Dyskretnie zerknęła na okrągły, wiszący zegar- dziewiętnasta pięćdziesiąt pięć. Westchnęła cicho, lewą dłonią przecierając zmęczone oczy, prawą zaś wystukując niespokojny rytm na brzegu jasnego biurka, obrotowe krzesło raz za razem wydawało z siebie ciche protesty. Czemu ja to robię? – To pytanie przeszyło Angeline tego dnia po raz co najmniej milionowy, praca po dwanaście godzin dziennie, pięć dni w tygodniu zupełnie jej nie służyła, podobnie jak życie od weekendu do weekendu. Jedynym promykiem słońca była myśl, że ten weekend zaczyna się za jakieś trzy minuty... Jednym okiem łypnęła na swoją kierowniczkę, znęcającą się właśnie nad ich nowym stażystą.
Hanna Morrison była elegancką kobietą koło czterdziestki, której głównym życiowym celem było wykorzystanie swoich podwładnych do granic możliwości... pracoholizm to w tej sytuacji jawne niedopowiedzenie. W takich warunkach, nawet jeżeli bardzo kocha się swoją pracę, pod koniec dnia marzy się jedynie o gorącej kąpieli, ze spokojną muzyką w tle. Koniecznie w ojczystym języku. Nagle głośny dźwięk wyrwał kobietę z zamyślenia, a na biurku ni stąd ni zowąd pojawiła się gruba, czarna teczka. Srebrne, kunsztownie wykonane logo firmy lśniło na ciemnej skórze, jakby chciało zwrócić na siebie uwagę.
– Do zrobienia na poniedziałek – szefowa stała nad nią niczym kat, z tymi swoimi czerwonymi, wąskimi ustami, które teraz, zaciśnięte w ciasną kreskę wydawały się jeszcze mniejsze, i idealnie wyregulowanymi brwiami, ubarwionymi czarną kredką. Angeline jęknęła w duchu, jeszcze raz zerkając na folder, ale nie ośmieliła się głośno zaprotestować, kiwnęła więc tylko głową, czując w tej chwili pogardę do samej siebie – Czemu ja to robię? – znowu przyszło jej do głowy i z trudem powstrzymała ziewnięcie. Tymczasem szefowa spojrzała na swój drogi, złoty zegarek, po czym wyprostowała się dumnie jednocześnie rzucając dziewczynie wrogie spojrzenie.
– Możesz już iść– niemalże splunęła, na co Angeline ponownie skinęła głową i powoli wstała, nie mając nawet siły cieszyć się nadchodzącym wolnym- wykrzesanie z siebie jakichkolwiek emocji w tej chwili graniczyło z cudem. Górowała wzrostem nad swoją rozmówczynią co najmniej o głowę, tamtej wyraźnie się to nie podobało- najpierw obrzuciła spojrzeniem pełnym pogardy jej strój: Prosty, ciemny golf i dopasowane jeansy, Hanna nie mogła przecież zobaczyć eleganckich, wysokich butów, na które Angeline z takim trudem odkładała przez prawie pół roku. Odwróciła się więc i odeszła, dumnie odrzucając do tyłu swoje długie, czarne włosy. Angeline próbowała wsunąć do torby teczkę z dokumentami, ale okazała się ona zbyt duża do jej skromnego, wytartego bagażu.. Z westchnieniem odłożyła ją więc z powrotem na biurko i sięgnęła po lekki, beżowy płaszcz wiszący na oparciu krzesła. Zapinając pasek poruszyła głową w lewo i w prawo, chcąc trochę rozluźnić napięte mięśnie karku. Nie pomogło, poddała się więc, przewiesiła torbę przez lewe ramię, pod drugie zaś wsunęła czarny, skórzany folder i równo pięć po ósmej opuściła nowojorskie centrum tłumaczeń.
Kiedy chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, pochyliła głowę, jakby chciała całkiem schować ją pod połami płaszcza i powolnym krokiem ruszyła na przystanek autobusowy- nie było jej stać nawet na kurs prawa jazdy, tym bardziej na samochód, nawet najtańszy. Obcasy rytmicznie postukiwały o krzywy chodnik, z jej ust wydobywały się jasne obłoki pary, jak na koniec października było naprawdę zimno... Czemu ja to robię? – Nie przestawała powtarzać tego pytania, stało się dla niej czymś w rodzaju mantry, czyżby była masochistką? Skórzana teczka wypełniona dokumentami ciążyła niemiłosiernie, ale nie to niepokoiło ją tego wieczoru: od kiedy wyszła towarzyszyło jej dziwne uczucie, że jest obserwowana, owo wrażenie nie opuściło jej nawet kiedy już stanęła na przystanku, wśród ludzi- ławka była pełna, nikt nie wydawał się chętny ustąpić jej miejsca, poprawiła więc torbę, oparła się o zewnętrzną ścianę wiaty i czekała, oglądając się raz po raz za siebie. Fakt że nikogo nie dostrzegała wcale nie dodawał jej otuchy. Dwadzieścia minut później autobus pojawił się, był zupełnie pusty i dziewczyna wchodząc natychmiast zajęła pierwsze wolne miejsce tuż za kierowcą, na siedzeniu obok kładąc wszystkie swoje manatki- nie lubiła towarzystwa obcych ludzi w swojej codziennej podróży, oddzielając się od nich w ten sposób nie musiała wikłać się w żadne dziwne sytuacje ani tłumaczenia, nawet jeżeli niektórzy mieli ją za gbura. Kiedy stara maszyna z głośnym protestem ruszyła z miejsca, dziewczyna oparła głowę o miękki zagłówek i przymknęła ciężkie powieki, niemalże czując pod nimi piasek... Czemu ja to robię?
– Proszę pani? – poczuła czyjąś ciepłą, szorstką dłoń na swojej i natychmiast się rozbudziła. Czyżbym usnęła? – przemknęło jej przez myśl, zamrugała kilka razy i spojrzała w twarz starszemu, łysemu kierowcy. Chociaż jego skóra pokryta była siecią zmarszczek, a gdzieniegdzie dostrzegła również ciemne plamy wątrobowe, to oczy miał pełne dobroci, patrząc w nie człowiek nie dostrzegał już żadnych uchybień w urodzie.
– Musi pani tutaj wysiąść, to ostatni przystanek – powiedział cicho, lekko przepraszającym tonem i zabrał dłoń, jego obrączka lekko brzęknęła, kiedy zetknęła się z pozłacaną bransoletką dziewczyny. Angeline natychmiast wstała i uśmiechnęła się delikatnie. Zaskoczył ją trochę fakt, że mężczyzna, choć nieco przygarbiony był jej równy wzrostem- w tych butach mierzyła prawie sto osiemdziesiąt pięć centymetrów, więc to rzadko się zdarzało.
Co za szczęście że wysiadam na ostatnim przystanku – pomyślała. Co prawda, czasem wysiadała wcześniej, by trochę odetchnąć, złapać przed snem trochę świeżego powietrza, zwłaszcza wiosną... ale w tej chwili zupełnie nie miała na to ochoty.
– Oczywiście, przepraszam– i wyszła, odprowadzana wzrokiem przez uprzejmego kierowcę, o mały włos nie przewracając się przy wychodzeniu. Wciąż miała wrażenie, że nie tylko on ją dziś obserwuje. W miarę szybko pokonała dystans dzielący ją od domu, napędzana dziwnym lękiem, którego pozbyła się dopiero szczelnie zamknąwszy drzwi od środka. Odwróciła się i omiotła wzrokiem swój własny, przestronny dom. I w tym momencie pojawiła się odpowiedź na pytanie, które dręczyło ją cały dzisiejszy dzień. Już wiedziała dlaczego pracuje po dwanaście godzin dziennie, już wiedziała dlaczego dorabia na prywatnych tłumaczeniach, już wiedziała czemu to wszystko robi. Bo ma pół miliona dolarów kredytu do spłacenia- jako tłumacz przysięgły, osoba zaufania publicznego nie miała problemu by dostać tak dużą sumę w tak młodym wieku, nie mając przy tym żadnej rodziny. Problem miała jedynie z regularnym spłacaniem. Ale nie żałowała. Całe pieniądze przeznaczyła na ten dom, nie szczędziła luksusów ani udogodnień- po osiemnastu latach spędzonych w ciasnym pokoju z dziewięcioma innymi dziewczętami, gdzie jedynym w miarę osobistym kątem było łóżko, z którego dodatkowo wystawały jej nogi, pragnęła luksusu, potrzebowała go niczym powietrza. Była z natury samotniczką, nie przeszkadzało jej więc zupełnie że spędza samotne poranki i wieczory... chociaż dziś wolałaby mieć towarzystwo.
Zdjęła płaszcz, buty i ruszyła do salonu: był duży i przestronny, podłogi zostały wyłożone ciemnym, prawie czarnym drewnem, ściany zaś zostawiła białe. Na środku pomieszczenia pyszniły się duży, czerwony dywan i biała kanapa w kształcie litery L. Niemal całą północną ścianę stanowiło ogromne okno- w tym wypadku cieszyła się ze swych długich nóg, w innym razie musiałaby stale biegać z krzesłem, by je umyć czy choćby otworzyć. Po lewej stronie od kanapy znajdował się ciemny stół, przeznaczony dla sześciu osób, jakby codziennie przyjmowała gości, zaś po prawej nowoczesny aneks kuchenny, oddzielony od reszty przestrzeni marmurowym barkiem. Bardzo nowoczesne, minimalistyczne wnętrze-jedyne co oddzielało je od innych nowoczesnych, minimalistycznych pomieszczeń w innych domach w West Village na Manhattanie stanowił fakt, że nie było w nim telewizora- uważała, że on jedynie ogłupia, pozbawia jakiejkolwiek kreatywności czy wyobraźni. Zresztą, kiedy miałaby go niby oglądać? W miejscu w którym kuchnia kończyła się, były drewniane schody prowadzące na piętro. Zerknęła w stronę lodówki, ale szybko stwierdziła, że wcale nie jest głodna- chciała jedynie zanurzyć się w miękkiej pościeli i pogrążyć w długim, regenerującym śnie. Torbę postanowiła zostawić na dole, więc jedyną rzeczą jaką zabrała ze sobą na górę była czarna teczka- nie chciała, by przypadkiem się gdzieś zapodziała. Na piętrze znajdowały się tylko cztery pomieszczenia, nie licząc balkonu: sypialnia, połączona z nią garderoba, pralnia i narożna łazienka. Położyła dokumenty na niewielkiej szafce przy schodach, wzięła szybki prysznic, ubrała się w czarną nocną koszulę sięgającą jej przed kolana, dopasowane kolorystycznie koronkowe bokserki, i ruszyła do sypialni. Wyglądam jakby w łóżku czekał na mnie jakiś mężczyzna...– zwykła żartować, ale prawda była taka, że po prostu lubiła... stroić się do snu. Nie żeby miała coś przeciwko, gdyby od czasu do czasu docenił to jakiś osobnik płci przeciwnej... Weszła do sypialni. Był to dla niej szczególny pokój, stanowił azyl, miejsce gdzie zawsze odzyskiwała spokój i regenerowała siły. Chociaż mieszkała sama, wykosztowała się na ogromne, niemal małżeńskie łoże z grubym, miękkim niczym puch materacem, pościel w tym miesiącu była fioletowa- pasowała do ciemnoliliowego koloru ścian i jasnej jak piasek podłogi. Oprócz łóżka jedynym meblem w sypialni było duże, stojące lustro, rodem z bajek Disneya- było na tyle wysokie, że spokojnie mogła przejrzeć się w nim cała, niezależnie od tego jak wysokie obcasy założyła. Lubiła spokojną atmosferę tego miejsca, czasami medytowała, i zawsze robiła to w tym konkretnym pokoju. Nie mogła inaczej...- ale w tej chwili nie była w stanie tego docenić, chciała jedynie w końcu położyć się spać- tak też zrobiła, tuż przed zaśnięciem uświadomiła sobie że nie wyłączyła budzika w telefonie- ale telefon został razem z torebką na dole, nie było więc ryzyka, że ją obudzi. Westchnęła z zadowoleniem i zatopiła się w miękkiej, pachnącej pościeli- natychmiast usnęła, pogrążając się w błogiej krainie snów, zapominając o dręczących ją troskach i poczuciu niebezpieczeństwa.
CZYTASZ
Syndrom Sztokholmski
ActionPiękna dziewczyna, niebezpieczna mafia i czarna teczka, będąca jednocześnie kluczem i przeszkodą do wolności. To miała być kolejna prosta robota, w końcu porwana, przerażona kobieta nie była dla Creiga Williamsa - prawej ręki głównego szefa mafii...