Rozdział 4

804 57 12
                                    

*Aniela*

Po kilku godzinach marszu, jechania autobusami i nie wiadomo czym jeszcze, w końcu skończyliśmy oprowadzanie po większości terenów Ninjago. Eszyscy byliśmy wykończeni, ciągłym tułaniem się po mieście, więc ninja zaproponowali, że zaprowadzą wszystkich do swojego dojo na choć chwilę odpoczynku.

– Aniela możnaby przetestować twoich przyjaciół na torze przeszkód – zaproponował Sensei Wu, podchodząc do nas.

Sensei miał poczucie humoru - choć nie wyglądał. Delikatny uśmiech na jego twarzy nie wróżył niczemu dobremu. Zresztą sama jego propozycja wydawała się conajmniej dziwna. Nie wyobrażałam sobie ich na tej maszynie, a przynajmniej gdyby go przeszli, to na pewno nie w jednym kawałku.

– Jeśli zechcą, to czemu by nie – odpowiedziałam, zamiast zaprzeczyć.

– To kto chce iść na ochotnika? – spytał Lloyd, który już zacierał ręce.

Znając go, myślał o tym samym, o czym ja sobie pomyślałam - to będzie jedna wielka klęska. Licczyłam na brak chętnych, jednak już po chwili ku mojemu zaskoczeniu, znalazł się ktoś na tyle nierozsądny, by zgłosić się do tego.

– Ja chcę! – obwieścił dumnie Kamil, wstając z drewnianego krzesła.

– Zapraszam w takim razie – Sensei nie dawał poznać po sobie emocji, jednak wiedziałam, że był typem człowieka, czekającego na rozrywkę.

Kamil niczego się nie domyślał. Podszedł do Senseia i stanął obok Lloyda, który bez konkretnego powodu, przewrócił oczami. Czasami go nie rozumiałam, ale cóż... Kto by zrozumiał tego "wielkiego zielonego ninja".

– Masz dokładnie pół minuty na przejście toru przeszkód – oznajmił Wu, bez objaśniania jakichkolwiek zasad.

– No dobrze... A gdzie jest ten tor? – chłopak zaczął rozglądać się wokół, szukając czegoś choć na kształt jakiejkolwiek przeszkody. – Chyba nie każecie mi biegać wokół czy coś.

– Oczywiście, że nie!

Siwowłosy staruszek uderzył swoją drewnianą laską o ziemię. Nie rozumiałam jakim sposobem, ale nagle ziemia pod nami zaczęła się trząść. Usłyszałam krzyk dziewczyn, które myślały, że to pułapka i wszyscy za chwilę zginiemy. Tak się jednak nie stało...

Ziemia rozstąpiła się zaraz przed nogami Kamila. Ten cofnął się w tej samej chwili, gdy przed jego twarzą wyrósł nagle wysoki pal, podtrzymujący część konstrukcji. Tor składał się z różnych przeszkód - od najzwyczajnieszego mostu, aż po wahadła z gwiazdek ninja. Większość zaniemówiła z wrażenia, w sumie nie dziwiłam im się. Po chwili rozpoczęło się odliczanie.

Kamil stanął na starcie i rozpoczął swój bieg. Pierwsze przeszkody pokonywał z zaskakującą łatwością. Zaskoczyło mnie to - zwłaszcza patrząc na to, że w szkole często uciekał z lekcji wf'u, a biegi unikał szerokim łukiem. Zbliżał się do końca, gdy pozostało jedynie dziesięć sekund. Kiedy zostało pięć sekund był już prawie na końcu toru. W ostatniej sekundzie wybił się i wylądował na ziemi, gdy licznik pokazał cyfrę zero.

– I jak? – zapytał zdyszany, podchodząc do Senseia.

Podpieral się dłońmi o swoje kolana. Dostrzegłam kilka delikatnych zadrapań na jego ramionach, jednak ten wydawał się nie zwracać na nie szczególnej uwagi.

– Bardzo dobrze – pochwalił go Lloyd, choć w jego głosie dało się usłyszeć pewną niechęć i rozbawienie. – Jak na początkującego. Prawdziwy ninja poradziłby sobie z torem maksymalnie w połowę czasu.

Mistrzyni Diamentu - Nowy ninjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz