Prolog

100 12 5
                                    

 Długi trzy­krotny głos dzwonka. Duża prze­rwa. Tak infor­mują się jed­no­ski mie­szań­ców, że czas na odlicz­nie. Czas, byusta­wili się w rządku. To miej­sce, przed chwilą jakby ospałe, oży­wia się natych­miast. Wynu­chają salwy śmie­chu, gdy jeden z mie­szań­ców potyka się o wła­sną stopę. Roz­po­znaję go. To ten sam męż­czyzna, który sta­rał się wczo­raj wepchnąć przede mną w kolejcę o pigułkę, która za zada­nie ma dać nam poczu­cie syto­ści.

Nie trudno go nie zapa­mię­tać. To jedyny miesz­niec o kawo­wej kar­na­cji i nie­bie­skich dre­dach, zwią­za­nych nie­chluj­nie w kuca.

Śmiech mie­szań­ców mie­sza się z podnie­sio­nymi gło­sami zwia­do­wów i tupo­tem setek nóg pędzą­cych, by jak naj­szyb­ciej zna­leźść się przed trzech męż­czyzn z wypiętą pier­sią.

Ich dłu­gie war­ko­cze są dowo­dem tego, czego uczyły nas hełmy. Mie­szańce wie­rząc, że włosy są źru­dłem ich siły ni­gdy ich nie opci­nają. Jedy­nie kobiety zacho­wują się róż­nie. Jedne spa­ce­rują, inne sku­pione w gru­pach – jak by powie­dział piwne oczy " bab­skich spra­wach " i co rusz wybu­chają chi­cho­tem, nie­które pró­bują orga­ni­zo­wać sobie miej­sce w rzę­dach do odli­cza­nia. Długi trzy­krotny głos dzwonka. Duża prze­rwa. Tak infor­mują się jed­nostki mie­szań­ców, że czas na odli­cza­nie. Czas, by usta­wili się w rządku.

To miej­sce, przed chwilą jakby ospałe, oży­wia się natych­miast. Wybu­chają salwy śmie­chu, gdy jeden z mie­szań­ców potyka się o wła­sną stopę. Roz­po­znaję go. To ten sam męż­czyzna, który sta­rał się wczo­raj wepchnąć przede mną w kolejce o pigułkę, która za zada­nie ma dać nam poczu­cie syto­ści. Nie trudno go nie zapa­mię­tać. To jedyny mie­sza­niec o kawo­wej kar­na­cji i nie­bie­skich dre­dach, zwią­za­nych nie­chluj­nie w kuca. Śmiech mie­szań­ców mie­sza się z podnie­sio­nymi gło­sami zwia­dow­ców i tupo­tem setek nóg pędzą­cych, by jak naj­szyb­ciej zna­leźć się przed trzech męż­czyzn z wypiętą pier­sią. Ich dłu­gie war­ko­cze są dowo­dem tego, czego uczyły nas hełmy. Mie­szańce wie­rząc, że włosy są źró­dłem ich siły, ni­gdy ich nie obci­nają. Jedy­nie kobiety zacho­wują się róż­nie. Jedne spa­ce­rują, inne sku­pione w gru­pach — jak by powie­dział piwne oczy „bab­skich spra­wach " i co rusz wybu­chają chi­cho­tem, nie­które pró­bują orga­ni­zo­wać sobie miej­sce w rzę­dach do odli­cza­nia. W pew­nym momen­cie z tej wła­śnie grupy, znaj­du­ją­cej się daleko od obozu — pew­nie dla­tego, że nie chcą być pod­słu­chi­wane — odrywa się nie­wielka postać i pędzi w kie­runku zwia­dow­ców. Roz­po­znaje ją. To Distal. Jej stopy pra­wie nie doty­kają ziemi. Dłu­gie, czarne włosy roz­wiewa wiatr. Distal wyma­chuję rękami i coś woła. Za chwilę dociera do mnie wyraź­nie: „ Mer­ga­tere!". Wszy­scy napi­nają mię­śnie, się­ga­jąc po broń. Głos dzwonka i sygnał dawany przez zwia­dow­ców zlewa się w jedno. Naka­zują nam ucie­kać, ale nikt nie słu­cha.


SYSTEM 51Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz