Już

197 19 0
                                    

Po tym, jak usłyszałem ciche łupnięcie spadającego ciała i krzyk nie słyszałem już nic.

- Kim, ty pierdoło - jęknąłem rozglądając się po pustej hali, która swego czasu była teatrem.

- Tutaj - usłyszałem pisk, gdzieś z okolic sceny. Albo raczej z tego, co po niej zostało.

Przewiesiłem automat na ramieniu, by mi nie wadził i truchtem udałem się w tę stronę.

- Kibum, mów do mnie! Gdzie jesteś? - pomimo wybitniej stresowej sytuacji mój głos nie drżał, ani nie stracił na sile.

- No tu - płaczliwy głos dobiegł gdzieś z kanału orkiestrowego.

Pobiegłem do dziury, na której dnie ujrzałem drobną sylwetkę, która usiłowała wspiąć się po ścianie.

- Key...

Osobnik ostrożnie odsunął się od ściany i uniósł głowę. Czarne oczy przyglądały mi się spod maski gazowej a kaptur zsunął się z jego łepetynki, odkrywając kasztanowe włosy.

- Pomóż mi, beznadziejny płazie.

- Spokojnie. Już dobrze, Kibuma. Zaraz cię wyciągnę.

Tak właściwie to nie miałem pojęcia, jak to zrobię. Gdybym był na dole, mógłbym lepiej ocenić sytuację, ale co jeśli oceniłbym ją na "bez wyjścia"? Czyli taką, w której bez pomocy z zewnątrz można tylko czekać na powolną śmierć głodową (aczkolwiek tu bardziej w grę wchodziłoby odwodnienie) lub na mutanty, które litościwie postanowiłby rozszarpać nieszczęśnika.

Rozglądałem się po sali w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby ułatwić mi wyciągnięcie Kim'a.

- Minho - pisnął, jakby zaraz miał się rozpłakać.

Dlaczego on... no tak. W trakcie moich poszukiwań musiałem odejść nieco od kanału. Nie byłem aż tak daleko, ale na tyle, by przerażony mężczyzna stracił mnie z oczu.

- Jestem głuptasie - syknąłem. - szukam czegoś, na schody dla mojej księżniczki - dodałem łagodniej.

- To nie jest śmieszne, Choi Minho - usłyszałem jego głos. Tym razem nie był płaczliwy, tylko definitywnie poirytowany. - zachciało się teatru! Mówiłem, żebyśmy od razu wracali po znalezieniu nici i igieł, ale nie! Wielki Choi Minho wie lepiej - pomstował na mnie.

- Zamknij się, bo cię tu zostawię - syknąłem ostrzegawczo.

- Tak? A co powiesz temu chłopczykowi, co wygląda jak Jinki? Albo lepiej, co powiesz Tae i Jjong'owi, huh? - prychnął.

Czy ten homo-niekoniecznie-sapiens serio pomyślał, że mogę chcieć go ot tak porzucić? Zabijcie mnie, proszę.

- Bummie, ucisz się z łaski swojej, staram się myśleć.

- A to by nowość była.

- Zamknij się.

Tym razem nie dopowiedział już nic. Na pewno się obraził, ale trudno. Przeproszę go i wytłumaczę mu, że byłem zestresowany i w rzeczywistości w mojej głowie nie pojawiło się choć pół myśli mówiącej o tym, by go tu zostawić, czy też o tym, że "mam dość jego anielskiego głosu" jak to zwykł mawiać. O tak. To zdanie wypowiedziane przez Kim Kibum'a znaczyło tyle co, "błagaj o wybaczenie, nędzny śmiertelniku".

Przechadzałem się po widowni, nerwowo się rozglądając, aż w końcu zauważyłem coś, po czym mój towarzysz mógłby się wspiąć a wtedy już bym go wyciągnął osobiście. Był to obluzowny fotel. Pierwszy w trzecim rzędzie. Nie zastanawiałem się zbyt wiele, po prostu złapałem go i z dużą siłą szarpnąłem. Jednakże zrobiłem to zbyt mocno. Nie spodziewałem się, że śruby (albo to, czym się takie siedziska mocuje. Nie znam się na tym) będą aż tak obluzowane. Efekt był taki, że poleciałem w tył, a obiekt runął na mnie.

