Na komisariacie umieścili go w małym pomieszczeniu do przesłuchań. W środku było dokładnie tak, jak przedstawiają to w filmach. Po środku stół, krzesło przytwierdzone do podłogi i lustro weneckie na jednej z szerszych, ponuro-szarych ścian. Siedział tam ponad godzinę z jedną ręką przykutą kajdankami do nogi od stołu, jakby był jakimś seryjnym mordercą. Wiedział, że po drugiej stronie lustra obserwował go jakiś psychiatra. Jego zadaniem było stwierdzić po ruchach i minach Deana, jak się czuje i czy udaje, że tego nie zrobił, czy po prostu sam to wypiera. O ile w ogóle coś zrobił.
W końcu przyszedł jakiś facet. Żaden z tych, którzy byli po niego w szkole. Ten nawet nie wyglądał jak policjant. Miał na sobie luźną, niebieską bluzę i jeansy. Opadł na krzesło po drugiej stronie stołu i wyciągnął ze swojej niewielkiej torby dwie małe butelki wody, po czym podał jedną blondynowi, przesuwając nią po stole. Dean spojrzał na niego z niepewnością i wolną ręką chwycił butelkę.
- Jestem Jacob Talley – przedstawił się promiennie. – Ale możesz mi mówić Jake. - Blondyn kiwnął głową.
- Dean...-
- Winchester. Wiem. I zakładam, że wiesz, czemu tu jesteś?
- Podchwytliwe – zaśmiał się chłopak. - Nic nie zrobiłem Bennemu. To mój przyjaciel. Nie zrobiłbym mu krzywdy. Nigdy.
- Chcesz znać pełne zeznania świadka? – odkaszlnął pytając. Dean ponownie pokiwał głową. – Zarzuca ci się-
- Wiem, co mi się zarzuca. Chcę znać zeznania – odpowiedział spokojnie z lekkim uśmiechem.
- Nie przerywaj mi. – Mężczyzna spojrzał na niego surowo. Nie był już tak miły, jak na początku. - Jesteś oskarżony o zaatakowanie człowieka na tle rozboju z użyciem broni. Świadek zeznał, iż widział, jak wyciągałeś z kieszeni pewien scyzoryk, który podobno zawsze przy sobie nosisz i wbiłeś go w brzuch ofiary, gdy upewniłeś się, że nikt nie widzi. – Dean zdumiał się, a Jake kontynuował. – Później zauważyłeś krew na jego koszulce. Udawałeś, że nie wiesz, skąd się wzięła i opatrzyłeś go, najprawdopodobniej dlatego, że nie chciałeś, by grupa z którą tam byłeś zaczęła cię podejrzewać. Powiedz, jaki miałeś cel? Jakie były twoje zamiary?
- Nie zrobiłbym mu krzywdy – powtórzył swoje wcześniejsze słowa.
- Co chciałeś osiągnąć przez dźganie kolegi w brzuch?! – krzyknął, próbując sprowokować Deana.
- Ile razy mam jeszcze kurwa powtarzać?! Nic mu nie zrobiłem! – warknął. Prowokacja się udała.
- Aha, czyli teraz też nie masz przy sobie scyzoryka? – Blondyn milczał. – Dawaj go – rozkazał zimno Jacob. Dean po chwili cichego odwlekania sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej grubej bluzy i przyjrzał się nożykowi. Coś mu podpowiadało, że nie dostanie go już z powrotem. Niechętnie podał go Jacobowi.
- J M D S? – Mężczyzna przeliterował wygrawerowane na uchwycie scyzoryka litery.
- John, Mary, Dean, Sam – wytłumaczył Dean. – Inicjały.
- Dźgnąłeś kolegę scyzorykiem, na którym jest grawer inicjałów imion twoich martwych rodziców? – zdziwił się, nieświadomie przesadzając z prowokacją. Dean spojrzał na niego z mordem w oczach, co lekko przykuło uwagę psychiatry, który go obserwował. Blondyn nazwał go skurwysynem, później się nie odzywał i nie odpowiadał na pytania, nawet na niego nie patrzył. Jake zagroził mu, że jeśli nie będzie się bronić, to psychiatra sądowy zapewne szybko uzna go za winnego.

CZYTASZ
Cichy Biały Dom
FantasiPraca należy całkowicie do mnie i @mqdziula, jakikolwiek związek z innymi pracami jest całkowitym przypadkiem. Wolno pisane. AU powiązane z Supernatural (co oznacza, że nawet jeśli nie oglądasz SPN, połapiesz się w całej akcji)