Epilog ×

4.3K 222 73
                                    

Minęło kilkanaście dni. Zdążyłam się uspokoić, bo Wade rzadko pojawiał się w szkole. Jednak jedno wydarzenie zapamiętam na zawsze.

Któregoś dnia chłopcy przestali eskortować mnie co przerwę, bo kojot nie przyszedł na lekcje. Trwała przerwa na lunch, ale zrezygnowałam z jedzenia; musiałam porozmawiać z panią uczącą historii, poza tym nie byłam głodna. Dzisiaj kończyłam wcześnie i miałam jechać do Allison.
Wracałam z sali historycznej i przechodziłam koło gabinetu dyrektora. Mój wzrok padł na zdjęcia naszej drużyny lacrosse. Zatrzymałam się i zaczęłam przyglądać moim przyjaciołom. Uśmiechnęłam się na myśl, że we wrześniu również oglądałam zdjęcia. Porównałam ich wygląd z początku roku. Scott zmienił fryzurę, Stiles miał dłuższe włosy, a Isaac w ogóle się nie zmienił.
Usłyszałam kroki. Zaniepokojona, zaczęłam się obracać. Korytarz był pusty. Niepokój we mnie wzrósł. Z drugiej strony, nie powinnam się denerwować - to szkoła, mnóstwo ludzi się po niej kręci, może ktoś ma zamiar iść do dyrektora lub sekretariatu i jest w korytarzu obok. Jednak wydarzenia z ostatnich dni sprawiły, że podskakiwałam na każdy niepokojący dla mnie dźwięk.
Poczułam powiew powietrza. Odwróciłam się.
Wade opierał się prawym bokiem o ścianę. Miał plecak przewieszony przez ramię i szeroki uśmiech na twarzy.
Strach zawładnął moim ciałem. Sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć, a co dopiero bronić czy zaalarmować wilki.
On dobrze o tym wiedział.
- Oh, Marie... Mała, niewinna Marie... Sądziłaś, że uciekniesz przed nami? - powiedział, powoli podchodząc do mnie. Każdy jego krok odbijał się głośnym echem w mojej głowie. Chciałam zamknąć oczy, ale wiedziałam, że nie mogę, bo powrócą do mnie obrazy sprzed lat. Wspomnienia, w których on odgrywał główną rolę.
- Wiesz, że dopadniemy cię w każdym miejscu na świecie... A teraz w naszą małą farsę wplątałaś te Bogu ducha winne zapchlone kundle. - oznajmił. Stanął za mną i nawinął pasmo moich włosów na palec. Przemyślał swoje ruchy - jego dotyk zostawi na mnie mnóstwo kojociego zapachu. Naznaczenie swojej własności.
Zimny pot spływał po moich plecach. Byłam świadoma tego, że Wade wyczuwa mój strach. Moje przerażenie napełniało go ekstazą. Maltretowanie swoich ofiar uważał za najlepszą rozrywkę na świecie.
Głos uwiązł mi w gardle. W myślach wołałam moje wilki, każdego po kolei. Pomyślałam nawet o Stilesie, który był ostatnią osobą, która powinna się tu znaleźć. Kojot miał rację. Niepotrzebnie naraziłam na niebezpieczeństwo bliskie mi osoby. To mnie chcą, nie ich. Teraz już wiedziałam, że Wade nie spocznie, póki dla czystej rozrywki nie wymorduje całe stado.
Co ja najlepszego narobiłam?
Nagle dotarły do mnie znajome zapachy. Powoli wypuściłam powietrze z płuc.
- "Zapchlone kundle" bez wahania się tobą zajmą. - usłyszałam. Wade cofnął się pod ścianę. Przede mną stanął Scott, a za mną - Isaac. Ten drugi posłał mi uspokajający uśmiech. Rozluźniłam się i zacisnęłam dłonie w pięści.
W powietrzu rozległ się szyderczy śmiech. Kojot obejrzał naszą małą grupkę od stóp do głów.
- Wy? Nie macie nawet jednej piątej siły moich kojotołaków. - oznajmił, wbijając wzrok we mnie.
- Mylisz się. Chcesz się o tym przekonać? - zapytał Isaac, stawiając krok wprzód. McCall powstrzymał go wyciągnięciem ręki.
- Nie teraz, Isaac. - odparł, nie spuszczając wzroku z Wade'a.
- Otoczyłaś się bandą nastoletnich piesków i sądzisz, że uwolnisz się od nas? - kojot pochylił się w naszą stronę. - Jesteś moja, pamiętasz? Moja. - oznajmił, akcentując ostatni wyraz. Poczułam, jak Lahey otacza mnie ramionami w pasie.
- Nie jestem niczyja, popaprańcu - wysyczałam cicho, patrząc na niego gniewnie. Obecność mojego stada dodała mi odwagi. Wade prychnął.
- To tylko kwestia czasu. Nie uciekniesz ode mnie. Nigdy. - posłał mi ostatnie wrogie spojrzenie i zniknął. Nagle korytarz zrobił się luźniejszy, a powietrze zdatne do oddychania. Scott odwrócił się,a ja oparłam głowę o jego tors. Czułam się wypompowana z wszelkiej energii i sił. Jego ramiona delikatnie mnie objęły. Chłopcy zaczęli ze sobą rozmawiać, ale byłam tak zmęczona, że nie zrozumiałam ani słowa.
Wiedziałam, że pojawił się, by mnie ostrzec. Jego słowa były groźbą i obietnicą.
Czułam, że konfrontacja nastąpi niedługo.

batman [1] // stiles stilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz