#5

16 1 1
                                    

Jednak w jednej chwili wszystko się zmieniło. Objął mnie paraliż i nie mogłem oddychać. Najdłuższa chwila mojego życia. Kiedy chcesz zaczerpnąć powietrza, a nie możesz. Ciągnęła się i ciągnęła. Chciałem już to zakończyć. Poczułem wstrząs i wszystko wróciło do normy. To było gorsze niż tamto uderzenie... Ale na szczęście już było normalnie – moje ciało rozluzowało się, a oddech unormował. Pomacałem to co było pode mną – grube, miękkie włoski, nieco mokre i śliskie. Przypominały w dotyku mech. Uwielbiałem mech. Raz wyrwałem wszystko co rosło za domem i położyłem sobie na łóżku. Rodzice nawet nie zauważyli, że na tym śpię. Niestety od razu po przebudzeniu zacząłem się niemiłosiernie drapać. Wysypka nie schodziła przez tydzień. Skończyły się moje marzenia o 'mchowym łożu'.

Bałem się otworzyć oczy. Myślałem, że nie dam rady, albo coś mnie oślepi. Albo przerazi. Ale w niebie nie ma takich rzeczy... Chyba.

Najpierw chciałem poczuć się pewnie. Na moich powiekach śmigały promyki światła. Poruszałem wszystkimi kończynami po kolei: palce, ręce, nogi, głowa. W ten sposób zacząłem robić 'orzełka' . Na moich ustach zaigrał lekki uśmieszek. Usłyszałem szelest:

- Nah... miałeś go pilnować! Jak zwykle szlajasz się z laikami zamiast przy nim być. Przez ciebie musiał sam przeprawić się na druga stronę!

- Czyż to dziecko wygląda na jakąś niedorajdę? Czy nie jest w stanie sobie samemu poradzić? Mam ważniejsze sprawy do załatwienia niż pilnowanie jakiegoś bachora! – najwyraźniej mówili o mnie więc zastałem w bezruchu. Zbliżali się. Pierwszy głos był łagodny i mądry, drugi zaś pretensjonalny i pewny siebie.

- Yhm... wiesz, że to właśnie jest twoja praca. Twój obowiązek. Podjąłeś się jej więc ją wypełnij.

- Zaznaczam, że byłem wtedy pod wpływem mocnych trunków i decyzje była podejmowana przez osoby trzecie, nie przez samego mnie. Poza tym warunki umowy były nieco inne. Nie dość, że moja 'misja' powinna zostać odwołana, dodatkowo należy mi się odszkodowanie. Ponadto...

- Dość!

-Czekaj... Ponadto jeszcze moja pozycja w ramach odszkodowania powinna wzros...

- Koniec tego! Szukaj chłopaka!

-....( tak proszę jasnego Ganimedesia, już pędzę lecę! Podwijam kiecę! Pffff..)

- Wszystko słyszałem.

Nagle coś śliskiego i gładkiego wpełzło mi na twarz.

- Nam! Nnnaammmm! Nam-nam-nam-nam-nam-nam-naaaaaaaaaaam! – odezwało się przeraźliwym skrzeczącym, piskliwym głosikiem tuż przy moim uchu. Aż się wzdrygnąłem. Wtedy to coś najwyraźniej przestraszyło się, krzyknęło jeszcze głośniej i zeskoczyło. Zwróciło tym uwagę tamtch dwóch kolesi:

- Nam! Co ty wyprawiasz! Znalazłeś chłopca? Widzisz Ganimedesie? Czasem nie trzeba szukać daleko.

- Jakżebym śmiał podważyć TWÓJ autorytet! Przecież TY, wielmożny Kahharred, jesteś najlepsiejszy!

- Dziękuję, nie musisz mnie tak komplementować. Bądź co bądź to Nam go znalazł – te imiona były... dziwne. I zbliżali się. Poczułem mocna woń jedwabiu, rosy i cynamonu. Wijące się zwierze znów wpełzło na moja twarz. Bałem się poruszyć. To jak z dinozaurami: jeżeli się nie ruszysz – nawet cie nie zauważy. Gdy drgniesz choćby o milimetr, już jesteś stracony. Taką przybrałem technikę. Zwierzę wydawało odgłosy zdziwienia, badając każdy zakątek mojej twarzy. Kiedy włożyło mi język do ucha, ledwo powstrzymałem się od śmiechu. Gdy już tamci byli blisko, to coś dotarło do moich oczu. Zaczęło bawić się powiekami. Bałem się, że mi je wydłubie. Zacisnąłem je mocno. Ono złapało za rzęsy i otworzyło mi oko. Odskoczyło z wrzaskiem kiedy na nie spojrzałem. Ja z resztą zrobiłem to samo. Przetarłem oczy, żeby przyzwyczaiły się do światła. Byłem w lesie. Ale nie w zwykłym. Był tak niesamowity... nie do opisania. Zachciało mi się płakać. Wysokie drzewa różnego pokroju tworzyły nade mną sklepienie. Na gałęziach rozwieszały się liany i pasożytowały inne rośliny o kolorowych kwiatach. Wszędzie była jakaś roślinność. Istny gąszcz. Na ziemi rósł mech, ale też inne rośliny takie jak wysoka ozdobna trawa, czy delikatne pnące się łodyżki z drobnymi listkami i białymi kwiatuszkami. Przez konary przemykały pojedyncze promienie. Wiał lekki wiatr. Drzewa były tak grube i wysokie, że można by pomyśleć iż żyją od początku świata. Mimo gęstości wszystkiego, las był jasny i przejrzysty. Zza dwóch wiekowych dębów wyłoniły się dwie postacie: krwisto-czerwony lis o pięciu ogonach, wyglądających jak pawi ogon; oraz coś... nieokreślonego. Ni to jakaś pantera, ni jaszczurka. W każdym razie coś z rodziny kotowatych, białe w błękitna panterkę, z długim ogonem z kolcami na końcu i grzebieniem na całej długości grzbietu. Miał wielkie piękne oczy. Świeciły się i raz miały złoty kolor, raz błękitny. I olbrzymie uszy.

To coś co łaziło mi po twarzy było teraz owinięte wokół szyi lisa. Była to zielono – czarna a'la jaszczurka ze skrzydłami. Bardzo giętka i elastyczna. Małe czarne ślipia patrzyły z niepokojem.

- Ymmm... to ma być ten 'chłopiec'? Witaj Chłopiec!

- Zamknij się, durniu. Witaj, jestem Ganimedes, a to – Kahharred . A ty? Jak masz na imię? – Te cosie umiały mówić po ludzku i..i... ii! Zatkało mnie. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

- J-ja j-j-jeste-em D-dd-daniel – uśmiechnąłem się nieznacznie, żeby złagodzić napięcie.

- (Czy te stworzenie, te chłopce, zawsze tak dziwnie mówią?) – lis szepnął cos na ucho temu drugiemu.

-(Przestań się zachowywać jak... nigdy się nie bałeś jak w dzieciństwie zobaczyłeś niedźwiedzia sandyjskiego?) – odpowiedział drugi.

-( Nie, a co?)

- Ach... Zadam ci kilka pytań – Tym razem zwrócił się do mnie i zaczął zadawać serię niefortunnych pytań, których nie rozumiałem:

- Wiesz jak tu trafiłeś i dlaczego? – a skąd ja mam to wiedzieć! Nie wiem jak, a dlaczego tym bardziej. Wobec czego kręciłem przecząco głową. Wtedy on wytłumaczył mi to w jeszcze nie jaśniejszy sposób.

- Więc, ta kraina, ma w sobie pełno dzikości. Nie ma tu żadnych praw, ale mieszkańcy zazwyczaj żyją w zgodzie, choć są wyjątki od reguły. Wszyscy nawzajem się szanujemy. Nie jesteś tutaj po to, żeby ;uratować to miejsce przed zagładą i zostać jego królem', tak, jak w tych twoich bajeczkach co oglądałeś każdego wieczoru. Chodzi tu o wyższy stan wtajemniczenia. Nie ma konkretnego powodu i go nie szukaj. Nie próbuj też wracać bo ci się nie uda. Zapomnij o przeszłości. A teraz musisz iść z nami. Przygotowaliśmy dla ciebie miejsce do spania.

A ja tylko takie - jakby to powiedziała moja siostra – LOL. Ale przecież miałem o niej zapomnieć... Smutne

W pogoni za fikcjąWhere stories live. Discover now