- Cholera - syknąłem, odrzucając krzesło, pokryte zbutwiałą tkaniną.

- Minho?

- Nic mi nie jest - powiadomiłem i z trudem się podniosłem. - już po ciebie idę! - podniosłem fotel i szybkim krokiem ruszyłem do kanału orkiestrowego.

- Choi Minho - zaczął ostrzegawczym tonem.

- Uwaga - zakomunikowałem i spuściłem obiekt w głęboką na jakieś trzy metry dziurę.

- Chcesz mnie zabić?! - zawył. - I co ja mam z tym zrobić?! Usiąść na drutach robić? No to szkoda, że nie pozwoliłeś mi wziąć włóczki - prychnął.

Wywróciłem oczami. Jaki on był denerwujący. Na prawdę, miałem ochotę przez chwilę go zostawić. Westchnąłem ciężko i czekałem, aż sam dojdzie do tego, co mam na myśli. Na szczęście nie czekałem długo. Wbrew pozorom Kim Kibum jest bardzo inteligentnym i przenikliwym człowiekiem. Rozpoznawanie i interpretowanie cudzych emocji to dla niego przysłowiowa bułka z masłem. Nic się przed nim nie ukryje.

- I co teraz? - z przemyśleń wyrwał mnie jego głos.

Uklęknąłem nad kanałem i widząc, że stoi na oparciu fotela, czyli dzieliły nas jakieś dwadzieścia, trzydzieści centymetrów. Wyciągnąłem do niego ramiona.

- Oszalałeś?! - jęknął.

Rzuciłem mu zirytowane spojrzenie. Mój towarzysz patrzył na mnie badawczo, jakby mi nie ufał.

- Kibum, pospiesz się - syknąłem.

Skinął niepewnie głową. Odbił się od oparcia fotela,, wyciągając przed siebie ręce, za które mocno załapałem, gdzieś przed łokciem i pociągnąłem nas w tył. Upadłem na podłogę, z której już dawno zdarto wykładzinę a kasztanowłosy upadł dość boleśnie na mój tors. Wyraźnie czułem żebra, pomimo oddzielających nas, grubych płaszczy.

- Jesteś całkiem silną żabą - usłyszałem jego szept przy głowie.

- A ty całkiem kościstym lisem. A teraz zbieraj seksowny tyłek - odparłem.

Grzecznie ze mnie wstał i nawet wyciągnął do mnie dłoń, by mi pomóc. Złapałem za nią tylko dla tego, by nie robić mu przykrości. Tak naprawdę spokojnie sam bym się podniósł, a jego drobna osóbka miałaby niezły poroblem z podniesieniem mnie.

- To gdzie teraz? - zapytał otrzepując płaszcz.

- Prawdopodobnie minęło już południe, więc powinniśmy wracać.

Byłem pewny, że wywrócił oczami, ale nie skomentował tego. Dobrze wiedziałem, że nie cierpiał wracać pod ziemię mimo, iż tam było stosunkowo bezpiecznie.

W milczeniu opuściliśmy budynek teatru i szybkim krokiem udaliśmy się w dobrze znanym na kierunku. Zerknąłem na towarzysza, a gdy nasze spojrzenie się skrzyżowały uniosłem rękę i energicznie machnąłem dłonią. Skinął głową i już po chwili rzuciliśmy się do biegu. On, jak zawsze, nie czekając na mnie. W końcu nie umiał przegrywać... ruszyłem więc zanim, przytrzymując wypchany plecak. Skupiłem się na plecach Kibum'a i tym, od czego odbijały się moje ciężkie buty wojskowe. Co chwila, w odróżnieniu od towarzysza, zerkałem na boki. Na szczęście było dziś wyjątkowo spokojnie, więc mogłem skupić się na powietrzu, które muskało okryte części twarzy i szarpało kapur, jakby koniecznie chciało przeczesać swymi palcami włosy. W tej chwili, mogłem poczuć się jak za dawnych czasów...

SHINee 2033Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz