Rozdział 19

31 6 3
                                    

Marzec. Dziewiąty miesiąc. Do terminu pozostały dwa tygodnie. Od 8 grudnia mieszkałam z Matem. Musiał teraz przysiąść porządnie przy książkach, bo w maju czekała go matura.

O czwartej rano poczułam mocny skurcz. Ścisnęłam swoją białą koszulę nocną i pobiegłam do łazienki. Na toalecie zorientowałam się, że właśnie odeszły mi wody. Skurcze były z każdą chwilą mocniejsze i częstsze. Wyszłam zgięta w pół, kurczowo miętoląc ubranie i podpierając się o ścianę.

-Mat! - Krzyknęłam, doczłapując się do sypialni i stając w drzwiach. Chłopak wyrwany ze snu wyskoczył z łóżka jak oparzony i dwie sekundy później stał już na równych nogach.

- Już?! - Od razu było widać, że był przerażony, zresztą tak jak ja. Nic mu nie odpowiedziałam tylko jęknęłam z bólu.

Krzyki obudziły również rodziców Matiasa. Zawieźli nas do szpitala w zastraszającym tempie. Położyli mnie na porodówce i podłączyli mi tysiące kabli, a ja czułam się coraz gorzej. Nagle wszystkie te urządzenia zaczęły wydawać bardzo wysokie dźwięki, pojawiły mi się mroczki przed oczami. Pielęgniarki obecne na sali wezwały lekarza i zaczęły gorączkowo podawać mi leki, kroplówki. Mat wraz z rodzicami stali oniemiali.

- Wyprowadź ich stąd! - Krzyknął przybyły lekarz do jednej z kobiet. Kiwnęła głową i stanowczo chwyciła Mata za łokieć.

- Proszę poczekać na zewnątrz.

Wyszli.

- Co się dzieje? - W oczach i głosie przyszłego ojca było widać nieludzki strach. Jego dłonie drżały, a warki stały się białe jak mąka. Kobieta się zawahała.
- Państwo to rodzina?
- Jest ojcem. - Ucięła krótko jego matka i to wystarczyło.
- Więc.. - Spuściła wzrok. - Doszło do krwotoku. Zaraz ją przewieziemy i zrobimy cesarskie cięcie. Musimy się śpieszyć, dziecku grozi.. uduszenie, a matce wykrwawienie. - Oszczędziła im informacji, że do takiego stanu mogła doprowadzić moja głupia próba samobójcza.

Mat opadł ciężko na fotel i ukrył twarz w dłoniach. Jego rodzice też nie wyglądali najlepiej.

- Czy ona umrze?
- Możliwe.

Właśnie przewozili mnie na salę i podawali mi wiele jednostek krwi.

- Możesz wejść. - Oznajmiła pielęgniarka.

Chłopak wstał i chwycił mnie za dłoń. Ledwo to poczułam. Po jego policzkach snuły się łzy. Znów cierpiał z mojego powodu.

- Wszystko będzie w porządku. - Uśmiechnął się.

Na sali od razu przeszli do zabiegu. Nic nie czułam - składało się na to znieczulenie, szok i strach. Matias był przy mnie i dodawał odwagi, choć sam tego potrzebował. Mat bał się o nas.

Po nieskończenie długich chwilach usłyszałam to, płacz dziecka. Chłopak patrzył w tamtą stronę i uśmiechał się przez łzy.
- Mamy syna. - Zwrócił się do mnie z dumą w głosie. Po chwili noworodek w ręczniku wylądował w ramionach ojca.
- Spójrz, to nasz Antonio. - Byłam szczęśliwa, że poród się udał, choć musieli jeszcze mnie pozszywać, ale najważniejsze, że maluch był duży, płakał i wyglądał na zdrowego.

Patrzyłam jak Mat czule tuli chłopca. Coś mówił, ale moje oczy zaszły mgłą.

Obudziłam się już w sali szpitalnej. Nie wiem ile minęło. Mat siedział obok, zawsze był obok.
- O mało się nie wykrwawiłaś. - Pocałował mnie lekko w czoło. - Od porodu minęło 10 godzin. - Uśmiechnął się słabo. Podszedł do małego łóżeczka dla noworodków i przysunął je bliżej mnie.

Podniosłam się obolała, ale nie ból był teraz najważniejszy. Mat podał mi malutkie zawiniątko, które słodko spało.

To była najpiękniejsza chwila.

Życie z piorunamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz