Rozdział 2

36 6 0
                                    

Do pomieszczenia wtargnęli goście w garniakach. Otworzyli trzeszczące drzwi i zaprosili mnie delikatnym gestem dłoni. Powoli wyszłam ze statku po metalowych schodkach i rozejrzałam się uważnie. Ziemia jest bardzo dziwna. U nas wszyscy mieszkańcy są skupieni praktycznie w jednym punkcie, a nie porozrzucani po całej planecie. Jest zaledwie parę ogromnych miast i wsi, wszystko wyraźnie ze sobą graniczy. Wraz z rozwojem i zapotrzebowaniem powiększamy teren mieszkalny, ale ogromna część Kalipso to po prostu pustkowia. Większych zmian jednak nie zauważyłam. Przynajmniej wzrokiem. Wszyscy dobrze wiemy, że wasz poziom intelektualny to góra trzeci miesiąc ciąży w stosunku do nas.

Znajdowaliśmy się w Londynie na ulicy Greenshadow 10. Miałam uczęszczać do miejscowego liceum jako uczennica z wymiany razem z moim kolegą Alby'm. Nie przepadam za nim. Zresztą tak jak za każdym. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Jest całkiem niezłe. Salon w każdym bądź razie prezentował się bardzo ładnie. Odnalazłam moją sypialnię i od razu rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam jak zawsze bardzo późno, ponieważ jestem chyba jakaś przestawiona. W dzień mogę spokojnie spać do 15:00, także nie zdziwiłam się kiedy nazajutrz czułam się jak chodzące zombie. Jadłam te ohydne płatki kukurydziane, patrząc się nieprzytomnie w blat, gdy do kuchni przywędrował Garniak-szofer. Pożegnałam się szybko z Garniakiem-kucharzem, wzięłam plecak i ruszyłam do auta.

Używcie jeszcze paliwa. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jesteście zwykłymi wydepilowanymi małpami. My napędzamy pojazdy czystym tlenem bez azotu.
Dojechaliśmy. Razem z Alby'm bardzo szybko odnaleźliśmy sekretariat i dostaliśmy plan lekcji.

Miałam teraz geografię i byłam definitywnie spóźniona. Gdy odnalazłam już odpowiednią salę (trochę to zajęło), wpadłam do niej dysząc. Parę osób się zaśmiało, ale nie zwracałam na nich uwagi. Przedstawiłam się błyskawicznie i usiadłam w przedostatniej ławce. Pani Throp, staruszka o typowo babcinym wyglądzie, uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Nie odwzajemniłam tego symptomu obrzydliwej radości. Przez resztę lekcji nic się nie działo. Z początku niektórzy próbowali do mnie jakoś zagadnąć, ale chyba szybko wyszło na jaw, że albo jestem zimną suką, albo po prostu mam okres i mi przejdzie. Podpowiedź: pierwsza sugestia jest prawidłowa.
Nareszcie. Wyczekiwany dzwonek. Mogłam odpocząć i usiąść na ławce na podwórku szkonym. Ale nie. Oczywiście ktoś musiał się przypałętać.

-Eghem. Ja tu zazwyczaj siedzę.-powiedziała wysoka, rudowłosa dziewczyna.
-Nie dzisiaj-mruknęłam obojętnie.
-A może jednak...-stwierdziła uparcie i usiadła obok mnie.
Trwałyśmy w ciszy, aż do dzwonka. Podobało mi się, że nie próbowała nawiązywać na siłę rozmowy. Odeszła bez słowa.

W-f. W siatkę byłam przeciętna, więc ucieszyłam się, kiedy pozwolono mi być rezerwową. Znów patrzyłam się obojętnie przed siebie. Parę osób pokazywało mnie palcami. Wyczułam czyjeś spojrzenie. To jeden z graczy. Całkiem przystojny brunet. Od razu skojarzył mi się z Alexem.
-Przestań się gapić-warknęłam w jego stronę. Uniósł brwi poczym dostał piłką. Prosto w głowę. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechałam, roześmiałam się radośnie.

Tego dnia znowu spotkałam rudowłosą dziewczynę, jednak tym razem to ona była szybciej na miejscu.
-Jak się nazywasz?-spytałam.
-Rachel Mason, a ty?
-Ariadna Rose.
-Dziwne imię.
Była szczera. I dobrze.
-Wiem. Nienawidzę go.
-Jak wszystkich? Sorki, plotki dochodzą nawet do takich dziwaków jak ja.-stwierdziła.
-Nie podskakuj, Ruda-roześmiałam się.-Wiesz, chyba zaryzykuję. Dostajesz kredyt zaufania. Jesteś oficjalnie pierwszą osobą w historii, którą toleruję i gdy na nią patrzę, nie chce mi się rzygać.
-Urodziłam się by usłyszeć te słowa!-parsknęła, a kosmyk włosów opadł jej na twarz.
-To duże osiągniecie. Masz przygotowane jakieś przemówienie, nie?

-Oczywiście że mam.-powiedziała przybierając minę godną celebrytki.
-Czego pragniesz, Rachel?-spytałam głosem typowego dziennikarza.
-Pokoju na świecie oczywiście!-zatrzepotała rzęsami.
Popatrzyłyśmy na siebie, poczym roześmiałyśmy się zgodnym chórem. Ona serio była w porządku. Dziwne.

Los też człowiek.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz