a/n o dziwo ten ostatni rozdział wyszedł najdłuższy, ale chyba nie macie mi tego za złe, co? przepraszam, że nie pojawił się wczoraj zgodnie z planem, ale niestety nie miałam kiedy go dodać. wybaczcie mi ewentualne błędy i literówki ; ]
życzę spokoju i odpoczynku, podczas pozostałej części świąt i ... miłego czytania xx
______________________________________________________________________
Tego roku zarówno Olivia jak i Louis nie pełnili dyżuru w szpitalu, dzięki czemu mogli spędzić całe popołudnie i wczesny wieczór w rodzinnym domu Tomlinsona. Po raz pierwszy od wielu lat Liv spędziła ten dzień w większym gronie. Rodzina Lou była dosyć liczna, mężczyzna miał bowiem aż siedmioro przyrodniego rodzeństwa. Wszystkie jego siostry, za wyjątkiem najmłodszej kilkuletniej Doris oraz jej brata bliźniaka, przyprowadziły na wigilijną kolację swoich partnerów, a w niektórych przypadkach nawet mężów. Nic dziwnego, że cały dom tętnił życiem, a przez gwar rozmów nie dało się normalnie myśleć. Olivii to jednak wcale nie przeszkadzało, stanowiło miłą odmianę. Wreszcie również w sferze życia prywatnego czuła się na miejscu. A to wszystko za sprawą tego błękitnookiego szatyna, za którego teraz byłaby gotowa oddać życie. Między nienawiścią, a miłością linia bywa bardzo cienka. Warto o tym pamiętać. Oba te uczucia napędzają nas do działania i przeszkadzają w normalnym, racjonalnym zachowaniu. Kto by pomyślał? Los uwielbia nas zaskakiwać, tak było również i teraz. Miniony rok bardzo wiele zmienił w ich relacji, która przeszła na zupełnie inny poziom, tym samym rozpoczynając nowy etap w ich życiu. Trzeba to podkreślić - wspólnym życiu.
Teraz jechali właśnie w kierunku mieszkania dziewczyny, do którego niedawno wprowadził się Louis. Wszędzie pełno było światełek, ozdobnych aniołów i choinek. Znikomy ruch na ulicach sprawił, że w kilka minut przemieścili się starą hondą Tomlinosona do dzielnicy Liv, a zaraz potem i do jej mieszkania na strzeżonym osiedlu. Wtuleni w siebie z powodu zimna (i nie tylko) z prezentami w dłoniach przemierzyli drogę z samochodu pod drzwi mieszkania, do którego szybko weszli. Szatyn na chwilę wypuścił Fell ze swoich ramion, aby swobodnie przekroczyła próg domu, ale równie szybko z powrotem znalazła się w jego objęciach. Brązowooka poczuła muśnięcie warg na swoich ust i mimowolnie uśmiechnęła się na ten gest.
- A to za co? - spytała, patrząc na niego z ukosa.
- Dzień dobroci dla ... - nie dała mu skończyć, zamykając jego usta swoimi. Oderwanie się od siebie zajęło im trochę czasu, ale żadne zbytnio nie zwróciło na to uwagi. Dopiero, gdy zrobiło im się za gorąco w zimowych kurtkach, które nadal mieli na sobie, zdecydowali się na ten krok.
- Zrobię kakao, tradycji musi stać się zadość - odezwała się Olivia, udając się do kuchni. Mając dogodne, domowe warunki sięgnęła po klasyczne kakao, nalała do dwóch kubków mleko i wsypała ciemnobrązowy proszek, a potem wsadziła oba naczynia do mikrofalówki. Po minucie kakao było gotowe. Z kubkami w dłoniach szatynka ruszyła do salonu, w którym siedział Louis, włączając koncert kolęd, wykonywanych przez różnych wokalistów, będących na topie.
- Dziękuję, Fell-bell - złapał szatynkę za biodra i pocałował w policzek, gdy tylko ta postawiła kubki na stoliku i usadził sobie na kolanach.
- Nigdy ci się to nie znudzi? - spytała, obracając się twarzą w jego stronę.
- Całowanie cię czy twoja cudowna ksywka?
- Zgaduj - mruknęła.
- Nie. To odpowiedź na oba pytania.
- Gdzie są pianki? - spytała, sięgając po swoje kakao.
- Pewnie w kuchni, zaraz je przyniosę - zaoferował się szatyn, delikatnie zrzucając z kolan swoją dziewczynę, wprost na jej kanapę. Wrócił po chwili z opakowaniem pysznych słodkości, które oboje uwielbiali. Olivia zgarnęła kilka białych pianek i wrzuciła do ciepłego napoju. To samo zrobił Louis, uważając jednak na jedną rzecz. Dziewczyna pochłonęła zanurzone w cieczy pianki błyskawicznie, więc sięgnęła po kolejne i ku jej zdziwieniu natrafiła na coś małego i twardego, co w zupełności nie pasowało do właściwości ukochanych pianek. Wyjęła dłoń z opakowania słodyczy i wtedy jej oczom ukazał się śliczny pierścionek.
- Louis? - na wpół wyszeptała, na wpół spytała, utkwiwszy uważne spojrzenie w postaci swojego chłopaka.
- Wiem, że to wcześnie, bo nie jesteśmy razem długo, ale znamy się już tyle lat ... Oszalałem na twoim punkcie i z dnia na dzień tracę zmysły coraz bardziej, ale to nic. To nic, bo nigdy wcześniej nie byłem tak cholernie szczęśliwy jak teraz, będąc z tobą. Kocham cię i niczego bardziej nie pragnę od spędzenia reszty życia z tobą. Dlatego chcę spytać czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną, moim małym dzwoneczkiem aż do końca naszych dni? - podczas przemowy Tomlinsona w oczach Liv pojawiły się łzy, których jednak nie starała się ukrywać za wszelką cenę jak to miała w zwyczaju. Zamiast tego, zignorowała je i szeptem odpowiedziała.
- Oczywiście, że tak.
CZYTASZ
christmas night talks II l.t. [#OUaD]
FanfictionOpowieść, w której Ona i On na co dzień robią wszystko, by sobie dokuczyć, ale w tą jedną noc w roku zakopują topór wojenny, by wspólnie rozkoszować się gorącym kakao na nocnym dyżurze.