Smutki po psie i niekończące się kazania

39 5 4
                                    


                Są, sytuacje w życiu, kiedy człowiekowi potrzebny jest solidny wstrząs. Coś, co pozwoli mu trzeźwo spojrzeć na świat, sytuację, problem oraz pomoże go rozwiązać. Upadek z łóżka prosto na podłogę spełnił tą funkcję idealnie, a zrzucony przypadkowo rozpaczliwym ruchem mającym uratować chłopaka od upadku telefon lądujący na głowie tylko poprawił sytuację. Nie ma lepszego sposobu na rozpoczęcie dnia niż natychmiastowe wstanie z łóżka i zabranie się za swoje sprawy. Bohater jednak nie zamierzał poddać się stereotypowi zwijając się w kłębek na podłodze. Gdy jednak jego zaspane oczęta spotkały się z zegarem wszelkie optymistyczne scenariusze tego poranka rozpłynęły się w nicość. Podniósłszy się z podłogi chwiejnym krokiem udał się do łazienki gdzie mógł spojrzeć na swe udręczone odbicie. Rozczochrane włosy, oczy zdradzające niedomiar snu oraz mina, która wyrażała więcej niż tysiąc słów.

- Wyglądasz jak kawał żałosnego, aspołecznego nerda Teddy – mruknął do siebie – i dobrze.

Teddy, właśnie. Takie oto imię nosił nasz protagonista. Można by powiedzieć że wiązało się z mieszanymi uczuciami. Niby nie było w nim niczego złego, ale miało w sobie coś, co stawiało jego posiadacza w gorszym położeniu. Przynajmniej zawsze brzmiało jak zdrobnienie, a Teddy innych form nie trawił. Tak czy inaczej tkwił przez kilka sekund przed lustrem po czym opuścił pomieszczenie i ruszył w długą drogę na dół.

W Midnight Falls mieszkało wiele rodzin. Teddy zawsze uważał że jego jest nieco bardziej odstająca od reszty. Niby nie było w niej niczego specjalnego, ale czuć było atmosferę inną niż gdziekolwiek indziej. Zamieszkująca przestronny dom oznaczony numerem 18 rodzina składała się z czterech osób. Przykładnego małżeństwa po czterdziestce, wytrzymującego ze sobą już niemal dwadzieścia lat i to bez większych problemów, oraz ich dwójki dzieci. Teddy mógł nosić dumne miano pierworodnego syna oraz przyszłego spadkobiercy rodzinnego majątku, który i tak pewnie roztrwoniłby na gry, komiksy, gry, pizzę, gry, kino no i może trochę gier. Nie był jednak jedynym dzieckiem w rodzinie. Jego o połowę młodsza siostra Sue, obdarzona nie tylko równie nieprzyjemnym imieniem, ale również nieco socjofobicznym charakterem była wykapaną siostrą swojego brata. Dodajcie jeszcze pracującą w korporacji matkę, oraz ojca byłego policjanta, obecnie detektywa i bam, macie piękny obraz naszej rodzinki. Brakuje tylko psa...

- W sumie, odkąd Brutusa zabrakło więcej kotów podchodzi do naszego domu

Teddy potrzebował chwili by zrozumieć że jego rodzicielka mówi do niego. Nie lubił tego tematu. Od momentu gdy psinka wyzionęła ducha czuł wewnątrz siebie jakąś pustkę. A jego kochana mamusia uwielbiała ja rozgrzebywać.

- Jak zwykle potrafisz pokrzepić człowieka przed trudnym dniem – odparł mieszając jajecznicę. Kocham wyczucie mojej matki. Jak można być takim emocjonalnym betonem. W sumie, to po kimś muszę to mieć. Delikatnie się uśmiechnął.

- A ty nadal masz z tym problem... - mama patrzała na niego zza stołu.

- Potrzebuję czasu, żeby zagoić tą ranę – odparł teatralnym tonem.

- Dziecko. Ale minęło już półtora roku – równie teatralnie załamana rodzicielka odpowiedział czekając, aż syn skończy robić śniadanie.

Nie odpowiedział. Nałożył tylko swój kulinarny wyrób na trzy talerze i rzuciwszy „smacznego" zabrał się do szybkiego pochłaniania niedoszłych kurczaków. Sue dołączyła do nich po chwili, z uśmiechem na ustach siadając do jedzenia. I tak właśnie wyglądało rutynowe rozpoczęcie dnia. Tatusia nie było, bo praca. Mamusia nie gotowała, bo praca. I tak chwalebny obowiązek przygotowania porannej uczty spadał na niego. Biednego, szesnastoletniego ucznia szkoły średniej bez specjalnych zdolności w tym kierunku. Ale jajecznicę robił cholernie dobrą. Wrzuciwszy brudne naczynia do zlewu pożegnał się domownikami i chwyciwszy plecak ruszył do szkoły.

NerdologiaWhere stories live. Discover now