Rosalie
Piątki pierwszego. Najgorsze dni pod słońcem. Mój wzrok przeniósł się na kalendarz i ujrzałam tę datę. Wiedziałam, że to będzie długi i ciężki dzień. Postanowiłam w końcu ruszyć się z mojego nadzwyczaj wygodnego łóżka i zacząć szykować się do szkoły. Przeciągnęłam się i spojrzałam na mój niewielki zegarek. Pokazywał godzinę 7:30. Przetarłam oczy, raz, drugi, trzeci, ale wskazówki pozostały w tym samym miejscu. Przeklęłam pod nosem, wiedząc, że moje szanse na dotarcie do szkoły w miarę punktualnie są nikłe. Przeważnie nie obchodzi mnie to, czy spóźnię się 10 minut, godzinę lub w ogóle nie przyjdę. Na moje nieszczęście pierwszą lekcję miałam z panem Matthewsem. U niego mam wystarczająco przechlapane, więc wolałabym zbytnio nie ryzykować. Zajrzałam do szafy, wzięłam pierwsze lepsze rzeczy.
- Na prysznic już za późno. – wyszeptałam sama do siebie.
Pospiesznie poszłam do łazienki, ubrałam się i zaczęłam rozczesywać moje gęste, kręcone, czarne włosy. Wychodząc z łazienki pognałam w stronę korytarza w biegu zabierając swój plecak. Założyłam szybko moje vansy, płaszcz i pobiegłam na autobus. Dotarłam na przystanek. Z racji tego, że pada deszcz, zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko wdychać zapach deszczu. To mnie uspokoiło. Jednak pechowy dzień dał o sobie znowu znać. Najwyraźniej byłam zbyt spokojna i przeniosłam się do mojego magicznego świata wyobraźni, dlatego nie usłyszałam nadjeżdżającego autobusu. Ten zabrał ludzi czekających na przystanku i odjechał. Byłam zrezygnowana i poirytowana. Podniosłam ręce w geście rezygnacji, kierując je w stronę szarego nieba.
- Boże, czy może być jeszcze gorzej? – krzyknęłam, tupnęłam butem w kałużę, która prysnęła wodą we wszystkie strony.
Ludzie oderwali wzrok od swoich gazet. Przestali patrzeć w swoje telefony. Rozmowy ucichły. Czułam na sobie wzrok wszystkich osób na przystanku. W tym momencie wszystko przestało mnie interesować. Piątkowe wagary? – Pomysł idealny! Jednak ludzie szybko o mnie zapomnieli i wrócili do codziennych czynności. Wzięłam plecak i ruszyłam przed siebie. Powoli przemierzałam ulice Londynu. Zauważyłam tyle rzeczy, których wcześniej nie potrafiłam dostrzec. Ludzie z kawami ze Starbucksa pospiesznie szli ulicami. Pewnie gdzieś się spieszą. Całe miasto pędzi, autobusy, taksówki, dzieci, dorośli. Nie mają nawet czasu usiąść w kawiarni, żeby wypić kawę i porozmawiać, chociażby o kompletnych bzdurach. Na ich twarzach nie można dostrzec cienia uśmiechu, chociaż ja też nie wyglądam lepiej. Przeniosłam mój wzrok na kałużę, która rozprzestrzeniła się naprzeciwko mnie. Z pobliskiego drzewa spadł liść. Piękny, złocisty liść. Jeden z ostatnich na tym drzewie. Leci z gracją, powoli wpadając do owej kałuży. Zostaje tam zapomniany, nie jest już taki piękny jak na drzewie. Przeszłam naokoło kałuży, rozmyślając o tym, czy to była jego śmierć? Do ostatniej chwili był idealny? Przynajmniej tak wyglądał z daleka. Gdybym wzięła go w dłoń i przyjrzała mu się z bliska na pewno zobaczyłabym wiele niedoskonałości. Czy tak samo jest z ludźmi? Myślę, że tak. Niektórzy tylko wydają się być ideałami. Każdy ma swoje drugie „ja", wystarczy tylko je odnaleźć. Błąkałam się jeszcze przez jakiś czas i wylądowałam przed wejściem do oddalonej od tego całego zgiełku biblioteki. To miejsce zawsze mnie uspokaja i czuję się tu bezpiecznie. Moi znajomi nie zaglądają w takie miejsca i wolałabym, żeby nikt mnie tu nie zobaczył. Przecież biblioteki i czytanie nie są cool... Wzięłam ostatni wdech tego deszczowego powietrza i popchnęłam drzwi. Przede mną ukazały się regały pełne książek. Zamknęłam oczy i stałam tak wdychając zapach starszych i nowszych powieści.

CZYTASZ
Piątek Pierwszego
AçãoWiele osób twierdzi, że piątek trzynastego to zawsze pechowy i trudny dzień. Czy kiedykolwiek ktoś się zastanawiał dlaczego piątek trzynastego, a nie na przykład piątek pierwszego? Hmm? Odpowiedź brzmi tak. Dwoje różnych, trudnych do zrozumienia nas...