100 lat później

44 5 3
                                    



GATUNEK: kOMEDIO-DRAMAT, DUCHY, MEDIUM

– Musisz mi pomóc!– usiłowałam szarpnąć mężczyznę za rękę, ale jak zwykle moja dłoń ze świstem przecięła jego ciało. Czasem zapominałam, że jestem duchem. Właściwie, zdarzało mi się to całkiem często. Moja śmierć nie była niczym spektakularnym- ot, kolejna stara panna z kotami zeszła na atak serca, w swoim malutkim mieszkaniu w Londynie- szkopuł polegał na tym, że kiedy odłączyłam się od ciała, poczułam bardzo silną potrzebę powrotu do domu.

Podróż do Polski to dla ducha nic takiego, ubawiłam się jak nigdy strasząc ludzi śpiących w samolotach, ale dopiero będąc w kraju uświadomiłam sobie, że nie pamiętam adresu swojego domu. Za cholerę nie mogłam go sobie przypomnieć i byłam już bliska samobójstwa (z drugiej strony nawet nie wiedziałam jak mam tego dokonać), kiedy spotkałam tego faceta. Widział mnie! Musiał być czymś w rodzaju medium, ale najwyraźniej zupełnie się tym nie przejmował, bo kiedy do niego mówiłam zlewał mnie koncertowo- O nie koleś!, pomyślałam sobie, trafiłeś na zły typ! Męczyłam go więc codziennie i dziś był tylko kolejny z takich dni.

– Idź sobie!– zdziwiłam się, że w ogóle raczył mi odpowiedzieć, ale od tego momentu wszystko potoczyło się raczej gładko: obiecałam mu że zostawię go w spokoju, kiedy pomoże mi odnaleźć dom w którym kiedyś mieszkałam, choć niechętnie, zgodził się i jakiś czas później (jako duch miałam mały problem z poczuciem czasu- problem był taki, że po prostu go nie miałam) podał mi adres- może i był mało inteligentny, ale żeby próbować wręczyć duchowi zapisaną karteczkę? I to jeszcze różową! Podziękowałam uprzejmie i zaczęłam szukać.

Udało mi się odnaleźć wskazany adres nad wyraz szybko, z początku nie mogłam uwierzyć, że to tu, ale jakiś głos w mojej głowie szeptał mi: To tu! Wejdź do środka!

To ma być mój dom? Gdybym miała gardło, pewnie teraz by się ścisnęło, pamięć powoli zaczęła mi wracać.

Przekroczyłam bramę i przeszłam na tył, gdzie znajdowało się wejście, wspomnienia ożyły w mojej głowie momentalnie, prawie słyszałam szczekanie naszego psa... wyjechałam w wieku 20 lat, zostawiając tu rodziców i już nigdy nie wróciłam. Nie sądziłam jednak, że mój ukochany niegdyś dom zmieni się w taką ruderę; okna były powybijane, cały zewnętrzny tynk już zniknął, odsłaniając gołe, popękane cegły, w tej chwili cieszyłam się, że jestem duchem, bo gdybym była słabą, ludzką materią, bałabym się choćby otworzyć drzwi, choćby z obawy, że cała kondygnacja zwali mi się na głowę.

Niechętnie przeszłam przez ścianę i znalazłam się w długim, stosunkowo wąskim holu. Odruchowo przyłożyłam dłoń do ust, kiedy stąd wyjeżdżałam, na podłodze leżał ciemny, puchaty dywan... teraz była to jakaś wykładzina, brudna i pełna dziur... Przeleciałam cały korytarz i skręciłam w lewo, nie chciałam oglądać wszystkich pokoi i narażać się na jeszcze większą depresję, interesował mnie tylko jeden pokój: mój własny.

Przeszłam przez na wpół wyżarte drzwi i zamarłam w bezruchu.

Nic się nie zmieniło. Kompletnie nic, z wyjątkiem tego, że szyba była wybita... to samo biurko, ten sam kolor ścian, te same, choć już bardzo zniszczone książki na półkach, ten sam sprzęt grający na podłodze... z jakichś powodów, nie zmienili tu nic. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad przyczyną, kiedy moją uwagę przykuła tablica korkowa, która jakimś cudem utrzymała się na ścianie. Zdjęcia , mnóstwo zdjęć, ja, moja rodzina, kieś bilety... jak mogłam być taka głupia, i to wszystko zostawić? Na rzecz czego? Kotów i tanich puddingów w knajpie?

Wyciągnęłam rękę i moja dłoń przejechała na zdjęciu przedstawiających mnie i obejmujących mnie rodziców. Nawet nie zwróciła uwagi, że nie dotknęłam go naprawdę, po prostu wpatrywałam się w te trzy postacie, zastanawiając się, dlaczego tak marnie pokierowałam swoim życiem...

– Nareszcie wróciłaś– usłyszałam w swojej głowie dwa

doskonale znane mi głosy.

Moje HistorieWhere stories live. Discover now