Walentynki

36 4 5
                                    


GATUNEK: KOMEDIA, ANIOŁ, ROMANS

– Nikt mnie nie kocha!– złotooki cherubin zaszlochał głośno, na co siedzący obok niego Serafin, anioł i jedyny przyjaciel Amora przewrócił oczami, wzdychając ciężko.

– No cóż, jesteś aniołem miłości, więc...

– Jestem taki samotny!– przerwał mu Amor i znów zaniósł się głośnym płaczem.

– Jakoś nigdy aż tak ci to nie przeszkadzało...– wymruczał Serafin, powoli tracąc już cierpliwość.

– Ale dziś są Walentynki!

– No i co z tego? Na pocieszenie powiem ci, że we wszystkie inne dni też nikt cię nie kocha– jego zęby błysnęły w uśmiechu, ale Amor jakoś nie umiał docenić szczerości przyjaciela. Spojrzał na niego zimnym spojrzeniem, łzy momentalnie wyparowały z jego krągłych policzków.

– Tak? Jeszcze ja wam pokażę, wy anioły nic nie rozumiecie!– zeskoczył z dużej kłębiastej chmury na której siedzieli, chwycił swój miłosny łuk i odleciał siną w dal.

Serafin podrapał się po głowie, i w duchu stwierdził, że zdecydowanie wolał Amora jako małego, słodkiego bobasa. Nawet jeżeli trzeba było ciągle zmieniać mu pieluchy.

Amor szybko poszybował w dół, z silnym postanowieniem dudniącym mu w głowie: dziś odnajdę swoją miłość, kobietę mego życia! Nadszedł kres samotności!- nawet miał już w głowie wstępny szkic planu jak tego dokonać...

Nadleciał do pobliskiego parku, przysiadł na drzewie i zaczął rozglądać się za swoją pierwszą ofiarą

Za niska, pomyślał spoglądając na pierwszą kobietę. Druga okazała się za wysoka, trzecia miała wystające zęby, a czwarta tak krótkie włosy, że wstydziłby się z nią pokazać. Po jakieś godzinie jęknął w duchu, jak to możliwe że ci ludzie stale się tak kochają, skoro wszyscy są tacy... tacy...zewnętrznie dyskusyjni- był cherubinem, nie mógł nikogo obrażać, nawet w myślach, inaczej naczelny anioł znów zamknąłby go w karcerze na tydzień...

I nagle ujrzał ją- kobietę marznie! Aż rozchylił usta ze zdziwienia, jego serce załomotało z radości... dziewczyna była średniego wzrostu, ubrana w krótką różową sukienkę, blond włosy sięgały jej niemal do pasa i miała tak czerwone usta, że Amor wręcz nie mógł się na nie napatrzeć... jak w amoku zleciał na dół i stanął tuż za nią, zastanawiając się jak to rozegrać- mógł pokazywać się śmiertelnikom jeśli tylko chciał, ale to było surowo zakazane... A co tam, miłość nie uznaje zakazów i nakazów!

Przybrał swą ludzką postać, ukrywając jedynie skrzydła i jak gdyby nigdy nic usiadł koło swej wybranki. Ta odwróciła na niego spojrzenie i zupełnie nieskrępowana wybuchła głośnym śmiechem.

– Ej, koleś, kto pożyczył ci te gatki? Dziadek?– nie zrozumiał o co jej chodziło, ale jego zdaniem wypowiadała słowa w taki sposób, że... ach!

– Jestem Amorem, a ty jesteś miłością mojego życia, proszę, weź mój łuk i ugodź mnie strzałą miłości, a już zawsze będziemy razem!– powiedział na jednym oddechu i wcisnął jej w ręce swój łuk oraz strzały- to również było stanowczo zakazane, ale przecież chodziło o jego ukochaną.

– Serio?– dziewczyna zamrugała kilkakrotnie, wyraźnie zbita z pantałyku, zaraz jednak znów wybuchnęła gromkim śmiechem – No to co powiesz na to, by najpierw trochę wypróbować ten twój niby miłosny łuk?– zanim Amor zdążył choćby zaprotestować nałożyła strzałę na cięciwę, i wycelowała w pobliski kosz.

Kilka sekund później oboje byli świadkami niezwykłej sceny: mężczyzna, ubrany w garnitur, ściskający w dłoniach czarną, skórzaną teczkę zatrzymał się nagle, po czym... podszedł do śmietnika, patrząc na niego maślanym wzrokiem.

– Ja cię kręcę!– powiedziała dziewczyna otwierając usta w zachwycie– To naprawdę działa, ale heca!– gwałtownie wstała z ławki i z łukiem w ręku ruszyła wzdłuż parku, Amor, lekko już zaniepokojony ruszył za nią.

–No dobrze, skoro już wiesz że działa... – uznał, że wybaczy jej ten mały wybryk.

– Jeszcze tu jesteś? Spadaj, żebym mogła się tym nacieszyć!– tym razem wycelowała w drzewo i zaraz jakaś kobieta przytulała się do grubego pnia... teraz Amor był już prawie zdenerwowany, podleciał do dziewczyny i zdecydowanym ruchem spróbował wyrwać jej łuk z dłoni, ale tylko przeciął puste powietrze. Zamarł zszokowany i zaraz go olśniło. Przecież to właśnie dlatego nie wolno nam się pokazywać, pomyślał, zdjęty przerażeniem- jeżeli śmiertelnik dotknie łuku, należy on do niego!– przyłożył dłoń do ust, w myślach wzywając Serafina, tylko on mógł mu teraz pomóc!
Za to dla dziewczyny zabawa była przednia, śmiała się coraz głośniej i do głowy przychodziły jej coraz to nowsze pomysły: Sprawiła że dziecko zakochało się w swoim rowerku, jakaś bezdomna zapałała nagłą miłością do swojego psa, a dwóch chłopaków, bojących się na trawie zaczęło się całować... Amor przyglądał się temu, przykładając pulchne dłonie do policzków i karcąc się w myślach...

Po jakiś dwóch godzinach dziewczynie na szczęście skończyły się strzały, odetchnął głęboko, już układając w głowie jakieś kłamstwo tłumaczące brak łuku, kiedy nagle dostrzegł nad sobą ogromny cień...

– AMORZE!– Głos Gabriela, naczelnego anioła wdarł się do jego głowy.

ڃ=

Moje HistorieWhere stories live. Discover now