30. Ashley

373 38 5
                                    

Siedziałam sama w salonie u góry, czekając, aż reszta wróci do busu. Właściwie to nie, nie czekałam. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę i rzucę się na kogoś pierwszego z brzegu, choć najlepiej Ashton'a. Nie ochłonęłam ani trochę, choć od tego co zrobił, minęła z dobra godzina, jak nie dwie. I jeszcze ten jego cwaniaczki uśmieszek, kiedy cała widownia wgapiała się w scenę przed nimi. Niby też się uśmiechnęłam, ale... Tak się nie robi!

Przeglądałam telefon, nie mogąc uwierzyć, że w tak stosunkowo krótkim czasie mam ponad sto tysięcy wiadomości, z czego większość to pogróżki, wymyślne historie psychofanek i hejty skierowane w moją stronę. Jakby teraz tu się pojawił sprawca tego wszystkiego, to chyba zabiłabym go na miejscu!

– Czemu uciekłaś? – o wilku mowa...

Ashton wleciał do pokoju razem z Mikiem, Rose i Lukiem. Śmiali się z czegoś, ale widząc mnie praktycznie od razu znikli za drzwiami, poza Ash'em. Pewnie by mnie to rozbawiło, ale nie w tej konkretnej chwili.

– Ciągle jesteś zła? – zaśmiał się, siadając obok mnie.

Prychnęłam, odwracając od niego wzrok i odsunęłam się kawałek, ale on znowu się przysunął. Odsuwałam się tak, póki nie skończyła nam się kanapa, jednak nie dałam za wygraną. Ja miałabym przegrać? Pff, wolałam odepchnąć Ash'a i położyć na narożniku nogi, blokując mu dostęp do mnie. Bardzo dorosłe zachowanie, bardzo.

– Nie podobało ci się? – mruknął, próbując znowu się do mnie przybliżyć, ale za każdym razem odpychałam go nogą. – Mi się baaaardzo podobało... Nie bądź zła, było świetnie!

Wiedziałam, że wszystko, co mówił, robił to z nutką rozbawienia, jakby ledwo powstrzymywał się od śmiechu. A to wkurwiało jeszcze bardziej.

– Dziwne, czemu mi się nie podobało? Przecież to normalne, że chłopak rzuca się na dziewczynę na scenie, gdzie patrzy na was z milion ludzi! I jeszcze rozwaliłeś werbel... – na samo wspomnienie jak na złość, na twarz wypłynął mi mały uśmiech.

– Przesadzasz – zaśmiał się, za co dostał ode mnie kopa w bok. – Nie milion, najwyżej... kilkanaście tysięcy...

– Hah, pocieszenie – prychnęłam. – Dla ciebie te "tylko" kilkanaście tysięcy psychofanów to normalka, ale nie dla mnie... Gdybyś ty widział, co oni wypisują...

– Na przykład? – uśmiechnął się i zepchnął moje nogi z kanapy.

W pierwszej chwili znów chciałam go odepchnąć, ale w końcu dałam mu się do mnie zbliżyć. Niech zna łaskę pana. To nie tak, że mnie samą to wszystko zaczynało powoli bawić...

– Od jakiejś tam Angel99..."Nie wiem jak mój Ashton", podkreślam "mój Ashton, mógł polecieć na taką szmatę jak ty. Pamiętam, jak po pewnym koncercie wyszedł z budynku tylnymi drzwiami, a on wyznał mi miłość, więc nie masz co liczyć na coś więcej" – komentarz był dłuższy, ale Ashton przerwał mi czytanie tej pięknej historyjki, śmiejąc się na cały autobus.

– Błagam, powiedz, że... – mała przerwa na niekontrolowany napad śmiechu. – ...że w to nie wierzysz...

– Wiesz, ile takich wiadomości dostałam w ciągu godziny? – zapytałam retorycznie, szukając kolejnej dziwnej wiadomości. – Albo to – znalazłam. – "Niby cię pocałował na tej pieprzonej scenie, ale nie wiesz, co robił za nią! Jest Bogiem seksu, a ty mi go, dziwko, nie zabierzesz"

Ashton znowu parsknął śmiechem i tym razem i ja się zaśmiałam. Wyrwał mi telefon z ręki patrząc na tweeta, którego przed chwilą przeczytałam.

Roshley on Tour //5sos//✕Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz