Jechałam ciemnymi uliczkami już dobrą godzinę. Za nic w świecie nie potrafiłam znaleźć tej pieprzonej posiadłości Davenporta. Jeśli jest wampirem to z przyjemnością wbiję mu kołek w serce, odetnę głowę, a ciało poleje wodą święconą. Tak już mam. Jestem prawnuczką Abrahama van Helsinga, ale mało kto wie, że moim ojcem jest Harry van Helsing.
Po godzinie drogi zaparkowałam przed wielkim domem na obrzeżach Londynu. Wysiadłam z auta. Założyłam kominiarkę i kaptur. Posiadłość była otoczona metalowym, ale ładnie wykonanym ogrodzeniem z szpikulcami na końcu. Poza tym wszędzie były lampy i prawdopodobnie kamery. Ale co to dla Caroline van Helsing? Założyłam rękawiczki bez palców i buty, które mają lepszą przyczepność. Stanęłam przed wielką bramą i modliłam, aby nie nadziać się na szpikulce. Odeszłam parę kroków i jeszcze raz spojrzałam na ostre zakończenia. Odetchnęłam i zaczęłam biec na ogrodzenie. Jedną stopę włożyłam w przerwę między prętami, drugą tak samo. Zaczęłam się powoli wspinać po płocie. Kiedy stanęłam twarzą w twarz z ostrymi zakończeniami przełknęłam ślinę. Były bardzo gęsto rozmieszczone. Chwyciłam za dwa pręty pod szpikulcami i wykonałam zgrabne salto nad płotem. Gładko wylądowałam na ziemi. Szybko obmacałam się sprawdzając czy nic mi się nie stało. Byłam cała i zdrowa. Odetchnęłam z ulgą i pobiegłam do posiadłości Davenporta.
Była to willa, która z zewnątrz przypominała mój rodzinny dom, willę van Helsinga. Porośnięty bluszczem budynek był bardzo piękny. Miałam nadzieję, że nie należał do wampira. Rozejrzałam się za wejściem do środka. Balkon! To jest to. Przyczepiłam się do bluszczu i w mgnieniu oka znalazłam się na balkonie. Wyciągnęłam z torby wytrych i zgrabnie otworzyłam drzwi balkonu. Myślałam, że włączy się alarm, ale nic takiego nie miało miejsca. Weszłam do ciemnego pomieszczenia. Jako Łowca miałam bardzo dobry wzrok, nawet w ciemności. Zobaczyłam łóżko, jakieś biurko, szafy. W szafach były powieszone koszule i marynarki. Trafiłam prosto do sypialni Davenporta, ale go tam nie było. Powoli wyszłam z sypialni zamykając za sobą drzwi na balkon. Przez szybę zobaczyłam niebieskie światło wystrzelone przez racę w okolicach parlamentu. Jack, Ash i Luck pozbyli się wampirów. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wyszłam z sypialni prawie potykając się o torbę pełną papierów. Powoli wypuściłam z ust powietrze. Znalazłam się na korytarzu. W lampach świeciło blade światło. Na ścianach było pełno obrazów i głów zwierząt. Zeszłam powoli po schodach na parter. Światło było tutaj zapalone. Nagle usłyszałam czyjeś krzyki. Zapomniałam gdzie jestem i pobiegłam w ich kierunku. Wyszłam na zewnątrz posiadłości. Stałam w ogrodzie. Krzyki stawały się coraz głośniejsze. Zobaczyłam dwie sylwetki tarmoszące się w świetle księżyca. Ukryłam się za drzewem. Krzyki wydawała kobieta, która walczyła o życie z jakimś mężczyzną. Facet przyssał się do jej szyi. Widziałam jak bezbronna osoba blednie. Nie mogłam jej już pomóc. Kobieta upadła na ziemię. W szyi miała dwie głębokie rany. Nad nią pochylał się mężczyzna. Okolice jego ust były zabrudzone krwią. Przerzucił kobietę przez ramię i z ogromną siłą wyrzucił za ogrodzenie. Rozejrzał się po okolicy. Jego oczy były w odcieniu rubinów. Otworzył usta i spojrzał na księżyc. Wielkie, ostre kły nie były podobne do kłów innych wampirów. Szybko wbiegł do posiadłości. Nie wiedzieć czemu ruszyłam za nim.
Schowałam się w pokoju, obok dobrze oświetlonego salonu. Wampir wytarł krew z twarzy. Mogłam zobaczyć jak wygląda. Był bardzo przystojny. Miał czarny zarost, który bardzo dobrze mu pasował. Jego czarne rozczochrane włosy mieniły się w blasku światła. Oczy wróciły do pierwotnego koloru. Błękitne jak ocean ślepia wyglądały na smutne. Westchnęłam. To był mój błąd. Usłyszał to. Krążył wzrokiem po pokoju, aż zobaczył otwór w drzwiach. Zobaczył mnie. Nie mogłam się nigdzie schować. Przez moją głupotę skończę jak tamta kobieta. Nie zabrałam żadnej broni. Kolejny błąd. Chwyciłam za srebrny krzyżyk, który miałam na szyi. Było oczywiste, że nie odpędzi wampira, ale miałam nadzieję, że chociaż trochę go zrani. Mężczyzna podszedł do drzwi i je otworzył. Chwycił mnie za ramię i wytargał z pokoju. Przyparł mnie mocno do ściany. Brutalnie zdjął mi kaptur i rozerwał kominiarkę. Przeleciał mnie kilka razy wzrokiem. Ciągle mnie mocno trzymając wyciągnął z kieszeni kawałek sznurka i związał mi nadgarstki.
-Dlaczego od razu mnie nie zabijesz?!-krzyknęłam.
Wampir pogładził mnie po policzku.
-A kto tu mówi o zabijaniu, kochana?-powiedział. Miał piękny głos.
Przerzucił mnie przez jedno ramię jak tamtą kobietę i powlekł do góry. Kopnął drzwi sypialni i rzucił mnie na łóżko. Zapalił światło, drzwi zamknął na klucz. Myślałam, że zrobi coś okropnego, ale on usiadł na krześle i wpatrywał się we mnie.
-Dlaczego Łowcy wysyłają kobietę na taką misję?-zapytał po chwili milczenia.
Nie odpowiedziałam. Wampir podszedł do mnie. Wszedł na łóżko. Leżałam pod nim. Nie bałam się. Wychodziłam już z gorszych tarapatów.
-Albo odpowiesz mi na pytanie, albo skończysz jak ta Łowczyni Emma.-wyszeptał i przybliżył usta do mojej szyi.-Ciekawe czy twoja krew będzie smaczna. Jej była chyba zatruta. Sprytne. Trujecie sobie krew, aby tacy jak ja się zabijali. Na mnie to nie działa.-poczułam jego ostre kły na mojej skórze. Przebił lekko naskórek i skosztował mojej krwi.-Masz dobrą krew. Aż szkoda, aby się zmarnowała. Masz szczęście, że jestem nasycony.
Zszedł ze mnie i usiadł na łóżku.
-Więc? Odpowiesz na pytanie? Porozmawiaj ze mną, kochana.
Dziwnie na mnie działał. Miałam ochotę mu wszystko wygadać. Niestety tak zrobiłam.
-Nazywam się Caroline. Miałam sprawdzić posiadłość pana Alexandra Davenporta. Łowcy podejrzewają, że jest wampirem.
-Jak zwykle są bardzo sprytni. Witaj Caroline, ja jestem Alexander.-powiedział wampir i odwiązał moje ręce. Przybliżył moją dłoń do swoich ust i pocałował.
Wyrwałam rękę.
-Zabiłeś Emmę.-szepnęłam.-Jesteś potworem.
-Przecież na co dzień masz do czynienia z potworami.-Alexander podrapał się po brodzie.
-Nie jesteś zwykłym wampirem. W takim razie czym?
-Jestem najzwyklejszym wampirem jaki może być. Powiem więcej, jestem pierwszym wampirem.-Alexander podszedł do okna. Kolejne niebieskie światło zostało wystrzelone.-Całkiem sprawni ci Łowcy. Ze mną nie pójdzie im tak łatwo.
-Jesteś pierwszym wampirem?-wznowiłam temat.-Niemożliwe. On nie żyje!-krzyknęłam i zerwałam się z łóżka. Próbowałam otworzyć drzwi. Nic z tego!
Alexander podszedł do mnie i przygniótł do ściany.
-Jak widzisz żyję.-zmarszczył brwi.-Prawie. I mam się dobrze. Krew może czynić cuda. Stworzyłem kilka nowych wampirów, które nawiasem mówiąc już są uśmiercone.
-On zginął z rąk mojego przodka.-upierałam się.-Jego trumna jest w lochach mojego domu.
-Mówię ci, słońce, że on to ja. Jeśli chcesz dowodu mogę ci go dać.-Alexander już tracił do mnie cierpliwość.
-Daj mi dowód.-powiedziałam sucho.
-Słyszałem waszą naradę. Stare wampiry mają długie i ostre kły.-mężczyzna otworzył usta, a potem je zamknął. Kły wystawały lekko poza obszar jego szczęki. Wziął moją dłoń i delikatnie nabił mój palec na kieł. Momentalnie poleciała z niego krew.-Jak widzisz są bardzo ostre. W moich żyłach płynie czarna, gęsta, trupia krew. Moje serce przestało bić wiele wieków temu. Jadałem wieczerze mając przed sobą las ludzi nabitych na pale. Jestem Vlad Palownik. Jak mnie inaczej nazywają?-potrząsnął mną.-Jak?!
-Dracula.-szepnęłam i straciłam przytomność.
YOU ARE READING
Dziewczyna Draculi
VampireMiłość, która z góry jest skazana na porażkę. Uczucie, które nie ma prawa istnieć. Niebezpieczna bliskość, która grozi śmiercią. Jestem Caroline, a to moja historia.