Odkąd Liv zaczęła pracować na internie w jednym z doncasterskich szpitali minęło zaledwie parę tygodni. Pomimo to dziewczyna wreszcie czuła się na swoim miejscu, po długim czasie tułaczki za poszukiwaniem czegoś, co sprawi, że poczuje się jak w domu, którego nigdy nie miała. Oczywiście jak to w życiu bywa, poznała tutaj różnych ludzi - pacjentów oraz współpracowników. W obu grupach znaleźli się zarówno jej gorący zwolennicy jak i sceptyczni, wrogo nastawieni osobnicy. Jednym z przedstawicieli tej drugiej grupy był niewiele starszy od niej kolega - dr Tomlinson. Młody internista od samego początku nie pałał zbyt wielką sympatią do Olivii, a nawet na każdym kroku jej dokuczał. Liv może by odpuściła, gdyby nie fakt, iż ignorowanie zaczepek Tomlinsona wcale nie pomagało i nie ostudziło jego zapału do uprzykrzania jej życia. Wręcz przeciwnie. Dlatego też lekarka postanowiła z nawiązką atakować swojego kolegę. Jedną z rzeczy, których nauczyła ją ciotka przez ten krótki okres opieki, jaki nad nią sprawowała, była walka o swoje i zaciętość. Wiedziała, że wrogom nie można ukazać chociaż cienia własnych słabości. Nigdy. Wzajemne obrzucanie się przysłowiowym błotem kwitło, aż do pewnego nocnego dyżuru, a mianowicie do nocy Wigilii. Wtedy bowiem okazało się, że nawet najgorszy wróg ma swoje drugie oblicze.
Tego dnia Olivia z rzadko u niej spotykanym rozrzewnieniem kierowała się wczesnym wieczorem w kierunku swojej pracy. Zdecydowanie bardziej wolałaby być na dziennym niż nocnym dyżurze, jednak nie udało jej się spełnić tego błahego marzenia. Miała jednak gorącą nadzieję, że w szpitalu wieczorem i nocą w Wigilię będzie względny spokój. Cały dzień spędzony samotnie w akompaniamencie muzyki ulubionego zespołu (bynajmniej nie świątecznego) oraz początkowych sezonów Chirurgów nie wpłynął dobrze na nastrój dziewczyny. Cieszyła się jedynie z towarzystwa na owym nocnym dyżurze, ponieważ miała go spędzić z Tomem. Chirurg był ledwo po trzydziestce i nie ukrywał sympatii do Fell, co działało także w drugą stronę. Wyobraźcie sobie więc jak wielkie było jej zaskoczenie, gdy w lekarskiej dyżurce na niezbyt wygodnej sofie dostrzegła Tomlinsona.- Co ty tu robisz? - zapytała od progu, nie siląc się nawet na zdawkowe "wesołych świąt". Jeśli chodziło o szatyna te święta mogłyby być jego najgorszymi, nie bardzo by ją to obeszło. Nie po tym jak traktował ją od niecałych ośmiu tygodni. Poprawiła swój lekarski uniform, podczas gdy on tylko na sekundę podniósł wzrok znad czytanej książki.
- Ciebie też niedobrze widzieć, Fell-bell* - brązowooka słysząc wymyślone przez Tomlinsona przezwisko miała ochotę zawyć w geście rezygnacji.
- Możesz wyjaśnić mi co tu robisz? - ponowiła pytanie szatynka, sięgając do szafki po kubek w celu zrobienia kakao, które specjalnie wraz z piankami przyniosła, by umilić dyżur sobie i Tomowi. Jednak jak widać, jej nadzieje na realizację tego pomysłu właśnie umierały śmiercią powolną z każdą kolejną sekundą.
- Tom jest chory, zadzwonił do mnie z prośbą zastąpienia go. A wierz mi - mam lepsze rzeczy do roboty w Wigilię, a zarazem własne urodziny od siedzenia w pracy z kimś, kogo nazwisko rymuje się z dzwonem** - odparował Louis, na co Liv prychnęła głośno.
- Za to przynajmniej mam pianki - mruknęła do siebie. Chwilę później poczuła tuż przy swoim ramieniu czyjąś obecność, a zaraz potem usłyszała ciche pytanie, wyszeptane przez błękitnookiego.
- Emmm ... Mogę liczyć na odrobinę kakao i pianek?
* przezwisko Olivii
** nazwisko Fell rymuje się ze słowem bell, czyli dzwonem
______________________________________________________________
a/n pierwsza część christmas night talks melduje się! rozdziały będę mniej więcej takiej długości. proszę dajcie znać jak Wam się podoba, to wiele dla mnie znaczy
xx
CZYTASZ
christmas night talks II l.t. [#OUaD]
FanfictionOpowieść, w której Ona i On na co dzień robią wszystko, by sobie dokuczyć, ale w tą jedną noc w roku zakopują topór wojenny, by wspólnie rozkoszować się gorącym kakao na nocnym dyżurze.