Czekał

375 35 9
                                    



Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak trudno było mu zachować spokój. Wiedział, że to wyjście może być dla niego ostatnim, ale dusił się w podziemiach. Był człowiekiem. Istotą stworzoną do życia na powierzchni. Nawet, jeśli inni ludzie zaakceptowali swój marny los, on nie umiał. Zbyt kochał błękitne niebo, by powoli zdychać w schronie.

 - Gotowy? - głos Minho był zniekształcony przez maską gazową, którą miał na twarzy.

      Starszy skinął głową, mocniej zaciskając palce na swoim automacie. Choi pchnął ciężkie drzwi, a ich oczom ukazał się skryty w mroku zaułek. Opuścili bezpieczną, w każdym razie bezpieczniejszą strefę. Mężczyzna ponownie zamknął za nimi drzwi.

 - No to jazda. Pasmanteria jest przecznicę dalej. - powiedział Kibum i ruszył truchtem w stronę ulicy, nie czekając na towarzysza.

 Minho przeklnął cicho, obawiał się zostawić tę divę na choćby minutę. Odwrócił się, chcąc pobiec za nim, jednak, jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że Kim wcale nie odszedł daleko. Stał na granicy cienia, który rzucał budynek. Patrzył na uliczkę, na której cienie stopniowo ustępowały miejsca blasku słońska, który w końcu oświetlił i jego.
Seul wyglądał jakby po prostu spał. Jakby zaraz na ulicy mieli pojawić się pierwsi sprzątacze. Ta część miasta nie była tak zniszczona. Jedynie kilka aut stało w poprzek ulicy. W tym to, którym się tu dostali.

 - Kibum! - syknął Minho.

      Wołany zrobił coś, czego Choi w życiu by się po nim spodziewał. Ani po nim ani po żadnym innym stalkerze. Ściągnął swoją maskę przeciw gazową i odrzucił kaptur. Odwrócił się do niego bokiem, by stać przodem do tego wiosennego wiatru, który czule otulił jego twarz i rozwiał jego włosy. Minho nie był w stanie zareagować. Widok towarzysza oczarował go. Przesunął wzrokiem po powiewających na wietrze włosach, które wyglądały, jakby wiatr je przeczesywał, na przymknięte oczy, okalane czarnymi, gęstymi rzęsami i zasłonięte grubymi okularami, zaróżowione policzki, prosty, lekko zadarty nosek oraz lekko rozwarte, miękkie i wilgotne wargi. Wyglądał niesamowicie.

Minho zapomniał o otaczającej ich rzeczywistości. O tysiącach ludzi, żyjących pod ziemią. O tych, którzy na nich czekali. O skażeniu. Wydawało mu się, jakby wojny nigdy nie było, przecież nie raz wstawali wcześnie, by razem obserwować, jak Seul budzi się do życia. Przechadzali się wspólnie wciąż pustymi ulicami Stolicy, we dwoje. Jak para zakochanych. Ale to tylko wspomnienia. Wspomnienia lepszego świata. Zbyt częste wspominanie jest zgubne. Zapomina się o tym, że życie trwa. Życie przeszłością jest niebezpieczne. W końcu jest tylko tu i teraz.

 - Kibum, załóż to! Zwariowałeś?! - krzyknął i podbiegł do niego, próbując wcisnąć mu kaptur ponownie na głowę.

 - Minho - słysząc jego spokojny głos, puścił. Sam nie rozumiał, czemu. - I tak umieramy. Każdego dnia. Rzecz w tym żeby, w chwili, gdy zamkniemy oczy ostatni raz, nie żałować niczego. - Kibum położył dłoń na jego policzku, zakrytym gumą maski.

 Odrzucił jego kaptur i odpiął pasek podtrzymujący maskę, która efektywnie upadła koło ich ciężkich butów. Pochylił się w jego stronę. Choi utkwił spojrzenie w jego usteczkach. Kim to zauważył, po czym delikatnie musnął wargami kącik jego ust.

 - Key... -

 - Jjong się wkurzy, jeśli wrócimy z pustymi rękami, nie? W takim razie nie mamy czasu. - westchnął cierpiętniczo.

 Złapał Minho za dłoń i pociągnął go w głąb Seulu, który spał od dziesięciu lat, czekając na powrót swych dawnych panów.



SHINee 2033Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz