Prolog

15.8K 756 459
                                    

Powolnym krokiem przemierzał puste korytarze, zastanawiając się nad sensem jego wizyty tutaj. Nie utrzymywał kontaktów ze swoją matką od dwóch lat, aż tu nagle dzwoni do niego jej sekretarka i prosi w imieniu jego rodzicielki, by stawił się w jej gabinecie o godzinie siedemnastej. Wydawało mu się to co najmniej dziwne, ponieważ Jasmine, jego matka, wyparła się go w dniu, kiedy wyjawił jej, że jest gejem. Wyparła się własnego syna tylko dlatego, że woli chłopców. Louis nie bardzo się tym przejął, w końcu nic nie mógł poradzić na ograniczenie swojej matki. Może trochę go to zabolało, ale szybko to zignorował. Zdania swojego ojca w tej sprawie nie mógł nawet poznać, gdyż zginął w wypadku, kiedy Louis miał zaledwie pięć lat. Od tego czasu minęło już siedemnaście lat, a jego matka nadal (tak przynajmniej przypuszczał) nie znalazła sobie kogoś na stałe, nie potrafiąc zapomnieć o zmarłym mężu, Patricku.

W każdym razie... Prośba (a właściwie wezwanie) o spotkanie ze strony jego matki była dziwna, ale i też dość nieprzyjemna. Nieprzyjemna, bo żeby z nią porozmawiać musiał odwiedzić szpital psychiatryczny, którego była ordynatorem. Świetną sobie pracę wybrała, nieprawdaż?

Kiedy tylko chłopak wszedł do tego okropnego budynku, żołądek ścisnął mu się mocno. Przypomniał sobie, jak Jasmine chciała skierować go na leczenie...

"Pracują tu sami specjaliści, którzy z pewnością wyleczą cię z tego twojego gejostwa" - tak się właśnie wyraziła zawsze kochająca i opiekuńcza matka szatyna. Wyleczyć... Też coś!

Docierał właśnie do celu i stwierdził, że miejsce to prawie się nie zmieniło. Pamiętał, jak przesiadywał tu, obserwując pracującą matkę. Z czasem jednak przychodził tu z innego powodu... Przychodził dla niego. On był jednym z pacjentów, rok młodszym od Louisa. Ten, mając wówczas tylko osiem lat, nie potrafił zrozumieć, co taki fajny chłopak, jak on, robi w takim miejscu. Polubił go, zaprzyjaźnili się. Ciekawe, co teraz się z nim dzieje...

Zapukał dwukrotnie do ciężkich, ładnie zdobionych drzwi. Kiedy usłyszał głośne "proszę", wszedł.

- Och, Louis... synu. - Jasmine podniosła się z wielkiego, skórzanego fotela i oparła dłonie na biurku. Uważnie mu się przyglądała.

- Cześć, mamo - powiedział cicho, wsadzając dłonie w kieszenie kurtki. Nie było to jednak zbyt kulturalne, więc wyciągnął je i opuścił wzdłuż ciała, wpatrując się w kobietę przed nim. Stali tak, posyłając sobie beznamiętne spojrzenia, do momentu, aż blondynka podeszła do syna i zamknęła go w szczelnym, matczynym uścisku. Louis wcześniej sądził, że brakowało mu tego, ale teraz nie czuł nic, nawet nie odwzajemnił gestu - wręcz zesztywniał pod dotykiem kobiety, która teraz wydawała mu się zupełnie obca.

- Dlaczego miałem przyjść? - spytał, nie siląc się na jakiekolwiek czułości. Matka za bardzo go zraniła, by teraz miał tak po prostu rzucić się jej w ramiona.

- Mam do ciebie pewną prośbę...

Och, no tak.

- Prośbę? Do mnie? A z jakiej racji?

- To właśnie chcę ci wyjaśnić, Louis. Może chodźmy do kawiarni i porozmawiajmy? - zaproponowała, patrząc na niego z nadzieją.

Tomlinson skinął tylko głową i otworzył drzwi przed Jasmine. Zastanawiał się, czego może chcieć od niego kobieta, która dwa lata temu wyraźnie dała mu do zrozumienia, że się nim brzydzi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich w moim trzecim już opowiadaniu. Dziękuję, że postanowiliście do niego zajrzeć. Jest to moje pierwsze fanfiction o Larrym i szczerze mówiąc nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę o nim pisać, ale uważam, że dobrze się stało. Mam tylko nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu. Życzę wszystkim wesołych świąt! xx


Graveyard whistling (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz