Rozdział IV Złodziej

53 4 0
                                    

Brudny Maniek wraz z Albertem szli do najbliższego sklepu z kanapkami. Gdy tam dotarli Brudny Maniek powiedział:
- Jak najwięcej kanapek za sto dolarów, dobrodzieju!
Sprzedawca zrobił zdziwioną minę, ale zaczął je robić. Po godzinie spytał się:
- Na miejscu czy na wynos?
- Na wynos. - Odpowiedział mu Maniek.
Spakował wszystko do wielkiej siaty i powiedział:
- Dziewięćdziesiąt dziewięć dolarów proszę.
Marian podał mu pieniądze i sprzedawca oddał mu resztę.
Wyszli ze sklepu. Był ładny dzień, więc postanowili zjeść po jednej kanapce na ławeczce przed sklepem. Gdy skończyli się posilać, wstali z ławki i wzięli siatkę, gdy nagle ktoś wybiegł (pewnie z wielkim trudem zważywszy na jego wielki brzuch) zza pobliskiego budynku. Miał na sobie czarną kominiarkę i trzymał nóż w ręce. Podbiegł do ławki i jak gdyby nigdy nic wziął ich kanapkowy dobytek, a potem uciekł. Przyjaciele nawet nie zareagowali. Rabuś zniknął za rogiem.
- Biegniemy za nim? - Spytał się Marian.
- Nie wiem. W końcu było tam z pięćdziesiąt kanapek.
- Dobra. Łapiemy dziada!
Pobiegli. Ujrzeli go jak próbuje przedostać się przez ogrodzenie.
- To już koniec przyjemniaczku - krzyknął Maniek.
Złodziej stał jak słup, nagle jednym ruchem zerwał swoją kominiarkę. Kumple ujrzeli twarz... Chińczyka, który wcześniej fotografował dziury w krawężniku. Wypuścił nóż z ręki i rzekł:
- Ty! Przeklęty chłopiec! Czemu ty zjeść moją kanapkę?!
- Bo byłem głodny, a poza tym przydałoby ci się schudnąć. - Powiedział patrząc z politowaniem na wielki, chiński brzuch.
- Chciałem się ja zemścić ale wy... - Tu urwał, bo Brudny Maniek trzasnął go pięścią w twarz. Turysta-złodziej poleciał bezwładnie na blisko stojące kubły na śmieci i więcej się nie odzywał.
- Wybacz chłopie, ale ten chiński baleron nie był zbyt miły.

Kanapkowy złodzejaszekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz