Chogi yo!

290 47 4
                                    

Po dość niedługim czasie przyniósł tacę z chwiejącymi się filiżankami do gości i postawił je przed nimi. Kiedy sięgał po Karmelowe Macchiato z podwójnym mlekiem, jego ręka została zatrzymana w powietrzu.

— No co jest? — zapytał.

— Mówiłem, do stolika numer trzy — powiedział przybysz delikatnie.

— Ja też mówiłem i nie będę tego już więcej powtarzać, że nasze stoliki nie mają numerów — odparł, nieco zniecierpliwiony.

— To prezent ode mnie dla tego twojego chłoptasia — mrugnął do Baekhyuna, na którego twarzy rozlał się czerwony rumieniec. — Trzeba się asymilować z nową rodziną.

— KIM JOONMYEON! — krzyknął. Nie miał pojęcia, skąd kuzyn wie o jego relacji z Chanyeolem. Tak samo nigdy nie podawał mu adresu tej kawiarni, czego tamten też musiał się dowiedzieć z jakiegoś źródła. Rzucił Joonmyeonowi najbardziej zabójcze spojrzenie, na jakie było go stać przy zwyczajowym Baekowatym uroku osobistym. — Życzę smacznego — dodał, odchodząc z samotnym Karmelowym Macchiato z podwójnym mlekiem na tacy w stronę stolika swoich przyjaciół, gdzie zamierzał już permanentnie się przysiąść. Postawił filiżankę z kawą przed Chanyeolem, który obdarzył go pytającym spojrzeniem, ale na głos jego myśli wypowiedział Minseok.

— Dlaczego to tu przynosisz? — spytał.

— Prezent dla Chanyeola od mojego kuzyna, Joonmyeona — odparł Baekhyun z rezygnacją. — Wiem, że to nie Cappuccino Kaixin, ale to też jest dobre. Nawet masz serdusio — dodał, uśmiechając się jak najbardziej czarująco potrafił. — Tak więc, na czym skończyliśmy? — zapytał.

— Na tym, że Jongin i Kyungsoo chcą trochę prywatności w święta — wyjaśnił Luhan.

— I?

— Nie ma mowy! — odparł Minseok, śmiejąc się.

— A jak wy z Luhanem będziecie chcieli... — zaczął Jongin.

— To co innego! — przerwał mu właściciel kawiarni.

— Przypominam, że to MÓJ dom i będziemy tam robić, co mi się podoba, a jak komuś coś nie pasuje... — Zobaczył, że Chanyeol macha mu przed nosem. — Tak, Chanyeol, to też TWÓJ dom...

— Nie no, myślę, że będziemy działać na zasadach przyzwoitości, prawda? — odezwał się Luhan. Baekhyun odchrząknął.

— No ja nie wiem, czy dasz radę... — powiedział, wspominając scenę, która ewidentnie zniszczyła jego mózg.

— Ej, nie robiliśmy tego przecież na środku korytarza! — żachnął się piosenkarz.

— Schowek to wciąż miejsce publiczne — zauważył Baekhyun.

— Jak nazwa wskazuje służy, żeby się w nim chować! — bronił się Luhan.

— Nie SIEBIE, a COŚ!

— Eee, przepraszam! Tutaj! — rozległ się głos z daleka. Był to towarzysz Joonmyeona, który naśladując jego wcześniejszą akcję z puszczaniem oczka podczas próby picia napoju, próbował wyraźnie zwrócić na siebie uwagę. Baekhyun westchnął, wstał i podszedł do niego. Przyjaciel jego kuzyna był prawie łysy (widać, że odrastały mu czarne włosy na głowie) i wyglądał trochę jak dres, zważywszy na spojrzenia, jakie rzucał, ale po chwili na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech. Baekhyun nawet zauważył, że gdyby tamten miał jakąkolwiek fryzurę, to byłby całkiem przystojny, jednak ta myśl szybko ulotniła się z jego głowy. Zauważył, że łysol pije sok pomarańczowy w szklance na wodę, którą on im poprzednio przynosił. Nie przypominał sobie, żeby zamawiali cokolwiek takiego. Czy naprawdę tak trudno się czyta napis na magicznej karteczce, który mówi: „Prosimy nie przynosić własnych napojów"?

— Tak, słucham? — powiedział tylko, zwracając się jak najuprzejmiej do towarzysza jego kuzyna. — W czym mogę pomóc?

— Jesteś kuzynem Joonmyeona, prawda? — zapytał go przybysz.

— A i owszem — odparł Baekhyun. — Nie wspominał ci o tym?

— Chciałem się upewnić. — Znów promienny uśmiech. — A tak poza tym, to miło mi cię poznać, Byun Baekhyunie. Jestem Wu Yifan, ale możesz mi mówić Kris. Jestem chłopakiem Joonmyeona.



Miracles in DecemberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz