Rozdział 2

158 25 10
                                    

"You fascinated me cloaked in shadows and secrecy
The beauty of a broken angel
I ventured carefully afraid of what you though I'd be
But pretty soon I was entangled"

"Zafascynowałeś mnie, okryty ciemnością i tajemnicą,
Pięknem upadłego anioła.
Ostrożnie zrobiłam pierwszy krok, bojąc tego kim dla Ciebie będę,
Ale wkrótce już byłam w to uwikłana"

Siedziałam cicho na przednim siedzeniu czarnego jeepa, przebierając nogami. Za oknem nie można już nic dostrzec, burzowe chmury zasłoniły lśniące gwiazdy. Deszcz bezlitośnie uderzał w przednią szybę.

Mocniej wtopiłam się w fotel.

— Jak masz na imię? — zapytałam nieśmiało. Chyba, dwadzieścia razy przed wypowiedzeniem tych słów analizowałam je w głowie.

Chłopak sprawnie przerzucił biegi.

— Levi — odwrócił swoją twarz w moją stronę. Spojrzałam prosto w jego czarne oczy. Oddech mi przyśpieszył. Poprawiłam szybko włosy, odwracając uwagę. — Ty Rosalie.

Kiwnęłam twierdząco głową.

— Czekałeś na kogoś w klubie? — czułam jak w powietrzu wisiało napięcie. On wydawał się idealny, czułam jak rozszarpuje na kawałki moje poczucie własnej wartości.

— Nie. Zwabił mnie tam nieskazitelny, jednak smutny wokal. —powiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. — Twój telefon.

Zmarszczyłam brwi i wyjęłam urządzenie z kieszeni. Na wyświetlaczu widniała buźka mojego świeżo zostawionego chłopaka.

Rozłączyłam się.

— Nikt ważny. — wymruczałam.

Nie zdążyłam go schować, a znowu zaczął wibrować. Zacisnęłam zęby i przesunęłam zieloną słuchawkę.

— Rosalie, to nie tak jak myślisz. Ja ci wszystko wyjaśnię. Tylko powiedz gdzie jesteś — wysapał do słuchawki Janson.

— Nie ma co wyjaśniać. Było minęło, teraz nie krzywdź mnie bardziej.

— Nie, naprawdę mi na tobie zależy. Chwila miałaś dziś koncert, wracasz?

— Janson, odpuść.

— Rosalie, nie masz gdzie spać...

Rozwścieczona przerwałam rozmowę.

Naprawdę starałam się, trzymać emocje schowane głęboko za grubą warstwą obojętności. Naprawdę starałam się być silna.Naprawdę starałam się nie przejmować wszystkimi okrutnymi ludźmi.

Niestety moja warstwa obronna zaczęła pękać. Zaczynałam się rozlatywać.

Levi prowadził w skupieniu wpatrując się w drogę.

— Nikt ważny — oświadczyłam, przewracając oczami.

Dostrzegłam jak zaciskał mocne szczęki. Byłam pewna, że chłopak nie mógł usłyszeć z rozmowy, jednak jego oczy nagle nabrały złowrogiego blasku.

— Od dawna śpiewasz? — zapytał z chrypką w głosie.

Cieszyłam się, że nie dopytywał kto dzwonił.

— Nie... znaczy tak — język mi się zaplątał — śpiewam od zawsze, ale od niedawna na scenie. 

Dojechaliśmy na zapełniony parking. Levi pojechał poszukać miejsca na samochód, a ja wysiadłam i ruszyłam w stronę motelu.

PanaceumWhere stories live. Discover now