Rozdział 5

12 2 2
                                    

– Dotarliśmy! – krzyknęła podekscytowana Hana. Nie da się ukryć, że ja również się cieszyłem.

– W końcu... – odetchnęła Akane.

– Nareszcie! – wydarł się Yoshi. – Dobra, to teraz chodźmy znaleźć jakiś nocleg!

– Nie spiesz się za bardzo – mruknąłem. – Najpierw musimy skombinować kasę.

– Ano racja... – jego entuzjazm lekko przygasł. – To może poszukajmy tego staruszka? Jeśli uda nam się opylić ten kamień, to będziemy mieć prawdopodobnie niezłą kasę.

– Tylko gdzie go szukać? – westchnęła Hana. – Rozejrzyjcie się, on może być wszędzie.

Rzeczywiście, trzeba przyznać, że mogliśmy go szukać wieki. Fukushima była dość duża, a ludzi było tam od groma. Trudno się dziwić, w końcu było to główne miejsce handlu, więc wszyscy przybywali tam, aby nabyć ubrania, jedzenie i inne rzeczy. Takich ekskluzywnych przedmiotów nie znajdzie się w pierwszym lepszym mieście.

– Eh... no i co my mamy począć? – westchnął Yoshi. – Isao, weź coś wymyśl.

– Niby czemu ja? – próbowałem protestować.

– Bo to ty jesteś tutaj geniuszem – ostatnie słowo zaakcentował, żeby dać mi do zrozumienia, że to jest sarkazm. Spojrzałem na niego, mając ochotę go udusić. Chyba to wyczuł, bo zaraz się cofnął o krok.

– Niech ci będzie – warknąłem. – Dajcie mi trochę czasu, postaram się coś wymyślić, a wy w tym czasie możecie iść i sobie pozwiedzać. Przy okazji, pomyślcie nad innymi sposobami na zarobek, bo nie możemy być pewni, czy uda nam się znaleźć staruszka.

– Racja – powiedziała Akane. – W takim razie się rozdzielamy. Spotkajmy się tutaj o szesnastej – wskazała na wielki zegar stojący przy rynku głównym, który wskazywał trzynastą. Czyli mam trzy godziny. W tym czasie muszę wymyślić sposób na znalezienie tego staruszka.

Nic więcej nie powiedziałem, tylko oddaliłem się w stronę głównego rynku. Szedłem przez tłum ludzi, wciąż próbując wymyślić, jak w takim wielkim mieście mam znaleźć kogoś, kogo nawet nazwiska nie znam. Postanowiłem, że na początek zbiorę trochę informacji od mieszkańców, może ktoś go zna. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie stragany z ciuchami, jedzeniem i innymi tandetnymi rzeczami. Zerknąłem na wejście w ulicę, w której zaczynają się bogate i ekskluzywne sklepy.

– Chyba sobie jednak daruję wchodzenie tam – powiedziałem do siebie. – Ci "wielcy bogacze" i tak nie udzielą mi żadnych informacji.

Podszedłem do pierwszego lepszego straganu z owocami i zacząłem wypytywać jakąś starszą panią o tego mężczyznę.

– Przepraszam – zacząłem – chcę się zapytać, czy zna pani pewnego starszego pana. Ma on na oko jakieś 175 cm wzrostu, trochę się garbi, posiada krótkie, siwe włosy i lekki zarost – w tym momencie się zastanowiłem. Przecież większość starszych ludzi tak wygląda. Spróbowałem sobie przypomnieć jakieś znaki szczególne. – Nosi również białe okulary i zawsze ma ze sobą czerwony szalik w kropki.

– Przykro mi, nie znam nikogo takiego – odpowiedziała kobieta. Nie zdziwiło mnie to, nie oczekiwałem, że pierwsza lepsza osoba będzie wiedzieć o kim mówię. Zacząłem chodzić od straganu do straganu wypytując wszystkich o tego mężczyznę. Niestety, nikt nie wiedział o kogo chodzi. Straciłem tylko czas. Spojrzałem na zegar. Wskazywał czternastą.

– Super, czyli godzina w plecy – mruknąłem pod nosem. – Chyba pora zmienić taktykę – problem w tym, że żadnej taktyki nie miałem. Popatrzyłem na ławkę stojącą obok fontanny, która znajdowała się na środku rynku. Chciałem tam usiąść, ale idąc w jej stronę, jakiś facet wpadł na mnie.

– Uważałbyś jak chodzisz! – wydarł się, a wzrok wszystkich skierował się w naszą stronę.

– Może trochę grzeczniej, co? – wnerwiłem się. – To ty na mnie wpadłeś, idioto.– Próbujesz podskakiwać?! – złapał mnie za kołnierz od skórzanej kurtki.

– Radziłbym ci mnie puścić – powiedziałem ze spokojem. Nie specjalnie się przejąłem faktem, że gość chce mi przyłożyć. Był tylko zwykłą szumowiną, która szuka zaczepki.

– Ty mi radzisz?! – wydarł się i spróbował mi przyłożyć, ale zanim się obejrzał, wykręciłem mu rękę. – Kurwa! Puść mnie!

– Wedle życzenia – mruknąłem i uwolniłem jego rękę z mojego uścisku.

– Idiota! – wydarł się i znów chciał mnie uderzyć prawym prostym, ale coś mu nie wyszło.

– Idiotą to jesteś ty, skoro próbujesz ze mną zadzierać – mruknąłem i podciąłem mu nogi. Runął na ziemię. Tym razem to ja go złapałem za koszulę i przyciągnąłem do siebie. – Spróbuj jeszcze raz wejść mi w drogę, a nie skończy się to na lekkiej bójce – zagroziłem, a on przytaknął. Puściłem go, a on mozolnie się podniósł i kuśtykając uciekł. Oddalając się, marudził coś jeszcze pod nosem, ale nie udało mi się usłyszeć. Spojrzałem na ludzi, którzy stali i się we mnie wgapiali. Odwrócili się momentalnie, gdy tylko napotkali mój wzrok. Westchnąłem i postanowiłem, że jednak pójdę jeszcze do dzielnicy bogatych. Chciałem zrobić sobie przerwę, ale tamten gość całkowicie zepsuł mi humor. Skierowałem się w stronę mojego celu, ale nagle poczułem jakąś dłoń na ramieniu.

– Poczekaj chwilkę – usłyszałem jakiś męski głos. Odwróciłem się. Zobaczyłem faceta, mniej więcej w moim wieku. Miał krótko ścięte czarne włosy oraz brązowe oczy. Poczułem jakiś lekki lęk. Coś, można nazwać to instynktem, mówiło mi, że nie powinienem się z nim zadawać.

– Co chcesz? – mruknąłem. Nie miałem żadnej ochoty wdawać się teraz w jakiekolwiek konwersacje, a zwłaszcza z podejrzanymi typkami. – Trochę mi się spieszy.

– Wiem, wiem, ale pozwól mi zająć ci minutkę – uśmiechnął się do mnie.

– Tylko minutę – burknąłem. – Nie więcej.

– Pewnie – powiedział i skierował się w stronę jakiegoś drewnianego domu. – Chodź za mną.

– Coś czuję, że to nie skończy się dobrze – powiedziałem pod nosem.





To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 06, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Never AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz