28. Ashley

390 43 4
                                    

Od kina całą naszą czwórką, wraz z Calum'em, Mike'm i Rose, poszliśmy na plażę. Śmialiśmy się przez połowę drogi, póki nie zrobiłam się trochę zmęczona. Nasz cel był daleko od miejsca, w którym byliśmy, ale skoro powiedziałam, że pójdę, to pójść musiałam. Pozostawiając przed sobą roześmianą trójkę, wycofałam się kawałek i szłam parę metrów za nimi. Zdążyłam się wyciszyć, nawet gdy zmęczenie mi przeszło, więc nie wróciłam do nich, póki nie dotarliśmy do plaży.

– Niedługo będzie zachodzić słońce – stwierdziłam, ściągając z siebie buty i rzucając torebkę gdzieś na bok.

Od razu pobiegłam w stronę wody, nie siląc się na zdjęcie z siebie ciuchów. W końcu i tak wyschną. Słyszałam za sobą kroki i byłam wręcz przekonana, że to chłopaki. Jednak zdziwiłam się, widząc za sobą uśmiechniętą od ucha do ucha Rose, która wbiegła do wody razem ze mną.

– Rose, a ty nie...? – zaczęłam.

– Hmmm...? – zdziwiła się.

– No wiesz, nie bałaś się... – niedane mi było skończyć.

– Shh, to nieważne – przerwała mi, gestem ręki ucinając temat.

– Rose... – zmartwiłam się.

– Staram się z tym walczyć – oznajmiła, a widząc mój zdziwiony wzrok, dodała. – Z tym strachem. A poza tym tu nie jest aż tak źle... Aż tak...

– A no skoro tak, to... – uśmiechnęłam się przebiegle.

Tym razem to dziewczyna popatrzyła na mnie niezrozumiale, jednak nie zdążyła nawet nic powiedzieć. Rzuciłam się na nią, przez co obie wpadłyśmy do wody, dokładniej na brzegu przy falach. Zaczęłam się śmiać, a ona zaraz za mną. Kiedy my tak właściwie ostatni raz śmiałyśmy się tylko we dwie, bez sosów?

– Ash, złaź ze mnie! – krzyknęła niby wkurzona, nie mogąc powstrzymać uśmiechu wypływającego na jej twarz.

– Już, ju– JESU! – podnosząc się, coś na mnie wpadło, przez co znowu upadłam. A raczej ktoś się na mnie rzucił, jak ja wcześniej na Rose. Karma?

– Nie jezus, wystarczy Michael – chłopak uśmiechnął się, zadowolony ze swojego czynu.

– Hah hah, zabawne – prychnęłam i zwaliłam z siebie kolorowowłosego. Pasowała mu ta tęczowa farba, chyba w życiu nie wpadłam na lepszy pomysł.

– Zimna ta woda – wzdrygnęła się Rose, leżąca koło mnie.

Chwilę później podniosła się i wyszła z wody, a zaraz za nią ja i Mike, który nie mógł się powstrzymać przed ochlapaniem jedynego miejsca, które było na mnie suche. Oczywiście mu oddałam.

– To co, idziemy prosto? – spytałam, nie znając dokładnie celu naszej podróży tutaj.

– I czekamy na zachód słońca – uśmiechnął się chłopak, ściągając z siebie mokrą koszulkę.

Rose w tym czasie zawoła niewtrącającego się do tej pory Calum'a. Wyglądał na co najmniej zmieszanego i nie wiedzącego, co ze sobą zrobić, ale jednocześnie jakby chciał coś powiedzieć. Tak czy inaczej, zachowywał się dziwnie jak na niego.

– A ty nie wchodzisz do wody? – spytała.

– Fajnie się na was z dala patrzyło – zaśmiał się.

– Zaraz to mi się fajnie na ciebie będzie patrzeć – zagroziła Rose i wbiła mu palec w brzuch, po czym jakby nigdy nic, poszła dalej.

Wszyscy zrobiliśmy to samo, zaraz po tym jak wzięłam rzeczy, które wcześniej zostawiłam dalej od brzegu plaży. W końcu przyda się na potem. Pomyślałam, że to idealna okazja, by porozmawiać z Ro. Jakoś nie miałyśmy czasu, żeby zrobić to przez ostatni miesiąc, a ją... zdecydowanie coś męczyło. Czułam się trochę winna, za to, że nie zwracałam na nią uwagi.

Roshley on Tour //5sos//✕Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz