× VI ×

4.9K 282 39
                                    

UWAGA! Rozdział zawiera opisy mogące sprawiać dyskomfort.
Przepraszam, że dodaję tak późno, ale przez cały ten tydzień musiałam się uczyć. Postaram się dodać kolejny rozdział przed świętami, pod warunkiem, że ten będzie miał co najmniej dwie gwiazdki. :) Myślę, że spodoba się wam. Miłego czytania!

***

"To koniec"

Mimowolnie wbiłam paznokcie w ramię Stilesa. Panika sprawiła, że mój mózg nie chciał działać, a ciało zesztywniało. Moje oczy czujnie obserwowały nieznajomego. Instynkt nakazywał mi zwrot w tył i ucieczkę, jednak nie mogłam ruszyć się z miejsca.
Chłopiec spojrzał w tę samą stronę co ja. Zauważył obcego i zmarszczył brwi. Przeniósł wzrok na mnie.
- Kto to? - zapytał, łapiąc mnie w pasie. Moje płuca ścisnęły się, przez co ciężko było mi oddychać. Struny głosowe odmówiły posłuszeństwa. Stilinski zerkał raz na mnie, raz na mężczyznę. Potrząsnął mną.
- Marie. Kim on jest? - akcentował każdy wyraz. Gdy dotarł do mnie sens tego zdania, jedyne, co udało mi się zrobić, to pokręcenie głową. Widziałam, że mój niepokój zaczął udzielać się jemu. Otworzyłam usta i udało mi się z nich wydobyć zachrypnięty szept.
- Zabierz... zabierz mnie... stąd.
Chłopiec zadziałał natychmiast. Zaprowadził mnie do jeepa, posadził na miejsce pasażera i zapiął pasy, bo moje ręce za bardzo się trzęsły. Skuliłam się na siedzeniu. Zerknęłam w lusterko wsteczne, jednak nieznajomy zniknął.
Stiles usiadł za kierownicę. Jak przez mgłę słyszałam, że rozmawiał przez telefon. Dotarł do mnie głos wujka, a potem Scotta. Bałam się zamknąć oczy, bo wiedziałam co zobaczę, gdy to zrobię.
Oni wrócili. Są tu.
Ale przecież to niemożliwe.
Zrobiło mi się słabo. Chłód ogarnął moje ciało, czułam strużki zimnego potu spływającego mi po plecach. Zamiast się uspokoić, coraz bardziej popadałam w paranoję. Chłopiec zaczął jechać. Podkręcił ogrzewanie do maksimum, jednocześnie łapiąc mnie za rękę. Chciałam zwrócić mu uwagę, że prowadzenie auta jedną ręką jest niebezpieczne, jednak moje egoistyczne "ja" pragnęło jego dotyku. Udało mi się lekko odwrócić głowę w jego stronę.
- Gdzie... jedziemy? - wychrypiałam.
- Na posterunek policji, do twojego wujka. - odparł, nie odwracając wzroku od drogi. Ścisnął moją dłoń. Widziałam, jak znów poruszał ustami, jednak nie usłyszałam żadnego słowa. Patrzyłam w drogę przed nami.
Chwilę później jeep stanął. Stiles powiedział, że zaraz wraca i wyszedł. Mój niepokój wzrósł, gdy doszło do mnie, że zostałam sama.
Zauważyłam ruch przed maską. Steve i Stilinski rozmawiali podniesionymi głosami, obydwoje byli wzburzeni. W pewnym momencie wujek podszedł do auta i otworzył drzwi z mojej strony. Zimno wdarło się do środka. Moje drżenie przybrało na sile.
- Marie, weź głęboki oddech. Oddychaj. Jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. Wilki ruszyły do centrum, by wyśledzić kojota, a ty pojedziesz ze Stilesem i zostaniesz z nim, aż się do ciebie odezwę. Okej? - udało mi się pokiwać głową. Steve zaczął rozcierać moje zmarznięte ręce. Jego bliskość sprawiła, że dreszcze ustały, a serce się uspokoiło. Mimo niepokoju poczułam się bezpieczna. Wiedziałam, że wujek mnie uratuje, jak zawsze.
Drzwi się zamknęły. Mój opiekun wrócił do Stilesa i zamienił z nim kilka słów. Ten popatrzył na mnie i przeniósł wzrok z powrotem na Steve'a. Nagle z budynku wyszła trzecia postać. Szeryf podszedł do obu i włączył się do rozmowy. Gdy skończyli, wujek położył ręce na barkach chłopca i zaczął coś mówić. Ten pokiwał głową, pożegnał się i wrócił do auta.
Po kilku minutach byliśmy już w połowie drogi. Czułam się lepiej; moje mięśnie rozluźniły się, a serce zwolniło. Patrzyłam przez szybę. Próbowałam wmówić sobie, że błękitny błysk oczu obcego był tylko przywidzeniem, jednak bez skutku.
Telefon Stilesa zawibrował. Chłopiec przeczytał wiadomość i uniósł brwi do góry. Spojrzał na mnie.
- To Scott. - powiedział. - Przeszukali tamtą dzielnicę. Nie wyczuli zapachu żadnego nadprzyrodzonego stworzenia.
Poczułam jednocześnie strach i ulgę. Albo faktycznie tylko mi się przywidziało, albo kojoty znalazły skuteczny sposób na maskowanie swoich woni.
Popatrzyłam na Stilinskiego. Sądziłam, że będzie zły za całe to przedstawienie i niepotrzebne nerwy, jednak spokojnie, bez słowa jechał dalej. Nagle jego głos przerwał ciszę.
- Pewnie myślisz, że miałaś przywidzenie. To nieprawda. - westchnął. - Widziałem błękitne oczy tego gościa. Jest wilkołakiem, który zabija, dlatego ma taki kolor tęczówek. Miałaś pełne prawo wszcząć alarm.
Zamknęłam oczy. Nie wiedział, jak bardzo się mylił.
- Dziękuję, że mi pomagasz. - oznajmiłam. Posłałam mu uśmiech i odwróciłam głowę w stronę szyby.

batman [1] // stiles stilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz