niego. Mój chłopak spojżał na zegarek a potem na mnie.
- Jest już 14:30. Zbierajmy sie i przed elapskją wstąpmy do sklepu. Musze kupić coś do picia bo nic już nie ma w domu. - powiedział
- No ok. Chodzmy, a was goląbeczki zostawiamy samych - Mrugnełem do Leslie a ona do mnie, przygruzając dolną warge i wtulając się jeszcze bardziej ( o ile da się bardziej ) w Raphaela.
Wzieliśmy kurtki i zamkneliśmy drzwi. Zbiegliśmy po schodach trzymając się za ręce i wybiegliśmy z klatki jak oparzeni wskakując do samochodu.
- Zapnij pasy - uśmiechnął się do mnie Gideon.
- Już panie de Villers. Rozkaz wykonany - wyszczerzyłam zęby.
- Dobrze ruszajmy już bo Falk znowu będzie na nas się wydzierał jacy to my jesteśmy nieodpowiedzialni... - uśmiechnął się i włączył gaz. Przez całą droge rozmawialiśmy o jakiś głupich rzeczach które się nam przytrafiły w dzieciństwie.
- Jesteśmy - klepnął się w uda i spojrzał na mnie - idziesz ze mną czy zostajesz w samochodzie, panno Shephard?
- Zostane panie de Villers. - zachichotałam. - Nie będę ci przeszkadzać. Kup co masz kupić i wracaj.
- Dobrze to ide. Dziesięć minut i jestem. - pocałował mnie w poli czy ek i wyyszedł z auta kierując się do sklepu.
Wyjełam telefon i wybrałam numer do Leslie. Poczta głosowa... ech... penie są... zajęci.
Zastanawiałam się co miałam zrobić więc wyjełam lusterkonz zamiarem poprawienia błyszczyka. Otworzyłem klapke a w osbicie lustra zobaczyłam hrabiego, ale tego już w ciele pana Whitman'a.
- Koniec życia w tym ciele nastąpi dzisiaj, lecz jeszcze jedenaściorgo zostanie przeklętych. Tylko ty możesz ich uratować, Gwendolyn.
Serce mi staneło. Nie mogłam nabrać oddechu. Czułam jakby Xemerius usiadł mi na piersi.
Natychmiast zamknełam lusterko a potem powoli je otworzyłam. W odbiciu widniałam ja. Ja, próbująca złapać oddech. Ja, próbująca nie wybuchnąć płaczem.

Ja, Gwendolyn.

Nagle widze Gideona biegnącego do mnie z siatką wyjątkowo niestarannie włożonych zakupów. Wbiega do samochodu, próbuje złapać oddech i w końcu odzywa się
- Miałem wizje - patrzy się na mnie z przerażeniem.
- Ja też. - Wybuchnełam płaczem a on mnie przytulił do piersi i ocierał łzy.

Kocham go najbardziej na świecie.

Przepraszam, że spóźniłam się z tym rozdziałem ale nie mogłam gp skończyć. Jutro albo w niedziele następny. Ze względu na długość będę was rozpieszczać częstymi rozdziałami.

Czytasz===komentujesz.

Trylogia Czasu- FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz