Złoty Strzał

166 13 7
                                    


GATUNEK: DRAMAT

    – Chyba postradałaś zmysły! – głos Lucasa rozniósł się po całym pomieszczeniu, tak jak kropla wody rozchodzi się po tafli jeziora, Zimny, władczy i nieznoszący sprzeciwu.

Słysząc go Maggie odruchowo objęła rękami swój napęczniały brzuch- w czwartym miesiącu jej ciąża była już niezwykle widoczna. Nie słuchaj taty Maleństwo – posłała nienarodzonemu dziecku myśl, lecz prawda była taka, że sama nie zamierzała się wycofać.
– Ja? Ja postradałam zmysły? – podniosła głos, by nadać swoim słowom znaczenia – Ale to ty godzinami przesiadujesz w biurze, bardziej przejmując się swoją sekretarką niż mną i dzieckiem! – mieszkali w niedużym, starym miasteczku na przedmieściach, gdzie plotki roznosiły się szybciej niż zaraza.
– Powiedz mi Lucas, sypiasz z nią? A może żonie nie wolno zadawać mężowi takich pytań? – wykrzyczała i zbladła nagle na widok dzikiej furii, jaka pojawiła się w oczach mężczyzny.

W ułamku sekundy podskoczył do niej, złapał za ramiona i z całych sił przyparł do murowanej ściany. Maggie zaczęła trząść się na całym ciele, nigdy nie widziała swojego męża w takim stanie-jednak prawdziwy strach poczuła, kiedy Lucas podniósł rękę i mocno się zamachnął – zamknęła oczy i pochyliła głowę, zbyt przerażona by zrobić cokolwiek innego. Ostatnie co usłyszała to gardłowy krzyk jej męża, sekundę później poczuła na policzku...lekki powiew powietrza, a jej uszu dobiegł odgłos pięści uderzającej o ścianę. Uchyliła powieki i spojrzała na swego towarzysza oczami szklanymi od łez. Oddychał równie ciężko co ona, przyglądając się jej ze zmarszczonymi brwiami.
– Niech to szlag – wykrztusił w końcu, puścił jej ramiona i niemal wybiegł z sypialni, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Została sama.
Krew dopływająca do kończyn sprawiała niemal ból. Podeszła do dużego lustra i lekko zsunęła swą poranną koszulę. Na jej białej, alabastrowej skórze można było bez problemu stwierdzić gdzie i który palec Lucasa zostawił ślad. Łzy znowu wezbrały w jej oczach, ale nie zdążyły popłynąć, bo nagle poczuła niewyobrażalny ból. Krzyknęła i osunęła się na podłogę; nie była w stanie określić źródła tego cierpienia, ale po chwili zdała sobie sprawę, że pochodzi on...z brzucha.
Ból narastał, jej ciałem raz za razem miotały spazmy i skurcze, krzyczała, jakby to mogło go ukoić. Poczuła że wypływa z niej coś ciepłego i lepkiego, nieznajoma substancją spływała jej z ud czerwonym strumieniem, plamiąc jasną podłogę. Ból był tak silny, że aż pociemniało jej w oczach; w przebłysku świadomości usłyszała odgłoś otwieranych drzwi, poczuła czyjeś ręce unoszące ją w górę- myliła się sądząc, że osiągnęła już najwyższe stadium bólu.
Znajdowała się w sypialni, położono ją więc na łóżku.
– Dziecko! – Krzyczała, a łzy podobnie jak pot wciąż lały się z niej ciepłymi strumieniami. Nagle poczuła igłę wbijającą się jej w przedramię, poczuła dziwną ociężałość i po chwili...straciła przytomność.

Lucas chodził w tę i z powrotem przed drzwiami sypialni. Co się dzieje z moją żoną?- Zadawał sobie to pytanie wciąż i wciąż, od kiedy został wyproszony przez lekarza. Czy to moja wina?- Ta myśl nie dawała mu spokoju. Drzwi otworzyły się i wyszedł z nich stary balwierz, z jego miny nie dało się nic wyczytać. Podszedł do Lucasa i ojcowskim gestem położył mu dłoń na ramieniu.
– Przykro mi, dziecko było za słabe – Lucas wciągnął głośno powietrze i złapał się obiema rękami za głowę.
– Dlaczego... – wyjąkał, jego ciałem wstrząsał szloch.
– Nie jestem w stanie określić dokładnej przyczyny. Czasem jest nią nieodpowiednia dieta, zbytnie forsowanie ciała czy alkohol- przerwał i spojrzał na swego rozmówcę badawczo – Zdarzają się przypadki kiedy nawet szok czy lęk, doprowadzają do poronienia – Słowa lekarza zmroziły go, nie był w stanie jasno myśleć.
– Czy ona wie? – zapytał cicho.
– Obawiam się że nie. Na razie śpi, proszę jej powiedzieć jak się obudzi. I proszę się nią opiekować. Teraz będzie tego potrzebowała – dokończył i wyszedł, nie upominając się nawet o zapłatę.
Trzy miesiące później...

Dowiedziawszy się o stracie dziecka, jedynego promyka w życiu, Maggie popadła w apatię, przestała jeść, pić, nie podnosiła się z łóżka dalej niż do toalety, zupełnie przestała dbać o swój wygląd czy higienę. Podróż do szpitala, usunięcie z jej ciała martwego płodu- to było za ciężkie, zbyt wyniszczające- czuła się jak naczynie, które w pewnym momencie zostało opróżnione. Mimo to Lucas stale był przy niej...fizycznie, bo psychicznie żyła już we własnym świecie, do którego ani on, ani nikt inny nie miał dostępu. Całkiem pogrążyła się w ciemności cierpienia.
– Na co masz dziś ochotę? – pytał codziennie rano, rozsuwając zasłony w jej sypialni. Ale ona nigdy nie odpowiadała- już dawno przestała się odzywać, zapomniawszy brzmienie własnego głosu. Upłynęło całe dziewięćdziesiąt dni zanim zapragnęła coś zmienić. Zanim zapragnęła to zakończyć.
– Na co masz dziś ochotę? – zapytał ją rano Lucas. Robił to już niemal mechanicznie, ot kolejna czynność przy rozsuwaniu zasłon czy otwieraniu drzwi.
– Kąpiel –- Powiedziała. Jak dziwnie brzmiał jej głos w jej własnych uszach, obcy, zachrypnięty – Chciałabym wziąć kąpiel – dodała pewniej.
Jej mąż na początku aż przystanął z wrażenia, po chwili jednak na jego twarzy pojawiła się mieszanina błogiej ulgi i nieopisanej radości. Czym prędzej wyskoczył z pokoju, słyszała jak z prędkością karabinu maszynowego wydaje służącej odpowiednie polecenia.
Podniosła się na łóżku. Zakręciło się jej w głowie, ale zignorowała to, mocno zagryzając wargi. W tej samej sekundzie do pokoju weszła jej pokojówka.
– Kąpiel gotowa, Madam – Maggie tylko kiwnęła głową w odpowiedzi, wstała i chwiejnym krokiem udała się do łazienki.
Pierwszą czynnością było zamknięcie drzwi na klucz. Później rozebrała się do naga i nawet nie zerknąwszy w lustro, weszła do ogromnej, marmurowej wanny wypełnionej po brzegi wodą. Zapach olejku kokosowego unosił się w powietrzu przyprawiając ją o mdłości. Umyła się dokładnie, usuwając z ciała trzymiesięczny bród, a gdy była już czysta i świeża, sięgnęła ręką szafki przylegającej do wanny i wyjęła z niej nową, jeszcze zapakowaną żyletkę-Lucas kupował je sobie do golenia, o czym doskonale wiedziała, bo sama robiła to dla niego zanim...zanim...
Bez chwili wahania, pewnym ruchem wbiła ostrze w wewnętrzną stronę nadgarstka i pociągnęła dalej, w stronę przedramienia.
Natychmiast poczuła piekący ból, co wprawiło ją niemal w ekstazę. Cierpienie fizyczne zastępowało w tej chwili cierpienie duchowe- nie mogła wyobrazić sobie lepszej wymiany. Zafascynowana cięła raz za razem, chcąc utrzymać to uczucie jak najdłużej. Wiedziała czego chciała i do czego dążyła. Ta droga miała ją zaprowadzić do ukojenia. Do ciszy. Do jej dziecka. Do śmierci.
Po parunastu minutach straciła władzę w palcach, żyletka wypadła jej z ręki, lądując w szkarłatnej wodzie z głośnym pluskiem. Osiągnęła błogostan. Zamknęła oczy i...odeszła, raz na zawsze zrywając pętające ją łańcuchy życia.
Czasem śmierć jest jedynym dobrym rozwiązaniem. Czas który dostaliśmy może być naszym przekleństwem. Czas wcale nie leczy ran- on tylko przyzwyczaja do bólu, dawkując go niczym najczystrzy narkotyk. A Maggie była narkomanką czekającą na złoty strzał.

Moje HistorieWhere stories live. Discover now