2.25

31.5K 2.3K 238
                                    

Co takiego?!

Dziecko?!

"Nie udało nam się uratować państwa dziecka" ?!

O kurwa....

- Proszę pana, wszystko w porządku? - pyta mnie lekarz - Widzę, że to dla pana szok - mówi spokojnie. Właśnie się dowiedziałem, że miałem być ojcem! Jak to ma dla mnie nie być szokiem?!

- Ja...

- Nie wiedział pan nic? - kiwam przecząco głową. Jestem zdruzgotany i nie wiem nawet co o tym wszystkim myśleć

Ashley była w ciąży. Nosiła moje dziecko. Nasze dziecko. Dlaczego mi nie powiedziała? Dlaczego?!

Ale teraz to wszystko wyjaśnia. Te jej dziwne zachowanie, roztargnienie, zmęczenie i zmiana humoru co pięć sekund... Nic mi nie powiedziała.

Nic.

Czy nie zasługuję na to by się dowiedzieć? W zasadzie teraz nasze dzieciątko już nie żyje... I nie wiadomo czy jego mama przeżyje...

- Który to był...? - pytam załamując głos

- Koniec piątego bądź początek szóstego tygodnia. Przykro mi bardzo. Wiem jakie to trudne, ale musi pan teraz wierzyć i zbierać siły na najbliższy czas. Póki co najbliższe 24 godziny będą decydujące. Musi być pan silny.

Jak mam być kurwa silny jak moja narzeczona może umrzeć w każdej chwili a przed chwilą się dowiedziałem, że moje dziecko zmarło... Zmarło przez tego skurwysyna Wallera!

Wychodzę z gabinetu doktora ze łzami w oczach. Już nic mnie nie powstrzymuje od płaczu. Przyjaciele czekający na korytarzu nie mają pojęcia czego właśnie się dowiedziałem

- Mike... - odzywa się cichutko Dan - Nie płacz, słyszysz? Będzie dobrze - mówi sama mając oczy pełne łez

- Daniele ma racje, musimy być silni. Silni za Ash - czuję jak dłoń Zacka zaciska się na moim ramieniu

- Dziękuję wam, ale... Najbliższa doba ma być decydująca - odpowiadam bez emocji. Brunetka zatyka dłonią usta i osuwa się lekko na krzesło pod ścianą

- Mike, musisz wierzyć - przede mną stoi Roger również mnie pocieszając

- Będę się starał jak najbardziej potrafię - łkam

Zza rogu korytarza wyłania się nagle pielęgniarka, która informuje, że mogę jako jedyny wejść na salę by zobaczyć Ashley

- Tylko nie na długo proszę pana. Pacjentka jest wykończona operacją i musi zbierać siły. A resztę państwa proszę abyście się jakoś zredukowali. Jest noc a was jest tu za dużo. Dwie osoby mogą tylko tu być

- Dobrze. Leo, nic tu po nas - Roger zwraca się do chłopaka - Informujcie nas jak się... coś zmieni. Trzymaj się Mike, jesteście niesamowitą parą więc nie pozwól by takie coś zniszczyło waszą przyszłość.

- Dziękuję ci - odpowiadam - Leo, tobie również. Gdyby nie ty...

- Stary, daj spokój. Ash jest moją koleżanką, nie mogłem inaczej postąpić - poklepał mnie po plecach a po chwili wraz z szefem szedł już w stronę wyjścia

- Mike, czego dowiedziałeś się od lekarza? - pyta surowo Zack

- Powiedziałem już wam.

- Nie udawaj, wiem, że jest coś nie tak. Widzę to w twoich oczach a znam cię nie od dziś. Nie chciałeś mówić przy nich ale teraz nam powiedz całą prawdę - mówi stanowczo

- Nie wiem... Ja sam już nic nie wiem. Pogadamy za chwilę. Chcę z nią trochę pobyć, proszę.

- Panie Webber, może pan już wejść - woła mnie pielęgniarka

Gdy wchodzę do sali gdzie leży Ashley czuję się strasznie. Wokół niej jest pełno dziwnych, pikających maszyn, do których jest podłączona. Jej ręce są posiniaczone, tak samo jak twarz a z jej buzi wystaje jakaś rurka. Lekarz stoi z boku i przyciska jakieś guziki.

- Pacjentka jest na razie podłączona do respiratora, który oddycha za nią - mówi spokojnie - Wiem, że to może wyglądać strasznie

Z trudem oddychałem podchodząc coraz bliżej do mojej ślicznej dziewczynki, która była bardzo blada. Spała. Dotknąłem jej zimnej dłoni i przejechałem delikatnie palcami po jej skórze. Zawsze uwielbiała gdy ją dotykałem i głaskałem a teraz nawet tego nie czuje...

- Zostawię pana - powiedział mężczyzna wychodząc z sali zostawiając mnie samego z nieprzytomną narzeczoną i dziwną aparaturą

- Skarbie - usiadłem na krześle obok łóżka - Proszę, obudź się. Nie musisz teraz, nie dzisiaj. Odpocznij sobie ale tylko trochę, chcę z tobą porozmawiać i nawet nie wiesz jak bardzo. Kochanie, proszę - czułem jak kolejna łza ciekła po moim policzku - Nasze dziecko... Och Ashley - łkałem jeszcze bardziej

Od tych kilku godzin czuję się jak mały chłopiec i nie potrafię wziąć się w garść. Przy szatynce zawsze byłem opanowany, stanowczy. Zawsze ją chroniłem i wiedziałem co mam robić a teraz gdy w pewnym sensie jej przy mnie nie ma, nie wiem co mam ze sobą zrobić

- Matko... - usłyszałem cichy głos Daniele, która wraz z Zackiem stali przy drzwiach sali. Obydwoje wyglądali strasznie zmęczeni ale to pewnie jak ja...

- Respirator? Jest aż tak źle?- pyta mnie przyjaciel a ja tylko kiwam głową - Ona jest taka bezbronna - mówi - Zabiłbym tego gnoja! - warknął

- Stary, a myślisz, że ja nie?! Niestety sam sobie już zdążył odebrać życie, sukinsyn. Tylko dlaczego zrobił to Ash? - denerwuję się pocierając co chwila małą dłoń szatynki - To moja wina, mogłem jej bardziej pilnować. Poprosiła mnie rano bym ją zawiózł ale cholera odmówiłem jej mówiąc, że muszę siedzieć dłużej w pracy. Mogłem olać pracę i ją zawieźć oraz przywieźć z tej pieprzonej pracy - nie mogłem się opanować

- Mike, nie zadręczaj się - poklepała mnie brunetka po ramieniu - To nie twoja wina. Nie wiedziałeś kiedy ten świr coś jej zrobi. Skupmy się teraz na tym, co tu i teraz.

- Nie wiem czy starczy mi tyle siły... Patrząc na nią w takim stanie...

- Dasz radę, my ci pomożemy! - odpowiedział Zack

- Dziękuję wam. Dziękuję, że tu jesteście - próbowałem posłać im jakikolwiek uśmiech ale chyba mi nie wyszło

- Daj spokój, to nasza przyjaciółka. Kochamy ją tak samo jak i ciebie - Dan okrążyła łóżko i złapała szatynkę za drugą dłoń - Masz wyzdrowieć i się obudzić, słyszysz? Bo inaczej tak ci nakopię do tego tyłka, że mnie pożałujesz, mała!

***
Wszyscy wspierają Mike'a jak mogą ale czy to pomoże by mógł on odzyskać z powrotem Ash?

Just friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz