2

231 25 4
                                    

I wrote it down in the winter of 1610.
Just a secret under lock and key until then.





              

W życiu każdego człowieka nadchodzi moment wewnętrznej blokady. Z różnych powodów. Rozstanie z ukochaną, śmierć, utrata przyjaciela lub wręcz odwrotnie. Nadmiar szczęścia, nuda. Jednak Severus nie utracił kogoś bliskiego. Nie cierpiał na nudę. Severus po prostu chciał napisać książkę, a teoria mówi, że inspiracje przychodzą niespodziewanie, bo gdy chcemy na siłę nic nam nie wychodzi. Może to prawda. Może to właśnie przymus go zraził do maszyny i słów.

            Jednak po ostatnim spotkaniu Severus szedł do pracy pełen motywacji i kiełkujących planów. A to wszystko za sprawą Innes. Fakt, że się do niego nie odezwała, tylko poprawił mu humor. Nie przyszła, za to poznała go z dziwaczką, która mimo swoich odmiennych opinii, była naprawdę intrygująca.

            Zatem właśnie dzięki Innes odkrył swój cel, a mianowicie Hermiona Granger. Młoda dziewczyna podsunęła mu pomysł. Jednak podświadomie obawiał się tego.
          Wszedł do sekretariatu szkoły, ale zanim zapukał, oparł czoło o chłodne drewno. Nagle cała pewność siebie go opuściła. Jednak gdy zamknął oczy ujrzał kalendarz i kolejny skreślony dzień. Musiał to zrobić. Choćby dla dobra jego studentów. Powinni już wiedzieć, kto będzie ich męczył przez następne miesiące. Musi to załatwić. Zapukał. Czas dłużył mu się w nieskończoność. Palce zaciskał na czarnej teczce, a na czole już wystąpiły kropelki potu.
-Proszę.-Usłyszał przytłumiony głos i otworzył powoli drzwi.- Oh Severusie. Nie spodziewałem się tu ciebie. Nie masz dzisiaj zajęć.- Mężczyzna w tweedowej marynarce oparł się wygodnie o oparcie krzesła.
-Chciałem tylko coś... zrobić.- Podszedł do biurka i od razu wyciągnął plik kartek. Wszystko już podpisał, teraz czekał na parafkę.
-Czy to...-Wyrwał mu szybko pismo.-Czy ty sobie żartujesz?
-Ruiz. Przemyślałem to bardzo dokładnie.- Wcale o tym nie myślał. To była chwila. Chciał skupić się na ważnej dla niego rzeczy. Książce.
-Więc albo za mało nad tym siedziałeś, albo jesteś głupi.-Warknął.
-Podpisz to.- Poprosił, ale stanowczość w jego głosie nie dodała mu tej pokory.
-Dlaczego odchodzisz?- Nie obawiał się tego pytania. Nie obawiał się na nie odpowiedzieć przed Ruizem. Bał się przyznać przed samym sobą.
-Sprawy osobiste.- Wzruszył ramionami i oparł się palcami o blat.
-To twoja praca od pięciu lat. Studenci cię kochają.- Skrzywił się na te słowa. Studenci go nie kochali. Tolerowali. Mieli szacunek, ale nigdy nie pajali do niego miłością.
-Poradzą sobie. Będą mieć nowego wykładowcę.- Powiedział, a Ruiz pokręcił głową, łapiąc za długopis.
-Wszystko inne załatwiłeś?- Severus przytaknął. – No dobrze. Mam nadzieję, że odnajdziesz to, czego szukasz. Jak, widać taka praca cię nie satysfakcjonuje.- Ruiz schował wypowiedzenie.- Severusie... wiem, że piszesz. Czytałem nawet niektóre twoje książki.- Zaśmiał się.- Czasami wręcz infantylne, a czasami zwyczajne. Jednak to nadal twoje książki. Wiem, że spotkałeś się z falą krytyki.
-Krytyka nie musi być zła.
-Oczywiście, że nie musi, ale w twoim przypadku taka jest.- Stwierdził. Severus wiedział, że nie chciał go tym obrazić.
-Chodzi mi o to, że jeśli szukasz natchnienia, to szukaj tego w rzeczach zwyczajnych. W pracy, w domu, w sklepie. Wszystko to, co na pozór jest... po prostu jest. Skrywa pewno piękno i jeśli tego nie zobaczysz, to twoje odejście jest bezcelowe.
-Już to zobaczyłem.- Powiedział cicho i momentalnie przed jego oczami pojawiły się piegi na mlecznej skórze.- Ale nie dlatego odchodzę. Mam jeszcze parę spraw.- Zamknął teczkę. Chciał stąd już wyjść. Nie mógł znieść wzroku Ruiza.
-Rozumiem. Nie będę pytać.- Dziękował za to. Naprawdę był wdzięczny, że nie drążył tematu.- Zatem do widzenia, Severusie.- Ale on nic nie odpowiedział. Wyszedł, nie zamykając nawet drzwi.
 
Nie był taki od zawsze. Jak wiadomo, na jego zachowanie wpłynęło wiele czynników. Zacznijmy od tego, że jego rodzina była ogromna, bogata i każdy był idealny.
Codziennie posiłek rozpoczynali modlitwą, teraz on już nie wierzy w Boga. A nawet jeśli o nim pomyśli, to zawsze z rezerwą. Nie chciał się przywiązywać.
Codziennie zasiadali na obiad o czternastej trzydzieści, teraz w ogóle obiadów nie jada.
Codziennie wieczorem matka przygotowywała herbatę i cytrynowe ciastka, teraz nie było mamy. Teraz nawet nie lubił cytrynowych ciastek.
Codziennie witał i żegnał się z ojcem, teraz też to robi, choć odszedł parenaście lat temu.
Nie tęsknił za tym. Może czasem, gdy zostawał sam na sam z myślami. Ale dorósł i wiedział, że czas mija i wszystko się zmienia. Nie miał pretensji.
Miał idealną rodzinę, jednak coś po drodze zaczęło się psuć. Jego siostra przestała udawać kochaną córeczkę. Jego matka przestała udawać przykładną panią domu, a jego ojciec przestał udawać, że ich kocha. To właśnie wtedy Severus zaczął udawać tego wypranego z emocji członka rodziny. Odbijało się od niego jak od ściany. Nie chciał być przytłoczony wydarzeniami, więc przestał cokolwiek odczuwać. Popadł w pewną ignorancję. Im bardziej się kłócili, tym bardziej on udawał, że wszystko jest w porządku.
Nie było to zdrowe. Nie było to też wskazane, ale on się przyzwyczaił.
Teraz wspominając początek jego strasznej drogi, był zły. Zły na matkę, siostrę i na ojca. Nie znosił ich. Zniszczyli mu życie.
            Po wizycie na uniwersytecie poszedł od razu do kawiarni. Nie miał siły na metro i dwie przecznice, a jak zwykle zbierało się na deszcz.
            Otuliło go ciepłe powietrze i tym razem zapach czekolady. Cynamon odszedł w niepamięć. Zamówił kawę i usiadł na swoim stałym miejscu.
-Nie spodziewałam się tu ciebie o tak wczesnej porze.- Oh. Już drugi raz kogoś zaskoczył. Przecież on nie ma określonej godziny. Nie ma aż tak perfekcyjnie zaplanowanego czasu.
            Dopiero gdy ujrzał loki spływające po jej odkrytych ramionach, zdał sobie sprawę, że właściwie to miała rację. Zawsze przychodził o tej samej godzinie. Wieczorem, a nie po południu.
-A ja nie wiedziałem, że nie masz zajęć.- Dziewczyna parsknęła, a jej brązowe oczy błysnęły.
-Wielu rzeczy jeszcze nie wiesz.- Ale wiedział jedno. Wiedział, że oto przed nim siedziało źródło jego nowego dzieła. Ona będzie jego inspiracją. Była kolorowa w przeciwieństwie do niego.
-Chcesz...
-Gorącą czekoladę.- Przerwała.- Jest tam strasznie zimno.-Chciał powiedzieć coś na temat jej krótkiego rękawka, ale powstrzymał się. Ona wiedziała.

Czerwony parasolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz