Prolog

546 39 4
                                    

Czerwony parasol kołysał się na boki i strącał krople deszczu. Z każdym jej podskokiem loki jak zaczarowane falowały w rytm tylko sobie znanej melodii.

Szła z wdziękiem. Jakby pod sweterkiem wyrosły jej skrzydła, a stopy wcale nie dotykały ziemi. Jej umysł był czysty, oczy orzechowe ścigały kolorowe samochody. Usta szeptały frazesy piosenki i sine od mrozu zaciskały się co chwile, zapominając słów. Policzki miała czerwone, a nosem co chwila podciągała.

Przystanęła pod rozciągniętym dachem kwiaciarni, czekając na kogoś zupełnie obcego.

Obserwowała wszystkie twarze, aż w końcu zobaczyła tą jedną. Szorstką i jasną jak śnieg. Czarne oczy również przyglądały się jej z ciekawością.

Pomachała mu, a on jak na zawołanie obrócił głowę. Chciała krzyknąć. Zwrócić na siebie jego uwagę. Przyprawić go o rumieńce i zażenowany wzrok.

Jednak nie zrobiła tego. Nikt nie wiedział dlaczego.

Zamknęła parasol i schowała za siebie.

Przepełniona chęcią działania, pewności siebie i czegoś jeszcze. Samotności.

Wyszła na deszcz.

Poczuła krople na policzkach i zaśmiała się jak dziecko.

A on z politowaniem wyciągną nad nią markizę. Lubił tak mówić. Lubił określać rzeczy inaczej. Nie bał się wytwornych słów czy czynów.

Bał się zwykłych odruchów, a ten choć zaskakujący, był zbyt pusty.

Ale ona uśmiechnęła się. Tak promiennie i z czułością.

Nie zrozumiał jej radości. Widocznie był zbyt słaby, by dostrzec oczywistość.

Zwykł mówić na to normalność. A on gardził prostymi rozwiązaniami.

Za to ona wzruszyła ramionami, otulając się ciaśniej płaszczem.

Rozkwiliła się nad pogodą. Temperaturą. Obowiązkami.

Nie rozwijała niczego konkretnego. Co chwile dziękowała i przepraszała.

Stąpała wolniej niż zwykle. Bardziej ostrożnie.

On chciał biec i uniknąć jej wywodów.

Nie powiedział jej tego. Słuchał jej z udawaną ciekawością.

Ona się domyśliła. Pytała dlaczego, a gdy on odpowiedział całkiem zrozumiale i gładko, pojęła.

Nie był dobry w kontaktach z innymi.

Ona szepnęła tylko.

Nic nie szkodzi. Ona jest otwarta. Mogli przecież pomilczeć. Umie milczeć i słuchać. Jej myśli szybko mijały. A ona mogła je chwytać właśnie w takich chwilach. W ciszy i spokoju.

Jednak on po cichu się wycofał.

Została sama.

I nagle strumień wody dopadł do jej włosów.

Bo deszcz padał i nie chciał odpuścić. 



Czerwony parasolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz