On jest zły

172 24 3
                                    

— Witaj Ruby. Czy wiesz dlaczego się tu znajdujesz? — Zapytał mnie psychiatra tym swoim nad wyraz miłym głosem.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam. Siedziałam spokojnie na krześle patrząc na jeden punkt, sufit.

— Mam do Ciebie kilka pytań. Tym razem musisz postarać się na nie odpowiedzieć. Chcemy Ci pomóc, Ruby.

Niecierpliwiłam się. Zaczęłam kiwać się w przód i tył wgryzając się mocno w spierzchniętą wargę. I znów ten kojący metaliczny posmak krwi.
Nienawidziłam tego mężczyzny, że tak uparcie wtrącał się w moje życie. Nienawidziłam tego niewielkiego pomieszczenia, ponieważ On znajdował się teraz tak blisko mnie.
I znów zdecydowałam się milczeć.

— Twoja mama powiedziała mi, że do czegoś jej się przyznałaś. Dobrze to ujmę... — Zajrzał wtedy w papiery — Ktoś Ciebie przywłaszczył. Tak. Więc kogo masz na myśli?

Zadrżałam. On nie będzie zadowolony, że psychiatra mnie o to pyta. Nie odpowiedziałam. Dla dobra nas obojga. On by się pogniewał.

— To bardzo ważne, Ruby. Chcemy Ci pomóc i wiemy jak to zrobić, ale potrzebujemy Twojej współpracy. Sama nie udźwigniesz tego ciężaru...

Wiedzą? Stopniowo zaczął przekonywać mnie do siebie. A co jeśli istnieje dla mnie szansa? Westchnęłam głęboko próbując sobie wyobrazić, że Go z nami nie ma. Że nie stoi obok z wyczekiwaniem, w ciemnym garniturze, twarzy bez twarzy i nie zniewala mnie samą obecnością. I przede wszystkim, że nie czuję Jego złości.

— On jest na pana zły.
Wykrztusiłam w końcu. Byłam świadoma jak szaleńczo brzmią moje słowa. Nie byłam wariatką. Ciocia Alex również.

— On, czyli kto?

— On. Mój Pan. Mój właściciel.
Poczułam nagłą potrzebę podzielenia się swoimi przeżyciami. Traciłam siły. Bałam się, że nie podołam. Prędzej skrócę sobie życie, choć on mi zabronił. Wspomniał, że ma dla mnie o wiele lepsze plany.

Zwróciłam uwagę na to, jak psychiatra poprawia krawat, najpewniej będąc skołowany niełatwą rozmową z pacjentką.

— Twój właściciel, Ruby, gdzie się znajduje?

Przełknęłam ślinę. Skierowałam znaczące spojrzenie na prawą stronę. Psychiatra zrozumiał, że mam na myśli to pomieszczenie, tą bliskość, ponieważ zaczął coś notować do dokumentów. Nienawidziłam dokumentów.

Czułam oddech na swoim prawym policzku. Słyszałam cichy warkot. Jęknęłam cicho. Nigdy nie był tak blisko.

Zaczęłam nerwowo drapać się po głowie. On natomiast przyglądał mi się z odległości kilku milimetrów.

— Dlaczego jesteś Jego własnością? Co zamierza z Tobą zrobić?

— Szzz... - Zaczęłam drżeć. — On słyszy. Chcę mnie zabrać do siebie, ale jeszcze nie jestem gotowa.

— Wiesz, gdzie on mieszka?

— Nie. Nie mogę wiedzieć. Widzę go, choć jeszcze nie powinnam. To duży postęp. Nie chciał mi się objawiać. A jednak jestem wyjątkowa — Uśmiechnęłam się z dumą.

— A więc nie widziałaś go wcześniej?

— Nie, ale dawał mi znaki, że znajduje się w pobliżu, między innymi zdjęcia. Dopiero wczoraj go ujrzałam.

Mężczyzna potarł spocone czoło. Złapał słuchawkę telefonu i zaczął wydawać polecenie:
— Zabierzcie już pannę Blackburn. To koniec wiz...

Nie dokończył. On już wrzał ze złości. W rozmarzeniu przyglądałam się całej scenerii. Krawat zacisnął się mocniej na szyi psychiatry.

Zaśmiałam się, kiedy On uniósł go ponad ziemię. Ze spokojem obserowałam, jak z jego oczu uchodzi życie.

On ponownie mnie zaskoczył.

Mamo, obiecuję Ci, że Twoja śmierć będzie czymś niezwykłym.

Creepypasta | Przywłaszczyłem CięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz