Prolog

19 1 0
                                    


- Dnieje - powiedziałaś, odwracając twarz ku oknu. Powiedziałaś - dnieje - chociaż okno ciągle było ciemnogranatowe, a wszystkie sprzęty w pokoju niewidoczne w mroku. Tylko nasze twarze jaśniały jak dwie tarcze zawieszone pośród czerni. Toja twarz, w której rysy się zatarły, nawet oczy - zauważane zawsze w czasie twojej piękności i twojej brzydoty. Byłaś teraz podobna do mnie, miałyśmy tę samą twarz, tylko inaczej ustawioną w przestrzeni: moja poziomo, twoja pionowo. 

 Nie było nic innego. Ręce na kołdrze, których nie miałam siły unieść, wtopiły się w mrok. Leżałam, a ty stałaś w ciemności, na chwilę tylko tarcza twojej twarzy zniknęła, gdy odwróciłaś głowę w stronę okna, i powróciłaś do mnie jako jedyna nadzieja. Zamknęłaś się ze mną w tym pokoju, aby mnie wskrzesić, aby mnie po raz drugi urodzić. Tamto pierwsze trwało o wiele krócej, zaledwie kilka godzin, to drugie przeciągnęło się na miesiące. Miesiące, w których starałaś się mnie podźwignąć, w których nie pozwoliłaś opaść mojej głowie i nie pozwoliłaś zamknąć się moim powiekom, abym potem ja pozwoliła tobie. 

 Twoja głowa opadła, a Twoje powieki się zamknęły, zamieniłyśmy się miejscami, ja powróciłam do pionu, aby już na zawsze pozostawić cię w pozycji, którą mnie wcześniej wyznaczono, a z której mnie wydarłaś na przekór wszystkiemu, na przekór Bogu i ludziom. 

Po tamtej stronie śmierćWhere stories live. Discover now