EPIZOD #5 | Say my name

44 2 0
                                    


Zoe jeszcze śpi, na moim łóżku, a ja koczuję ja starym fotelu, i tak dziś już nie zasnę.

Patrzę przez okno na miasto które nigdy nie śpi, na światła ulic, dostrzegam sylwetki ludzi wracających z imprez. I myślę o jego dłoniach na moim ciele.  Miałam wrażenie że jestem w jego ramionach wieki, czas jakby się zatrzymał kiedy spojrzałam w jego oczy. Teraz tylko delektuję się wspomnieniem tego cudownego uczucia.

Próbuję sobie uświadomić jakie miałyśmy ogromne szczęście z Zoe, że Peter jakimś cudem znalazł się w pobliżu. Nie chcę myśleć gdzie teraz byśmy były gdyby nie on.  
Wracam do chwili kiedy Peter prowadził mnie do swojego samochodu trzymając za rękę, a za nami Cris niósł roztrzęsioną Zoe. 
Biedna Zoe, kiedy o niej myślę łzy napływają mi do oczu. Patrzę na nią leży na łóżku, z niezmytymi resztkami makijażu które rysują się w kształt jej łez na policzkach. Jest taka drobna i bezbronna.

Cris chciał zostać przy niej, ale byłam taka wkurwiona na typa, że wyprosiłam go "grzecznie". Wpakował nas w jakieś totalne gówno.  Ma jutro przyjechać omówić jak on to nazwał "plan działania", ponieważ uważa że jesteśmy w dużym niebezpieczeństwie. Nie no koleś gratulacje, prawie zostałyśmy uprowadzone, czy to nie jest duże niebezpieczeństwo?  Nie chcę żeby się do nas zbliżał, szczególnie do Zoe. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. 

Popatrzyłam na stary zegar, dochodzi 5 rano. Opatuliłam się mocniej kocem próbując zasnąć.

***

Otworzyłam oczy
Było już południe bo promienie słońca dokładnie oświetlały cały pokój.

Spojrzałam na łóżko, Zoe tam nie było. Musiała już wstać.

Poszłam do łazienki, z myślą o długim relaksującym prysznicu. Jednak naciskając na klamkę poczułam opór.

-Zoooo! Dlaczego mi to robisz!-powiedziałam uderzając pięścią w drzwi od łazieńki.

-Już! Daj mi pięć minut! -Krzyknęła.

Nie miałam innego wyjścia poszłam do kuchni otworzyłam lodówkę, była prawie pusta. Miałam tylko Chleb z przed kilku dni, ser i ketchup. A więc dziś na Sniadanie/obiad będą zapiekanki. Zrobiłam jeszcze dwie dla Zoe. Kiedy skończyłam jeść, akurat wyszła z łazienki, wyglądała o niebo lepiej.

-Cześć, łazienka wolna-powiedziała i zabrała się za tosty.-O rany, jaka ja byłam głodna!

-Zoe, idę pod prysznic. A ty tu siedź, musimy pogadać- Powiedziałam i przyjaciółce momętalnie posmutniała twarz, morze myślała że to tylko zły sen..

***

Po trudnej rozmowie z Zoe miałyśmy już wszystko jasne, jeden facet powiedział jej że zgubił portfel, poprosił ją czy nie mogła by mu przyświecić telefonem. Oddaliła się z nim, kiedy inny facet ją obezwładnił, i ciągnął przez plażę. Mówili do niej "Dziwka Harrisona".

Nie miałam dziś siły na trening. Zoe poszła koło godziny osiemnastej. A ja poszłam zaopatrzyć się w jedzenie.

Kiedy wróciłam do domu na fotelu siedział Peter, ledwo go poznałam. Miał na sobie elegancką bladoniebieską koszulę, i granatowe spodnie od garnituru, a jego przydługie ciemnobląd włosy były idealnie zaczesane do tyłu. 

Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem i zaczęłam się śmiać.

-Co cię tak śmieszy?-Zapytał się zmieszany

-Ty kolego. Ile ty masz twarzy? Bokser, i to bardzo dobry co udowodniłeś wczoraj, Imprezowicz, i ..? hmm pan prezes? -powiedziałam z przekąsem, a on się zaśmiał.

-Mam ich bardzo wiele koleżanko. Niestety nie pan prezes, ale pan prawnik. -powiedział z tajemniczym uśmiechem.

Oo, jeszcze lepiej kolego- odpowiedziałam unosząc jedną brew. 

-No, i co my tu mamy?-wskazał na siatkę z zakupami i wstał z fotela. 

Wyglądał niesamowicie w tym stroju, jego sylwetka była idealna, szerokie barki, kontrastowały z wąską talią. Wyobrażałam go sobie bez koszulki, na pewno ma umięśniony tors...

-Kath?-znów się zaśmiał, i tym samym wyrwał mnie ze świata marzeń.

-Peter, nie miałam okazji ci wczoraj podziękować za.. uratowanie.-spojrzałam na niego niepewnie.

-Nie ma sprawy, na coś się przydałem-odpowiedział z uśmiechem. -Jakbyś się widziała jak okładałaś tego kolesia w brzuch, biedak.-zaczął się śmiać.

-Tak jest, bardzo śmieszne! -odpowiedziałam mu oburzona. Ciągle się ze mnie nabija, rany!

-No żebyś wiedziała! Cieszę się że nie byłem na jego miejscu! 

-No ale zaraz będziesz!-Rzuciłam się na niego z rękami z zamiarem uderzenia, lecz on był szybszy i powalił mnie na ziemię. 

-Nie prostuj łokcia, i większy zamach. A no i większego w pojedynku jeden na jednego takim czymś nie pokonasz.-powiedział prawie w moje usta. Każda cześć mojego ciała czuła go na mnie. Patrzyłam tylko w jego hipnotyczne oczy, i czułam się jak w transie. Leżał na mnie chyba trochę za długo bo zrobiło się niezręcznie. W mgnieniu oka wstał z ziemi, a ja wciąż leżałam osupiała. Podał mi rękę i wstałam.


The neighbourhood - Say my name

***************************************************************


Kochani i jak się podoba ?? 

xoxo


Strong passion.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz