Rozdział 11

6.1K 588 672
                                    

- Potrafisz w to uwierzyć? Bo ja nie. - Harry siedział przy stole kuchennym i wpatrywał się w małą karteczkę, podczas gdy Louis zmywał naczynia. Robił to dość niechętnie, ale cóż, kiedyś musiał się za to zabrać.

- W co? - Louis zerknął na Harry'ego przez ramię. - Ach, ten producent. Tak, faktycznie masz duże szczęście.

- To życiowa szansa.

- Na pewno.

- Odrzucę to.

- Słucham? - Tomlinson przerwał próbę doczyszczenia jednego z talerzy, by spojrzeć zdumiony na Harry'ego. Chwycił ścierkę i wytarł dłonie, następnie zajmując miejsce na krześle. - Chyba nie mówisz poważnie.

- Louis, tą wizytówkę powinien dostać ktoś inny, nie ja. Ktoś posiadający talent, odwagę, to coś.

- Masz tego czegoś w nadmiarze, uwierz mi - zapewniał Louis. Zabrał wizytówkę z rąk przyjaciela i przestudiował ją. - Skoro sam Simon Cowell wręczył ci swoją wizytówkę i zaproponował współpracę, to na pewno nie jesteś beztalenciem.

- Powiedział, że mam warunki - mruknął ze skwaszoną miną Harry, podpierając brodę na dłoni.

Louis podniósł wzrok i przyjrzał się brunetowi. Lewy kącik ust drgnął mu lekko, jednak powstrzymał uśmiech. Odłożył karteczkę i splótł palce dłoni.

- Tak, to z pewnością - powiedział po chwili ledwo słyszalnie.

- Co?

- Nic nie mówiłem. - Potrząsnął głową, wstając. - Przemyśl to sobie wszystko na spokojnie i nie podejmuj pochopnych decyzji. Ja muszę już wychodzić, będę wieczorem.

Harry nawet mu nie odpowiedział, znowu wpatrując się w prostokątny kawałek papieru. Louis ostatni raz spojrzał na niego, jakby chcąc dokładnie zapamiętać ten wyraz twarzy Harry'ego, żeby towarzyszył mu przez cały dzisiejszy dzień.

Dokładnie sześć dni temu producent Simon Cowell wręczył Harry'emu swoją wizytówkę, nad którą chłopak teraz siedział, intensywnie rozpatrując wszystkie za i przeciw. Według Louisa to, co się stało, było co najmniej niebywałe. Harry zaśpiewał - nie będąc nawet ani trochę przygotowanym - przed ludźmi po raz pierwszy, a w zaledwie pięć minut później został zauważonym przez założyciela wytwórni muzycznej Syco Music. Ludzie marzą o takiej szansie latami, stojąc na tych wszystkich ulicach i grając, chociaż tak naprawdę mało kto ich słucha, podczas gdy taki Harry Styles, jak gdyby nigdy nic, staje sobie przed mikrofonem i od razu zgarnia wszystko, czego oni pragną. Los wreszcie uśmiechnął się do Harry'ego i chyba byłby głupcem, jeżeli teraz powiedziałby temu wszystkiemu nie. Co prawda Louis nie przypominał sobie, żeby Harry kiedykolwiek pałał jakąś szczególną miłością do śpiewania, ale skoro sprawia mu to przyjemność i jest w tym obrzydliwie dobry, to dlaczego nie?

~*~

Dzień był wyjątkowo pochmurny, tak samo, jak myśli Louisa. Dosłownie, był dziś jak tykająca bomba. Jeszcze kiedy wychodził z mieszkania, jego humor był naprawdę w porządku, a teraz? Przepadł. To naprawdę irytujące, kiedy w minutę potrafisz stracić całą energię i nie jesteś nawet w stanie normalnie egzystować. I chociaż obecna pogoda tylko go przybijała, to nie mógł powstrzymać się od wyjścia na zewnątrz i zapalenia papierosa, obserwując odbijające się od ziemi krople deszczu. Nałożył na głowę kaptur i oparł się o ścianę uniwersytetu, wypuszczając z ust dym tytoniowy. Ściskał schowany w kieszeni telefon, ponieważ świerzbiło go, żeby zadzwonić do Harry'ego. Widział się z nim może dwie godziny temu, więc sam siebie w tym momencie nie rozumiał. Nie chciał zawracać mu głowy, więc po prostu...

Graveyard whistling (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz