– Dotarliśmy! – krzyknęła podekscytowana Hana. Nie da się ukryć, że ja również się cieszyłem.
– W końcu... – odetchnęła Akane.
– Nareszcie! – wydarł się Yoshi. – Dobra, to teraz chodźmy znaleźć jakiś nocleg!
– Nie spiesz się za bardzo – mruknąłem. – Najpierw musimy skombinować kasę.
– Ano racja... – jego entuzjazm lekko przygasł. – To może poszukajmy tego staruszka? Jeśli uda nam się opylić ten kamień, to będziemy mieć prawdopodobnie niezłą kasę.
– Tylko gdzie go szukać? – westchnęła Hana. – Rozejrzyjcie się, on może być wszędzie.
Rzeczywiście, trzeba przyznać, że mogliśmy go szukać wieki. Fukushima była dość duża, a ludzi było tam od groma. Trudno się dziwić, w końcu było to główne miejsce handlu, więc wszyscy przybywali tam, aby nabyć ubrania, jedzenie i inne rzeczy. Takich ekskluzywnych przedmiotów nie znajdzie się w pierwszym lepszym mieście.
– Eh... no i co my mamy począć? – westchnął Yoshi. – Isao, weź coś wymyśl.
– Niby czemu ja? – próbowałem protestować.
– Bo to ty jesteś tutaj geniuszem – ostatnie słowo zaakcentował, żeby dać mi do zrozumienia, że to jest sarkazm. Spojrzałem na niego, mając ochotę go udusić. Chyba to wyczuł, bo zaraz się cofnął o krok.
– Niech ci będzie – warknąłem. – Dajcie mi trochę czasu, postaram się coś wymyślić, a wy w tym czasie możecie iść i sobie pozwiedzać. Przy okazji, pomyślcie nad innymi sposobami na zarobek, bo nie możemy być pewni, czy uda nam się znaleźć staruszka.
– Racja – powiedziała Akane. – W takim razie się rozdzielamy. Spotkajmy się tutaj o szesnastej – wskazała na wielki zegar stojący przy rynku głównym, który wskazywał trzynastą. Czyli mam trzy godziny. W tym czasie muszę wymyślić sposób na znalezienie tego staruszka.
Nic więcej nie powiedziałem, tylko oddaliłem się w stronę głównego rynku. Szedłem przez tłum ludzi, wciąż próbując wymyślić, jak w takim wielkim mieście mam znaleźć kogoś, kogo nawet nazwiska nie znam. Postanowiłem, że na początek zbiorę trochę informacji od mieszkańców, może ktoś go zna. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie stragany z ciuchami, jedzeniem i innymi tandetnymi rzeczami. Zerknąłem na wejście w ulicę, w której zaczynają się bogate i ekskluzywne sklepy.
– Chyba sobie jednak daruję wchodzenie tam – powiedziałem do siebie. – Ci "wielcy bogacze" i tak nie udzielą mi żadnych informacji.
Podszedłem do pierwszego lepszego straganu z owocami i zacząłem wypytywać jakąś starszą panią o tego mężczyznę.
– Przepraszam – zacząłem – chcę się zapytać, czy zna pani pewnego starszego pana. Ma on na oko jakieś 175 cm wzrostu, trochę się garbi, posiada krótkie, siwe włosy i lekki zarost – w tym momencie się zastanowiłem. Przecież większość starszych ludzi tak wygląda. Spróbowałem sobie przypomnieć jakieś znaki szczególne. – Nosi również białe okulary i zawsze ma ze sobą czerwony szalik w kropki.
– Przykro mi, nie znam nikogo takiego – odpowiedziała kobieta. Nie zdziwiło mnie to, nie oczekiwałem, że pierwsza lepsza osoba będzie wiedzieć o kim mówię. Zacząłem chodzić od straganu do straganu wypytując wszystkich o tego mężczyznę. Niestety, nikt nie wiedział o kogo chodzi. Straciłem tylko czas. Spojrzałem na zegar. Wskazywał czternastą.
– Super, czyli godzina w plecy – mruknąłem pod nosem. – Chyba pora zmienić taktykę – problem w tym, że żadnej taktyki nie miałem. Popatrzyłem na ławkę stojącą obok fontanny, która znajdowała się na środku rynku. Chciałem tam usiąść, ale idąc w jej stronę, jakiś facet wpadł na mnie.
– Uważałbyś jak chodzisz! – wydarł się, a wzrok wszystkich skierował się w naszą stronę.
– Może trochę grzeczniej, co? – wnerwiłem się. – To ty na mnie wpadłeś, idioto.– Próbujesz podskakiwać?! – złapał mnie za kołnierz od skórzanej kurtki.
– Radziłbym ci mnie puścić – powiedziałem ze spokojem. Nie specjalnie się przejąłem faktem, że gość chce mi przyłożyć. Był tylko zwykłą szumowiną, która szuka zaczepki.
– Ty mi radzisz?! – wydarł się i spróbował mi przyłożyć, ale zanim się obejrzał, wykręciłem mu rękę. – Kurwa! Puść mnie!
– Wedle życzenia – mruknąłem i uwolniłem jego rękę z mojego uścisku.
– Idiota! – wydarł się i znów chciał mnie uderzyć prawym prostym, ale coś mu nie wyszło.
– Idiotą to jesteś ty, skoro próbujesz ze mną zadzierać – mruknąłem i podciąłem mu nogi. Runął na ziemię. Tym razem to ja go złapałem za koszulę i przyciągnąłem do siebie. – Spróbuj jeszcze raz wejść mi w drogę, a nie skończy się to na lekkiej bójce – zagroziłem, a on przytaknął. Puściłem go, a on mozolnie się podniósł i kuśtykając uciekł. Oddalając się, marudził coś jeszcze pod nosem, ale nie udało mi się usłyszeć. Spojrzałem na ludzi, którzy stali i się we mnie wgapiali. Odwrócili się momentalnie, gdy tylko napotkali mój wzrok. Westchnąłem i postanowiłem, że jednak pójdę jeszcze do dzielnicy bogatych. Chciałem zrobić sobie przerwę, ale tamten gość całkowicie zepsuł mi humor. Skierowałem się w stronę mojego celu, ale nagle poczułem jakąś dłoń na ramieniu.
– Poczekaj chwilkę – usłyszałem jakiś męski głos. Odwróciłem się. Zobaczyłem faceta, mniej więcej w moim wieku. Miał krótko ścięte czarne włosy oraz brązowe oczy. Poczułem jakiś lekki lęk. Coś, można nazwać to instynktem, mówiło mi, że nie powinienem się z nim zadawać.
– Co chcesz? – mruknąłem. Nie miałem żadnej ochoty wdawać się teraz w jakiekolwiek konwersacje, a zwłaszcza z podejrzanymi typkami. – Trochę mi się spieszy.
– Wiem, wiem, ale pozwól mi zająć ci minutkę – uśmiechnął się do mnie.
– Tylko minutę – burknąłem. – Nie więcej.
– Pewnie – powiedział i skierował się w stronę jakiegoś drewnianego domu. – Chodź za mną.
– Coś czuję, że to nie skończy się dobrze – powiedziałem pod nosem.
![](https://img.wattpad.com/cover/56788198-288-k930598.jpg)
CZYTASZ
Never Again
FantasyPięcioosobowa drużyna wojowników. Każdy z nich umie wspaniale walczyć. Niestety, mają jedną wadę. Nie umieją docenić przeciwnika. Są pewni, że mogą pokonać każdego. To doprowadza ich do tragedii, której skutkiem jest rozpadnięcie się drużyny. Po pię...