Luna nie była smutna.
Szczęśliwa też nie była, ale doceniała świat i potrafiła okazać mu wdzięczność.
Poranny taniec na łące ją uspokajał.
W takich chwilach wiedziała, że nie chce niczego innego.
W takich chwilach zdawała sobie sprawę, że jest prawdziwa.
Sama dla siebie.
A kto inny miałby się jeszcze liczyć?
Nie była egoistką.
Ale nie potrzebowała ludzi.
Ograniczali ją.
Inspiracje czerpała z natury.
Albo z rzeczy martwych.
A dopóki człowiek żyje, nie jest rzeczą martwą.
Więc ludzie jej nie inspirowali.
Nieboszczycy też nie.
Ale śmierć już tak.
W sumie bardziej przemijanie, niż śmierć.
Jednak nie mówiła tego na głos.
Zostawiała to dla siebie.
Jedynie z Ophie czasem wdawały się w większe zadumy na ten temat.
Szczególnie w deszczowe dni na dzikich plażach.