#2

21 2 0
                                    

Najpierw czułem pustkę. Nic nie działo się w mojej głowie. Ani też nic nie działo się poza nią. Potem czułem obecność rodziców, siostry. Słyszałem co do mnie mówią. Z każdym dniem wchodziłem w inny stan świadomości i głosy słabły. Umierałem. Takie miałem wrażenie. Między dwoma wymiarami nie czułem się dobrze. Wszystko było za mgłą, którą chciałem rozwiać. Nie mogłem. Nie potrafiłem też pójść dalej. Kiedy spałem śnił mi się jakiś dziwny stworek, który mówił, żebym podążył za nim. Wtedy wskakiwał do powietrznego portalu i znikał. Przez sekundy na jakie pojawiało się przejście widziałem w nim piękne kolorowe niebo i ogrom natury. Oraz niewyobrażane stworzenia wyglądające przez 'okno'. Tak, chciałem iść za nim, ale zawsze za późno stawiałem krok.

Gdy zaś byłem świadomy, ale tylko ta mgła zasłaniała rzeczywistość, słyszałem na przemian słodki głos mojej siostry, który już tak mnie nie zaspokajał i delikatny wiodący w głąb mgły. Wtedy czułem na ciele dreszcze. Nie rozpoznawałem tego drugiego. Nie znałem go. Ale każde jego słowo przybliżało mnie do przejścia w inny wymiar.

Tego dnia kiedy mama potrąciła Dana, myślałam, że umarłam razem z nim. Jednak mimo moich oczekiwań znalazłam się w szpitalu, a obok mnie leżała mama. Przysłaniała mój świat jak zawsze. Nawe nie wiedziałam co mi było. Gdy tylko lekarz przychodził sprawdzić mój stan, tamta użalała się nad sobą i mówiła doktorowi, żeby to nią się zajął, bo jest w gorszym stanie. Zachowywała się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy chciała, żeby Kal został moim wujkiem. „ Chcesz, żeby Kal był twoim wujkiem i kupował ci prezenty? To siedź cicho." Nie on jeden był moim 'wujkiem' od siedmiu boleści.

Nie lubiłam doktora, bo słuchał mamy. Był uległy tej szatańskiej kobiecie.

Jednak to co najbardziej mnie denerwowało to to, że nic nie obchodził ją los zmasakrowanego przez nią chłopca. Miałam nadzieję, że pójdzie za to do więzienia, ale z niewyjaśnionych powodów tak się nie stało. Całkiem możliwe, że przeświadczyły o tym jej wpływy. Strasznie przejęłam się ofiarą tego wypadku ( mama oczywiście twierdziła, że to ona nią jest), bo matka wciąż wmawiała mi, że to moja wina. Że gdybyśmy wyjechały parę minut wcześniej nic by się nie wydarzyło. Uwierzyłam w to i obwiniałam się. Ale czyż to moja wina, że nie nauczono mnie się ubierać? Ani nawet czesać?

Wtedy postanowiłam obciąć włosy długie do ostatniego żebra. Kiedy pielęgniarka przychodziła zmieniać opatrunek na wenflonie, zawsze przynosiła nożyczki. Pewnego razu, gdy przyszła wieczorem, niepostrzeżenie zabrałam nożyczki z tacy (wcześniej stwierdziłam, że nóż obiadowy się do tego nie nadaje). Na szczęście nic nie zauważyła. Nie wzięłaby nawet pod uwagę tego, że mogłabym je zabrać. W nocy, gdy mama poszła spać obcinałam kosmyk po kosmyku. Lok po loku. Moja głowa stała się lekka i swobodnie się poruszała. Musiałam wyglądać dziwnie z każdym pasemkiem innej długości. Ale dobrze mi z tym było.

Powód moich zmartwień zniknął. Nożyczki wyrzuciłam przez okno, a włosy schowałam pod materacem. Żal mi ich było. Od tamtego dnia miały być moim talizmanem.

Gdy tylko matka mnie zobaczyła zaniemówiła i omal się nie zachłysnęła. Zaczęła krzyczeć aż zleciało się pół oddziału. Ogółem byłam lubianą pacjentką, wobec czego wszyscy po kolei pytali się mnie, co zrobiłam, co się stało. Odpowiadałam jedynie wesołym uśmieszkiem. Wieczorem mama obcięła mnie równo, żebym 'wyglądała jak człowiek'.

To była pierwsza noc kiedy udało mi się wyswobodzić z łóżka. W niewiadomym celu wędrowałam po szpitalu. Nikt mnie nie zauważał. Moją uwag przyciągnął oddział intensywnej terapii. Po chwili zdałam sobie sprawę, że tam może leżeć Daniel. Przemknęłam niezauważona, niczym w pelerynie niewidce. Zaglądałam do przeróżnych sal z nadzieją, że chłopiec będzie w którejś z nich.

W pogoni za fikcjąWhere stories live. Discover now