Jak zahipnotyzowana przyglądałam się karteczce z planem i wszystkimi salami, przy okazji starając się znaleźć, którąś z nich. Uniwersytet Lapoński może nie jest jakiś ogromny, jednak jeśli jesteś tu nowy, to będzie to dla ciebie istny labirynt.
W Rovaniemi mieszkam od sześciu lat i z milion razy byłam w tym oto miejscu, w którym teraz się znajduję, a i tak nigdy nie potrafię zapamiętać co, gdzie i jak. Nie ważne jest to czy tu się urodziłeś, czy chodzisz do tego Uniwersytetu, zgubisz się czy tego chcesz, czy nie. Profesorowie uwielbiają zmieniać sobie numery sal oraz gdzie się odbywają wykłady. Również uwielbiają, podczas wakacji, zmieniać ich rozmiar, tacy z nich żartownisie.
Po ciężkiej próbie udało mi się znaleźć sale trzysta trzydzieści trzy, mimo że ich aż tak dużo nie ma. Cała uradowana weszłam, parę osób już tutaj siedziało, więc postanowiłam się tylko przywitać i zajęłam miejsce na przednich siedzeniach byleby coś usłyszeć.
Była godzina dziesiąta trzydzieści pięć, a zajęcia zaczynały się równo o jedenastej, czyli miałam jeszcze dwadzieścia pięć minut. Wyciągnęłam telefon z mojej torby, po czym go odblokowałam i zaczęłam szukać gry Color Switch. Po krótkim czasie znalazłam ją i szczęśliwa rozpoczęłam zabawę. Mój rekord to dziewiąty level, zawsze przegrywałam jeśli kulka robiła się żółta i miała przejść przez ruszające się prostopadłe kreski, to takie irytujące. Nawet nie zauważyłam kiedy obok mnie ktoś usiadł.
- Witam wszystkich na kryminologii. - Odezwał się, a ja szybko odłożyłam telefon na stolik naprzeciwko mnie. - Nazywam się Olavi Virtanen i ogromnie miło mi was poznać. - Wszyscy zaczęli klaskać, no prawie wszyscy, chłopak po mojej prawej stronie siedział z kapturem na głowie i prawdopodobnie zasnął. Nie wiedziałam jak tak można przyjść na wykład i okazać zero szacunku osobie, która je prowadzi, jednak postanowiłam sobie nie robić wrogów już pierwszego dnia, więc go nie obudziłam, a tak mnie korciło.
Godzina w sali trzysta trzydzieści trzy minęła miło i przyjemnie. Z profesora jest niezły żartownik i co chwilę opowiadał swoje kawały, głównie o nim samym. Bardzo szanuje tego człowieka za to, że ma taki dystans i potrafi z siebie żartować, a nie jak połowa wykładowców narzeka na świat i stawy, a ma on już pięćdziesiąt dwa lata.
Po zajęciach podeszłam do pana Olavi aby podziękować za to, że nie jest typowym moherem, i że wykłady z nim to czysta przyjemność. Tylko się zaśmiał na moje słowa i powiedział "Pamiętaj, że wszystko, co uczynisz w życiu, zostawi jakiś ślad. Dlatego miej świadomość tego, co robisz.", zapamiętam te słowa na zawsze.
Wychodząc z sali zaczepił mnie chłopak, to był ten z kapturem na głowie. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać i chciałam iść dalej, jednak złapał mnie za ramie co uniemożliwiło mi ucieczkę.
- Ja wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, jednak chyba chcesz odzyskać swój telefon. - Wyciągnął mój telefon z kieszeni swej bluzy. - Trzymaj. - Wziął moją dłoń i położył na niej moją zgubę.
Takie ciepłe dłonie.
- Dziękuję. - Krzyknęłam w ostatniej chwili, ponieważ chłopak już odchodził. Usłyszałam jak odkrzykuje "nie ma za co" i ruszył przed siebie, chwilę się mu przyglądałam, miał około sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, blond włosy i błękitne oczy, czyli nic nadzwyczajnego. Jedyne co go wyróżniało to kolczyk w wardze oraz lekki zarost, który wyglądał na nim okropnie i strasznie go postarzał.
Czas na Uniwersytecie strasznie szybko minął, bez żadnych problemów i na dodatek w miłej atmosferze. Poznałam dwie osoby, Arlik'a i Marit. Arlik jest na pierwszym roku dziennikarstwa, a Marita jest na drugim roku, są rodzeństwem i każdy w ich rodzinie jest dziennikarzem, nie z przymusu, a z własnej woli. Zazdroszczę im, że mają te same zainteresowania, ja z moją rodzina robimy kompletnie różne rzeczy, przez co, jak rozmawiamy to każdy tylko o swoich zainteresowaniach i zawsze to się kończy kłótnią kto ma lepszy zawód.
Wychodząc z budynku przed wejściem zauważyłam mojego kuzyna, Michael'a. Michael mieszka w Sydney i jest ode mnie rok starszy, na dodatek studiuje, więc nie wiedziałam jakim cudem się tu znalazł. Wzięłam głęboki wdech i powoli podeszłam do niego, nie był on sam, a z chłopakiem "kapturkiem"
Zaszłam go od tyłu i zasłoniłam mu oczy przez co się wystraszył, a po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Witaj Julio, jak się masz? - Kuzyn nigdy się nie pytał jak tam u mnie, zawsze odpowiadał za mnie.
- Oh kuzynie, coś ty się nagle taki miły zrobiłeś? - Poczochrał mi włosy i odwrócił się do mnie plecami.
- To Luke, mój kolega z liceum. - Przedstawił mi kapturka i zanim coś powiedział zdążyłam go wyprzedzić mówiąc, że już się poznaliśmy. Zmieszany Luke pożegnał się z nami, a my ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Dzień był przyjemny, byliśmy na zakupach oraz coś zjeść, a nawet na kręglach, w których oczywiście przegrałam, z Michael'em nie da sie wygrać w kręgle. Z nim w nic nie da się wygrać, to niemożliwe.
Wieczorem do pokoju wszedł kuzyn. Wydawał się strasznie poważny, zapewne chciał pożyczyć pieniądze lub coś.
- Skąd znasz Luke'a? - Zdziwiło mnie to pytanie, kompletnie się tego nie spodziewałam.
- Zapomniałam raz zabrać telefon z sali to mi go oddał. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą ale chyba wolał coś innego usłyszeć.
- Luke to dobry chłopak, a ty. - Na chwilę urwał zdanie, a ja miałam ochotę wyrwać mu jabłko Adama. - No specyficzna, chyba wiesz o co mi chodzi. - Pokiwałam głową, dokładnie rozumiałam co chce mi przekazać i wiedziałam, że nie warto kogoś takiego jak mnie poznawać. - A lepiej już z tym? - Spojrzał mi w oczy, a następnie na szafkę nocną, na której znajdowały się lekarstwa.
- Lepiej niż wtedy, uwierz mi, nikogo już nie skrzywdze. - Przytuliłam go i rozpłakałam się jak małe dziecko, które uderzyło się o stół.
Mam nadzieję, że miło wam się będzie czytało :) Również zapraszam do komentowania i cytowania ulubionych fragmentów.