3."Nas rany nadal bolą, a Jezus nadal krwawi za grzechy."

153 24 13
                                    

Po obiedzie nawiązałam kontakt z pacjentkami leżącymi w tej samej sali i o dziwo z panią, która komentowała mój wygląd także, a nawet chyba najlepszy.

– Wszystko będzie dobrze.

– Wiem, muszę być dobrej myśli. – odrzekłam jej – A pani jak się czuję?

– Boli mnie jeszcze, ale może jutro już wyjdę. Mam nadzieję.

– W domu, człowiek zdrowieje najszybciej.

– Dokładnie.

– Kobiecie, obowiązki nie pozwalają na długie choroby. – odezwała się inna pani, która leżała naprzeciwko mnie. Wszystkie się z nią zgodziłyśmy.

Dom. Miejsce w którym ludzie powinni czuć się dobrze, a w powietrzu czuć miłość. To nie w moim. Nie. Tego u mnie nie było. Kłótnie z mamą były na porządku dziennym, zawsze było coś nie tak, zawsze robiłam coś źle. Nie było dnia gdzie nie poprawiałaby po mnie czegokolwiek, nie mówiła po raz milionowy tego samego. I najważniejsze, mimo tego, że jestem dorosła, nie miałam prawa decydować. Odzywać się w sprawach domu i domowników. Po prostu, byłam traktowana jak dziecko. Do czasu związku z Rafałem. Gdy wyprowadziłam się z domu i miałam swoje problemy, swoje życie, mama z chęcią służyła mi pomocą. W momencie kiedy musiałam odejść od niego przyjęła mnie do domu z otwartymi ramionami. Relacje między nami się zmieniły z czego się cieszyłam, ale nie mogłam tego zrozumieć. Czy moja mama zaczęła być ze mnie dumna i uważać za dorosłą dopiero gdy się wyprowadziłam? To bolało. Ale nie chciałam wracać na długo do tego wszystkiego co złe będąc w szpitalu. To właśnie tutaj zatęskniłam za całą swoją rodziną. Chciałam być przez kogoś przytulona. Białe ściany pokoju sprawiały, że czułeś jeszcze większy chłód niż był w rzeczywistości. Jedyne wyjście w nie myśleniu o tym, co mi jest i co mnie spotkało w życiu było znalezienie sobie zajęcia.

Pacjentki wróciły do rozmowy na temat problemów ich rodzin. Nie uczestniczyłam w nich, bo chciałam poczytać dalej Biblię. Miałam dosyć słuchania o problemach, chciałam uciec gdzieś, gdzie znajdę bezinteresowną miłość. Podkuliłam nogi i zatraciłam się w tekście.

Werset „Wytrwałość w modlitwie" przypadł mi do gustu. Pismo mówi, że ten kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Czarno na białym napisane miałam co trzeba robić. To zdanie stało się dla mnie najważniejsze, ponieważ dawało mi nadzieję. Jeśli ktoś będzie wielokrotnie o coś prosił, długo i nieprzerwanie to, to otrzyma. Czy to nie jest piękne? Tu jest potrzebna mądrość. Trzeba zrozumieć, że Bóg chce nam przekazać, że w niczym nie wolno się poddawać, a jeśli zechcemy jego pomocy to w proszeniu też nie możemy być leniwi. Modlitwa jest rozwiązaniem na wszystko.

W moim sercu poczułam żar, tak gorący, że wiedziałam iż coś się dzieję. Chciało mi się skakać ze szczęścia. Dosłownie, nie potrafiłam ukryć uśmiechu i cieszyłam się, że nikt nie widzi tego jak moje kąciki ust unoszą się w górę. Właśnie tak narodziła się we mnie nadzieja. To jest właśnie takie uczucie. Chcesz skakać, biegać, krzyczeć. Po prostu uwolnić całą radość, która nagle niewiadomo skąd przyszła.

Spojrzałam przez okno, deszcz pukał o szyby dość głośno. Na zewnątrz było chłodno i obiła się ciapa, tęskniłam za śniegiem, było już tylko dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia. Wizja tego, że mogę zostać w szpitalu na święta była dla mnie czymś czego nigdy w życiu nie życzyłabym nawet wrogowi.

Do mojej głowy przyszły następne wątpliwości. Jeśli mamy się modlić bardzo długo, to jak długo? W każdej minucie życia? Czy może przez pół godziny w ciągu dnia? Zaczęłam bać się, że zbraknie mi kilku modlitw do spełnienia prośby o uleczenie. Smutek ponownie ogarnął moje ciało. Herbata, już nie smakowała tak dobrze, a Biblia trzymana w rękach była dla mnie ciężarem. Zdałam sobie sprawę, że jej nie rozumiem. Nie wiem, czego dokładnie Bóg ode mnie oczekuje. Patrzyłam tępym wzrokiem w Pismo Święte, a moje oczy wyłapywały konkretne słowa: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary", „...dotknęła się frędzli". Wtedy zaczęłam czytać dalej. A mój umysł od razu się rozjaśnił. WIARA. To jest klucz do działania MODLITWY.

Przeczytałam jak kobieta mająca krwotok, sama sobie powiedziała, że jeśli dotknie się tylko frędzli Jego płaszcza to wyzdrowieje. Jezus odpowiedział jej, że ocaliła ją jej wiara. To wystarczyło. Uwierzyć, że Bóg ma tak ogromną moc, że wszystko co dzieje się nam złego on może nam zabrać. Pierwsze co zrobiłam poszłam do toalety i jeszcze raz odmówiłam Ojcze nasz i ponowiłam swoją prośbę. I wtedy przypomniało mi się, jak kiedyś w Nowym Testamencie przeczytałam, że jeśli dwoje osób modli się za to samo, tam pośród nich jest Bóg. Wzięłam telefon i wykonałam telefony, do mamy, babci, przyjaciółki, brata, a także byłego chłopaka. Poprosiłam ich, aby pomodlili się, o to żebym nie musiała mieć operacji. Dokładnie poinstruowałam ich co mają mówić: Boże spraw, żeby nie musiała mieć operacji. Nie zgadzałam się na nic innego. Żadnego babcinego: Bóg daje co chcę. Powiedziałam do niej: Nie. Babciu tu jest napisane, że jak wierzysz w ogrom Boga, to on ci to da. Uwierzyła. Zadałam sobie sprawę, że nawet ona nie zna dobrze Pisma Świętego, a to tylko dlatego, że go nie czyta. Odkąd zaczęłam to robić, zdanie po zdaniu zaczęłam rozumieć, każdą katastrofę, która się dzieje na świecie, każdy swój płacz, a także to, dlaczego niektórzy ludzie mówili, że rozmawiali z Bogiem, ale nikt im w to nie wierzył. W Nowym Testamencie jest wszystko. Cała historia świata i gdy zaczęło to do mnie docierać, na początku przeraziłam się. Przed oczami pojawiły mi się te wszystkie grzechy, które zalewają ziemię. Pomyślałam, co z nami? Co z naszymi duszami?!

Do mojej głowy od razu przywędrowały obrazy tego co ja robiłam. Skrucha, którą poczułam była tak ogromna, że pierwszą moją myślą było; jeśli Bóg to mój ojciec i jeśli ja miałabym kiedyś dziecko to nigdy nie chciałabym się dowiedzieć jednej rzeczy którą zrobiłam. A Bóg widzi wszystko i wtedy coś we mnie pękło. Łzy spływały mi po policzkach i szepnęłam: Jak ja mogłam Ci to zrobić...

Byłam załamana i zaczęłam przypominać sobie to, że Jezus krwawi z ran przy każdym grzechu człowieka. Oddał swoją krew za nas, za nasze grzechy, a czy przestaliśmy grzeszyć? Nie.

Nie mogłam uwierzyć w to, że tak go ranię tym co robię. Każdym złym słowem na innych ludzi, każdym przekleństwem, po prostu wszystkimi grzechami.

Zaczęłam się zastanawiać czy to, co mi się przytrafiło to może jakaś kara? Ale potem przypomniałam sobie, że Bóg tego nie robi. On jest miłosierny, ale musimy żałować swoich grzechów. Otarłam łzy. Wzięłam głęboki oddech i wiedziałam, że teraz po tym jak uświadomiłam sobie to wszystko, muszę mieć ogromną wiarę.

Czytanie Biblii zbliża do Boga.

Czytanie Biblii sprawia trudność, ale tylko na początku nic nie rozumiesz. Gdy będziesz odmawiać modlitwę o zrozumienie wskazówek Bożych w całym dniu i w Biblii, on ześle Ci to.

Jeśli potrzebujesz czegoś, poproś o to. Czyż nie prosisz mamy o pieniądze na fajną książkę? A czy Bóg to nie jest Twój ojciec? Tak, jest...więc również jego możesz prosić o co chcesz.

Jak się modlić, instrukcja z Biblii:

Odmów "Ojcze nasz"

Przebacz wszystkim ich przewinienia tak jak jest w modlitwie.

Powiedz swoją prośbę.

Czekaj. Bóg musi zobaczyć co mu dałaś? Czy się po tym zmienisz na lepsze? A może to zaprowadzi Cię w stronę złego? Dlatego ważne jest czekanie. Módl się o wszystko.

P.S Jeśli jesteś za coś Bogu wdzięczna, powiedz mu to.

Notka:

Kiedy uświadomisz sobie swoje grzechy, możesz się załamać... Jedno jest wtedy ważne, jeśli żałujesz to pomódl się i powiedz Bogu co czujesz.

Polecam przeczytać ewangelie św. Jana, jest piękna. Daje wiele siły i nadziei.

Szpital Nadziei // True storyWhere stories live. Discover now