Rozdział 1

54 7 4
                                    

Nazywam się Ariadna Rose.  Mam zaledwie 16 lat. U nas pełnoletność zaczyna się od dwudziestki. Jakby tu delikatnie zacząć? Nie, nie potrafię. Wasza planeta jest jedną wielką kpiną. Że niby rozwinięta technologia? Wynalazki, medycyna, hamburgery i bomby atomowe? Bzdura. Kalipso, miejsce skąd pochodzę dostarczyło wam to wszystko. Jesteście jedynie zwykłym eksperymentem. Wszyscy ci wasi rzekomo świetni naukowcy tak naprawde pochodzą od nas. Inaczej tacy idioci jak wy w życiu nie zorientowali by się, że Ziemia jest okrągła, a "e=mc2". Wszystkie odkrycia czy inne bzdury. Wszystko to jest monitorowane i dokładnie badane.

Wasze mini-wojny tak naprawdę są doskonale zaplanowane przez naszych naukowców. Wystarczy, że aktualny dowódca mojej planety, John Carter pstryknie palcem, a pojawi się u was z pięciu Hitlerów. Po co? Sprawdzamy waszą reakcję na różne czynniki. Zabawne. Nawet w chwili zagrożenia zwracacie się przeciwko sobie, zamiast się zmobilizować i współpracować. Po części przez to jeszcze nikt z was nigdy się nie domyślił. Na Ziemi mieszkają sami kretyni. Tamtejsze IQ zdaje się być niższe od temperatury ciała. Właściwie to niezła komedia. Dlatego zostanę badaczem tak jak mój ojciec. Chcę obserwować jak sami się wykańczacie.

Gdyby nie my prawdopodobnie już tysiąc lat temu wasza planeta byłaby tylko drobnym pyłem wirującym po wszechświecie, ale mimo wszystko idziecie w zaparte. Teraz jest już za późno. Całkowicie przejęliśmy nad wami kontrolę. Najśmieszniejsze jest to, że nasza cywilizacja zapoczątkowała w podobnym momencie, tyle że my ogarnęliśmy się już 3500 lat temu. Najpierw rozwinęliśmy siebie, a potem przejęliśmy kontrole nad Ziemią, podczas gdy wy tłukliście się maczugami w jaskini.
Wracając... Każdy mój dzień jest identyczny. Na Kalipso wszyscy mają dokładny jego plan. Wydaję mi się, że gdyby urzędnicy poszukali w papierach mogliby stwierdzić, co będe robić 742 dni później o godzinie 18:27. Odstępywać od planu można tylko w naprawdę ważnych wypadkach. Pierwszy raz od 10 lat nie dostałam rozkładu. Byłam w 3 klasie Portii (wasze liceum). Jako iż chciałam być badaczem, miałam odbyć dwutygodniowy staż na Ziemii. Byłam podekscytowana. Zawsze interesowałam się tym waszym śmietnikiem.

Alex, cztery lata starszy blondyn odprowadził mnie do statku. Dopiero co zaczął swoją karierę, a już jest całkiem wysoko postawionym badaczem.
-Naprawdę liczysz, że ci się uda? Takie dziewczynki jak ty powinny zostać w kuchni.-zakpił.
-Super. Ty powinieneś zostać plemnikiem.-odgryzłam się.
-Humor zostaw mnie, bo tobie coś nie idzie.
-Zrób coś dla świata i zabij się, proszę.
-To było słabe.

Zmroziłam go wzrokiem. Dupek. Tleniony idiota. Brzydki padalec. Kiedyś wpadniesz do kotła, wyrosną ci wielkie brodawki, a ja będę się śmiać. Tak, będę się śmiać, ty...
-Tutaj cię zostawię-mruknął i odszedł nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. I dobrze. Nie wiedzieć czemu, wszystkie dziewczynki w Tregii (moje rodzinne miasto) uważają go za supi-idealną-sexbombę. Fuj.

Podróż była niesamowita. Za oknami gwiazdy mrugały tajemniczo, tworząc bardzo ładną kompozycję. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrzanopodobnym czymś. Długie, brązowe włosy i jasnozielone oczy. Dziwna kompozycja. Nie byłam pięknością, ale najgorzej mi się nie trafiło. Do skromnych nie należałam w każdym bądź razie. Jaka za to jestem? Szczera do bólu. To tak chyba przede wszystkim. Reszta jest nieprzewidywalna. Ba. Nawet ja tej reszty nie poznałam. Statek zatrzeszczał gwałtownie. Podróż dobiegła końca.

Los też człowiek.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz