Rozdział 25

2.9K 140 7
                                    



Angeline wciąż leżała w takiej samej pozycji, w jakiej zostawił ją Creig- czerwone od płaczu oczy piekły ją niemiłosiernie, podobnie jak policzek, ale to nie ból fizyczny był najgorszy. Nie sądziła, że ten dzień może zakończyć się tak dramatycznie. I że jej romans z Creigiem zakończy się tak boleśnie- dosłownie i w przenośni. Nagle usłyszała odgłos otwieranych drzwi, podniosła się gwałtownie.
– Creig – wyszeptała, niemalże z nadzieją w głosie, ale zamarła na widok osobnika, który wszedł do celi.
***
Robby z uśmiechem zamknął za sobą drzwi. Zerknął na dziewczynę i dostrzegł czerwony ślad na jej policzku. To chyba nie mój... – Przyszło mu do głowy, bo rana wyglądała na całkiem świeżą. Kucnął przy dziewczynie i lekko przechylił głowę.
– Czego chcesz? – zapytała zdławionym głosem, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Creig musiał być bardzo wzburzony, skoro zostawił drzwi otwarte, nie sądzisz? – nie odpowiedział na jej pytanie. Prawda jest taka, że i tak by się tu dostał, Joseph dał mu wczoraj komplet kluczy do wszystkich cel. Ale dziś okazały się niepotrzebne.
– Trochę źle zaczęliśmy swoją znajomość... – powiedział z lekko ironią rozkładając ręce jak polityk- Gdybym wiedział, że mam do czynienia ze swoją... koleżanką z dzieciństwa, może byśmy bardziej się polubili- z satysfakcją odnotował, że zmarszczyła brwi, zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
– Co masz na myśli? – zapytała ostrożnie, a wtedy on wyjął z kieszeni złoty łańcuszek i pomachał nim przed jej nosem. Na sekundę wybałuszyła oczy, zaraz jednak się opanowała.
– Skąd to masz? – jej głos stał się odrobinę pewniejszy. Do czego on zmierza? Bez problemu rozpoznała łańcuszek: wszystkie dzieci z sierocińca u sióstr takie miały.
– Z twojego domu – odparł bez cienia skrępowania, a ona przyjrzała mu się dziwnie. Ten wisiorek wiele dla niej znaczył, postanowiła jednak udawać nonszalancję.
– I tak ci się spodobał? To czemu mi go pokazujesz? – może on tak naprawdę nie ma pojęcia skąd pochodzi wisiorek. Spojrzał jej głęboko w oczy, przybrał poważną minę i schował medalik z powrotem do kieszeni, po czym sięgnął po coś pod koszulkę. Angeline wciągnęła głośno powietrze, czy on zamierza się rozebrać?- W jej głowie natychmiast pojawił się obraz dwóch mężczyzn którzy już kiedyś próbowali ją zgwałcić. Nagle on, nie przerywając kontaktu wzrokowego, wyciągnął coś spod rąbka koszuli przy szyj i pokazał jej... taki sam wisiorek! Spojrzała na niego, rozchylając usta ze zdziwienia, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji, on zaś szybko schował krzyżyk z powrotem.
– Ty....ty jesteś..byłeś... – nie była w stanie wykrztusić odpowiednich słów.
– Tak – odparł po prostu– Od piątego do osiemnastego roku życia mieszkałem w bidulu – Był ciekawy jej reakcji, ona zaś pokiwała tylko głową.
– Ja byłam od urodzenia – zmarszczył brwi, trochę go to zdziwiło.
– Jaka matka oddaje noworodka do bidula? – zapytał ostro, ze znaną sobie gwałtownością.
– Jaka matka oddaje tam pięcioletnie dziecko? – zawtórowała mu. Przez ułamek sekundy zrobiło się jej go żal. Ona nie miała żadnych wspomnień, nie wiedziała jak to jest mieć rodziców, czy jakichkolwiek opiekunów. On wiedział. I stracił. Po tym co kiedyś powiedział jej Creig już mu nie zazdrościła.
– Gówniana matka – odparł lekko i rozsiadł się obok niej na pryczy, ona zaś zwinęła się w jak najmniejszą kulkę na samym brzegu. Zaśmiał się ochryple widząc to i brutalnie złapał ją za rękę, po czym przyciągnął bliżej do siebie. Z początku się przeraziła, ale już nauczyła się, że dopóki wszystko idzie po jego myśli, nie zrobi jej krzywdy.
– Co z naszym przewozem? – zapytał mimochodem, a w niej wezbrała nowa fala złości.
– Nic!– powiedziała przez zaciśnięte zęby– Nic wam nie powiem!– Spodziewała się wybuchu gniewu, tymczasem Robby patrzył na nią jakby takiej właśnie odpowiedzi się spodziewał. Na chwilę zapadła zupełna cisza.
– Pamiętasz siostrę Rebeckę?– mimowolnie w jej głowie pojawiły się wspomnienia wysokiej, otyłej siostry, chociaż nieraz dostała od niej manto, lubiła ją. Pokiwała lekko głową.
– Nie raz dostałem od niej lanie...– uśmiechnął się szyderczo. Przez następne pół godziny Angeline trochę się rozkręciła, słuchała jego wypominek, później zaczęła dorzucać własne, czuła się rozluźniona, nigdy nie miała okazji tak z kimś porozmawiać- kto zrozumie sierotę lepiej niż inna sierota?- Przed oczami stanął jej obraz Creiga. On nigdy nie zrozumie...żeby nie wiem jak się starał. Siedziała swobodnie oparta o ścianę, z lekkim uśmiechem na ustach, kiedy Robby pochylił się lekko w jej stronę, jego ręce zaś powędrowały za nią...nie protestowała, patrzyła mu tylko w oczy. Wiedziała, że teraz już niewiele może ją czekać. Co miała do stracenia?
Robby przytknął usta do jej warg, na chwilę straciła orientację, nie mogąc połapać się we własnych zmysłach, kilka sekund później mężczyzna oderwał się od niej i przetarł dłonią usta.
– No...– wykrzywił usta w uśmiechu– Już wiem co on w tobie widział. Cicha woda...– nagle na jego twarzy pojawił się groźny błysk.– Spodobasz się szefowi– otworzyła szeroko oczy i chciała wstać, poczuła, że nie może poruszyć nadgarstkami, odchyliła się lekko do tyłu..związane!
– Wybacz kochanie...– powiedział z udawanym, przepraszającym tonem.– Nie byłaby z nas dobra para.– zaczęła krzyczeć, ale wtedy on założył jej co na głowę i wszystko spowiła ciemność...mimo to nie przestawała wrzeszczeć, w pewnym momencie poczuła, że bierze ją na ręce i zaczyna gdzieś nieść.
– Zaraz przestanie się tak drzeć...– Usłyszała jakiś inny, męski głos. Creig? Nie, ten głos był wyższy. W pewnej chwili poczuła mocne uderzenie w tył głowy...przestała się wyrywać i straciła przytomność.
***
– No i po krzyku..– Powiedział Robby wkładając dziewczynę do samochodu i odwrócił się do swoich kompanów.
– Zawieźcie ją i zaraz wracajcie.– Tony i Paul pokiwali głowami i minutę później odjechali, Robby zaś chwilę popatrzył za odjeżdżającym samochodem i wrócił z powrotem do budynku.  

Syndrom SztokholmskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz