05.02.2015, obozowisko w Kwidzyniu
Mathias siedział na dachu, był wieczór. Swoją broń snajperską położył obok na ziemi, a sam patrzył na gwiazdy. Odizolował się chwilowo od pozostałych, by się wyciszyć. Co chwila dotykał twarzy, która jeszcze nie oswoiła się z nową raną, co chwile czując ostre pieczenie lewej strony twarzy. Zdjął chustę z twarzy i wyjął z kieszeni kurtki nóż, który posłużył mu jako lusterko. Momentalnie patrząc w swoje odbicie, ujrzał czyjaś sylwetkę za sobą.
(Wiktoria) - Jak się... Czujesz?
(Mathias) - schował nóż - Nie chcę mi się teraz o tym gadać.
(Wiktoria) - Siedzisz tu sam. Chciałam się dowiedzieć, czy mogę jakoś Cię wesprzeć.
(Mathias) - Osa kazał ci tu przyjść?
(Wiktoria) - pod nosem - Tak...
(Mathias) - Jestem tutaj, bo tego potrzebuję.
(Wiktoria) - dosiadła się - Ładnie się goi... - spojrzała na twarz
(Mathias) - Co innego mnie martwi...
(Wiktoria) - Co takiego?
(Mathias) - Chodzi o Roksanę...
(Wiktoria) - spuściła głowę - Dalej się tym przejmujesz? Nie masz powodu.
(Mathias) - Może nie mam, tylko... Próbowała mnie zabić jak spałem... Gdybym nie zareagował w porę, byłbym martwy...
(Wiktoria) - Dalej nie mogę w to uwierzyć, że taka fajna osoba, a chciała ci wyrządzić tyle złego. Szczególnie po tym, jak zaryzykowałeś dla niej w Gdańsku... Dla niej i Natalii...
(Mathias) - milczał
(Wiktoria) - Przepraszam... Ale rozumiesz mnie, prawda? Starałeś się...
(Mathias) - Nie ma dnia, bym nie myślał o tamtym dniu...
(Wiktoria) - Nie zadręczaj się. Zrobiłeś to, co mogłeś zrobić.
(Mathias) - Głupie rozdzielanie się to nam dało - zacisnął pięści - Nie musieliśmy tego robić. Gdybyśmy się tak nie ociągali... - lewe oko stało stawało się czerwone
(Wiktoria) - Mathias...
(Mathias) - Wiem... Staram się nie wychodzić poza granicę... - oko powróciło do pierwotnego koloru
(Wiktoria) - Zejdźmy stąd...
(Mathias) - Co robi reszta?
(Wiktoria) - Dowiesz się, chodź ze mną na dół. Iza się zaczęła martwić, bo nagle zniknąłeś.
(Mathias) - wstał - założył broń na plecy - Chodźmy...
(Wiktoria) - schodzili po schodach - Wracając do tego, co się zdarzyło dziś... Wiesz czemu chciała to zrobić?
(Mathias) - Myślałem, że Wy mi powiecie. Nic wam nie mówiła?
(Wiktoria) - Jak planowała zrobić to sama, po co miałaby nam to mówić?
(Mathias) - Jedynie zrozumiałem, że jestem zwyrodnialcem, który nie zasługuje, by żyć... Pierw sądziłem, że to dla zabawy było. Siadła na mnie, ale początkowo nie wyglądało to na coś dziwnego... Dopiero potem mi wymachiwała nożem przy twarzy. Zrobiła zamach, ale nie zdążyła uderzyć... Wbiłem jej swoje ostrze, zanim ona zdążyła zadać ostateczny cios...
(Wiktoria) - Nie dało się inaczej.
(Mathias) - Wiem. To była ruletka. Tylko jedno z Nas mogło to przeżyć...
(Wiktoria) - przytuliła - Nie jesteś już sam. Szczególnie po tym jak zachowałeś się w lesie, broniąc Izy.
(Mathias) - Została mi fajna pamiątka na twarzy po tym.
(Wiktoria) - Nie mogłeś tego przewidzieć, co te bydle zrobi... Nikt nie mógł.
(Mathias) - Wtedy myślałem jedynie o jednym... By jej nic się nie stało...
(Wiktoria) - Ty masz pamiątkę na twarzy, ja na nadgarstku - pokazała stare ślady
(Mathias) - Powiedz tak szczerze, jak To wygląda?
(Iza) - Jak na ciebie, nie ujmuje ci niczego - przytuliła
(Mathias) - Nastraszyłem Cię...
(Osa) - Nastraszyłeś nas wszystkich, bro... Wiedzieliśmy gdzie byłeś, ale nie chcieliśmy ryzykować... Szczególnie po tym jak nauczyłeś się tego Wilczego-coś-tam...
(Mathias) - Potrzebowałem chwili dla siebie.
(Mariusz) - Jak się teraz czujesz?
(Mathias) - Jak na kogoś, kto mógł być od godziny trupem, powiem ci tak... Odżywam stopniowo...
(Osa) - Nie musisz się przejmować ciałem... Zajęliśmy się tym.
(Iza) - Mówiłam Ci, byś nie szedł spać sam. Byłabym na posterunku...
(Ula) - Mathias, a jak tamta rana?
(Mathias) - Jest dobrze. Panuję nad tym.
(Iza) - Nie minął nawet tydzień, a ja dalej mam do siebie pretensje - odwróciła się - To był głupi pomysł urządzić sobie spacer w lesie.
(Mathias) - Nie mogliśmy wiedzieć, co nas spotka.
(Joanna) - opierając się o ścianę - Tak jak nie mogliśmy przewidzieć wielu innych rzeczy.
(Osa) - Joaśka, nie wiedziałem, że tu stoisz.
(Joanna) - Jak ktoś porusza się jak duch, prawie szumu nie robi.
(Mathias) - patrząc na Joannę - Przykro mi, że musiałem...
(Joanna) - przerwała - Możemy pogadać...
(Iza) - Ale...
(Joanna) - Tylko z Mathiasem... Możesz na chwilę?
(Mathias) - Możemy tutaj?
(Joanna) - Wolałabym na osobności. To prywatna sprawa.
(Osa) - wtrącił się - Chodzi o Roksanę?
(Joanna) - Po części...
(Mathias) - poszedł za Joanną - Powiesz, czemu nie możemy przy wszystkich rozmawiać?
(Joanna) - Chciałam, by inni potem nie oskarżali też mnie. Wiedziałam, że Ona to zrobi...
(Mathias) - Od kiedy?
(Joanna) - Zanim położyłeś się spać, przyszła do mnie i powiedziała, że...
(Mathias) - Wiem, co mówiła.
(Joanna) - Stwierdziłam, że coś jej się stało w głowę, tak więc jej to powiedziałam. To potem uznała, że trzymam twoją stronę.
(Mathias) - Nie miałaś nawet jak zareagować. Była psychiczna, nikt nie mógł wiedzieć, do czego się posunie. Mogła równie tak mówić dla zwały... Jeśli ci chodzi o poczucie winy, nie miej go...
(Joanna) - Czyli nie zakończymy znajomości.
(Mathias) - Nie jesteś za nią odpowiedzialna. Zatraciła się w szaleństwie, więc trzeba było ją powstrzymać.
(Joanna) - Dziękuję Ci bardzo, Mathias, że rozumiesz.
(Mathias) - Ja powinienem podziękować tobie, że znalazłaś mnie i Izę w dobrym momencie.
(Joanna) - Jesteśmy kwita - uśmiechnęła się
(Mathias) - Zgadza się - żółwik
(Joanna) - Twoje oko...
(Mathias) - Co z nim?
(Joanna) - Nie zmieniło się... Przecież...
(Mathias) - ...Powiedziałaś coś, co ciążyło na mnie i czułem ból wewnątrz siebie?
(Joanna) - Mathias?
(Mathias) - Staram się to kontrolować.
(Joanna) - Współczuję tego co masz na twarzy, to musiało boleć...
(Mathias) - Bolało...
(Joanna) - usłyszała warczenie - Słyszałeś?
(Mathias) - Musimy mieć gościa...
(Joanna) - Chodźmy... - pobiegli w stronę odgłosów
(Osa) - Co do... - wyciągnął strzelbę
(Joanna) - zobaczyła wilki - To przecież...
(Ula) - Wilki, które oswoił Mathias...
(Mathias) - Fu'us... Lautern... - dotknął ich pysków
(Iza) - pokazała na cień z oddali - Ktoś idzie...
(Marta) - Nie porusza się jak zombie.
(Mathias) - Trupy nie chodzą pojedynczo, chyba, że są tak zdesperowane...
(Osa) - Przekonamy się.
(Joanna) - Zbliża się...
(Dorian) - Nie mam złych zamiarów... - zdjął kaptur
(Mathias) - oko zmieniło kolor na czerwony
(Ula) - szeptem do Osy - Mathias...
(Osa) - What the fuck...
(Mathias) - Żyjesz... - zdziwił się
(Iza) - zobaczyła zmianę oka - Mathias...
(Dorian) - Czy Ty jesteś...?
(Mathias) - podszedł bliżej - Twoim pierwszym w życiu przyjacielem...
(Dorian) - Mmm... Mathias?
(Osa) - zobaczył znajome m4 u Doriana - Jak wszedłeś w posiadanie tej spluwy?
(Dorian) - Znalazłem.
(Mathias) - W Płocku... W fabryce...?
(Dorian) - Szukałem Cię wiesz? Kojarzyłem miejsca, o których mi kiedyś mówiłeś... Byłem z kilkoma osobami, ale jak się domyślasz, nie ma ich przy życiu... Podczas przeszukania, znalazłem w jednym pokoju M4 w dobrym stanie, a jako że miałem tylko noże kuchenne, to zabrałem... Miałem poza tym ogromnego farta, że zostałem pokierowany tutaj.
(Mathias) - Pokierowany?
(Dorian) - Dobrzy ludzie. Dali mi trochę jedzenia na drogą i powiedzieli, bym szedł w tym kierunku, to spotkam jakąś grupę. Minęło sporo czasu, od kiedy się widzieliśmy, Mathias. Już żyłem w przekonaniu, że... Nie udało ci się...
(Mathias) - Nie martw się. Jestem jak najbardziej żywy... Poza tym, ta broń...
(Iza) - Poznaję to... Te napisy białe...
(Dorian) - Wiecie co jest tu napisane? Chyba po rosyjsku... Moment, czy to jest...
(Mathias) - Ta sama broń, którą ci kiedyś pokazywałem - oko powróciło do normalnej barwy
(Dorian) - Czy chcesz Ją odzyskać?
(Mathias) - Znalazłeś, to należy do ciebie. Mam jeszcze jedną sztukę na plecach.
(Dorian) - Czy mogę do was przystać? Nie mam gdzie iść... - spuścił głowę
(Mathias) - położył dłoń na ramieniu Doriana - Zadałeś najgłupsze pytanie jakie mogłeś...
(Dorian) - No wiem, ale...
(Mathias) - wyciągnął rękę - Witaj wśród Nas, przyjacielu...
(Dorian) - wykonał uścisk - Dzięki - przyjacielski niedźwiadek
(Osa) - do Doriana - To był twój pierwszy przyjaciel?
(Doriana) - Nie miało się w szkole za młodu dobrych relacji...
(Osa) - westchnął - Skąd ja to znam...
(Dorian) - Mathias, skąd się tu wziąłeś, tak daleko od domu? Co się z tobą działo? I co z twoją twarzą...?
(Mathias) - Chodź do środka... Opowiem ci wszystko.
(Ula) - My z Wiktorią będziemy na warcie...
(Osa) - Ok.
(Mathias) - Od czego powinienem zacząć?
(Dorian) - Najlepiej od tego, co się rzuca najbardziej w oczy.
(Mathias) - No prawda, trochę mi się zarosło...
(Iza) - uśmiechnęła się - Miał na myśli pewnie ślady na twarzy.
(Mathias) - To mogę ci opowiedzieć, a resztę dopowiedzą ci inni. Ja... Sam nie potrafię...
(Dorian) - Wiele złego się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania?
(Mathias) - chwilę milczał - Sporo...
(Iza) - spojrzała na Doriana - Daj mu chwilę...
(Dorian) - Co to za wilki, które były z wami?
(Iza) - To ma związek ze zdarzeniem , w którym Mathias ucierpiał...
(Dorian) - Te wilki go podrapały? A teraz je udomowiliście? Czy może jednak...
(Osa) - weszli do środka - Siadaj na dupie... Dowiesz się wszystkiego.
(Dorian) - Ok... - usiadł
(Mathias) - Uciekaliśmy półtora miesiąca temu z Gdańska. Myśleliśmy, że najgorsze za nami...
(Doriana) - A gdzie szwendaliście się przez ponad pół roku?
(Osa) - Koleś, daj mu mówić...
(Iza) - Miał prawo zapytać.
(Osa) - Zaraz mnie coś weźmie... Zaczął mówić o jednym, to niech mówi.
(Ula) - Mathias, mów... - kiwnęła głową
( Mathias) - Staraliśmy się wyżyć, Nam się udało, innym niestety nie...
(Iza) - złapała Mathiasa za rękę
(Mathias) - ścisnął dłoń Izy - Mieliśmy wszystko pod kontrolą, ale do czasu...
02.01.2015, okolice Pruszcza Gdańskiego
Grupa wydostała się z oblężonego Gdańska, mimo strat po drodze. Po zniknięciu Mariusza w mieście, myślano, że zaginął tym razem na dobre. Traf chciał, że dzień później znalazł grupę idącą traktem, a wraz z nim był Mateusz, który z wroga stał się sojusznikiem. Stan ugryzionego Maksa był stabilny tylko na początku. Mimo amputowanej nogi na czas, jego organizm bez odpowiednich leków osłabiał się, a mróz dobijał gwoździa do jego losu. Zaniepokojona grupa musiała się zatrzymać w Pruszczu Gdańskim, przez którego przechodzili wcześniej. Iza z Mathiasem posadzili Maksa na ziemi, wyglądał na wyziębionego. Wiało dość mocno, a dla chłopaka każdy stopień temperatury niżej mógłby być zabójczy. Nie miał objawów zarażenia, nie czuł w sobie piekielnego ognia, lecz czuł jak uchodzi z niego życie, przez co często łapał się za serce.
(Maks) - dyszy - Nic mi nie jest...
(Osa) - Przestań udawać kozaka w końcu...
(Wiktoria) - Czy on... Jest zarażony?
(Joanna) - Prędzej to zimno go wykańcza... - przykucnęła
(Mariusz) - Nie mamy za bardzo co mu dać. Nie mieliśmy na to czasu ostatnio.
(Maks) - Mogę iść dalej...
(Osa) - O ile Cię podniesiemy... Co teraz? Mathias... Iza... Czemu nic nie mówicie?
(Mathias) - oparty o ścianę - Mamy większe zmartwienia.
(Osa) - Tak to nazywasz? On umiera, dobrze o tym wiesz...
(Mathias) - Natalia umarła... Każdy w końcu umrze.
(Osa) - To była fajna laska, wszystko rozumiem, tylko...
(Mathias) - pod nosem - Nic o niej nie wiesz...
(Iza) - do Mathiasa - Pamiętasz, co mówiła ci?
(Mathias) - Pamiętam...
(Osa) - Jeśli wyjdziemy na zewnątrz, on umrze...
(Mateusz) - Z kolei jak nie podamy mu antybiotyku, też umrze...
(Osa) - Ktoś Cię pytał o zdanie? Weź goń się...
(Mateusz) - Chciałem się zrewanżować za te ostatnie miesiące.
(Osa) - W chuju mam twoje miłosierdzie...
(Iza) - Tylko, że ma rację... On i tak umrze, prawda?
(Mathias) - Tak...
(Wiktoria) - Trafiliśmy na zły moment...
(Maks) - Wiki, nie przejmuj się - przymknął jedno oko - Nie martw się... - spojrzał na nogę - Jestem wdzięczny, że mnie tam nie zostawiliście...
(Osa) - Bo nie zasługiwałeś, by ciebie zostawić... W przeciwieństwie do... - odwrócił się
(Mateusz) - Chodzi o mnie, tak?
(Osa) - podszedł do Mateusza - Podaj łapę...
(Mateusz) - Co?
(Osa) - Podaj łapę...
(Mateusz) - podał rękę - No i co dalej...
(Osa) - wykręcił rękę - pchnął na ziemię - Wypierdalaj stąd...
(Ula) - Osa, co Ty robisz?
(Mateusz) - dotknął twarzy - Jesteś prawie jak Ja wtedy...
(Osa) - Mam ci przypomnieć, jak chciałeś zgwałcić Izę?
(Mathias) - Słucham?
(Osa) - Tak, było jak mówię...
(Iza) - Skończyło się na słowach...
(Osa) - Gdyby Safe Zone się nie rozpadło, dokonałby swego...
(Mathias) - spojrzał na Mateusza - Nie obchodzi mnie, co było...
(Osa) - Stary, serio mu wybaczysz? To co zrobił Mariuszowi... Przez niego zginęła Paula... Także ten koleś z Gdańska...
(Mariusz) - Zrobił swoje, ale teraz nie ma nic. Safe Zone już nie istnieje... Teraz jest na naszej łasce.
(Wiktoria) - Osa, spokojnie... Maks to słyszy...
(Maks) - kaszlał - Nie kłóćcie się...
(Osa) - podszedł do Maksa - Serio myślisz, że mamy go brać ze sobą? Mogę z dupy wziąć argument, że zostałeś ugryziony...
(Maks) - Nie wyrzucaj go...
(Osa) - wstał - Pieprzy w chorobie, nic nam mądrego nie powie... - uderzył w ścianę - Kurwa...
(Mariusz) - Ogarnij się.
(Mathias) - Zamknijcie się... - stanął między nimi - W tym momencie...
(Osa) - Mathias, zawsze stajesz mi na drodze...
(Wiktoria) - Staje w dobrej sprawie.
(Joanna) - Nie chciałam tego mówić, ale jeśli nie przestaniecie bawić się w przedszkole, ja wezmę sprawy w swoje ręce. Mam tłumik, więc wpakuje obu po kulce. Mathias, wiem, że tego by nie zrobił, ale ja myślę ponad to...
(Iza) - Nie mówisz poważnie...?
(Joanna) - Potrzeba temu biednemu chłopakowi spokoju... - pokazała na Maksa - Wy dwaj tylko go denerwujecie... - spojrzała na Osę i Mariusza
(Osa) - Może spróbuj sił jako pani psycholog...
(Ula) - pchnęła Osę na ścianę - Dojść! Słyszysz...? Dość tego...
(Mathias) - Możemy zrobić tak... Możemy się rozdzielić, w sensie Mariusz z tamtym. Pójdą w swoją stronę i nigdy ich nie zobaczymy. Lub też spróbujemy żyć jak teraz...
(Osa) - Ja nigdy nie wybaczę draniowi... - spojrzał się na Mateusza - Nigdy tobie tego nie wybaczę...
(Mateusz) - zerknął ukradkiem na Ulę - zagwizdał - No no no - uśmiechnął się
(Osa) - Nie no... Przyjebie mu... - wyrwał się
(Iza) - Osa!
(Osa) - rzucił się na Mateusza - Jebany... Pierdolony... Skurwiel... - uderzał w twarz
(Joanna) - wstała - Oderwijcie go...
(Ula) - chwyciła Osę za lewe ramię
(Mathias) - chwycił Osę za prawe ramię - Przestań...
(Osa) - Ja jeszcze nie skończyłem... - wyrywał się - Jeszcze nie... - niechcący uderzył Ulę w twarz
(Ula) - złapała się za nos
(Osa) - odepchnął Mathiasa - wstał -Śmiejemy się dalej? - ściągnął strzelbę z pleców - uderzał kolbą
(Wiktoria) - Zróbcie coś...
(Osa) - podniósł butelkę z ziemi - uderzył Mateusza w głowę - Zasraniec...!
(Ula) - spojrzała na Mathiasa - Proszę... - łza w oku
(Mateusz) - pluł krwią - Dzieciaku...
(Osa) - mocno uderzał kilkanaście razy nogą o głowę Mateusza - Nigdy... Nie... Próbuj... Tego... Ponownie...
(Mathias) - odciągnął Osę - Odejdź od niego...
(Osa) - Nic mu nie jest... - krzyczał do ciała - No wstawaj! Wstawaj!
(Ula) - spojrzała na Osę - Czemu to zrobiłeś...?
(Osa) - zobaczył siniaka u Uli - Ja... Ulka, ja nie chciałem...
(Iza) - pokazała na ciało - Jego też nie chciałeś zabić?
(Osa) - Co najwyżej lekko poturbować...
(Joanna) - Widzisz, by był LEKKO poturbowany?
(Wiktoria) - podbiegła do ciała - sprawdziła puls i oddech
(Marta) - Żyje?
(Wiktoria) - Nie wyczuwam nic...
(Mariusz) - podszedł do okna
(Mathias) - Zabiłeś go... What the blya...
(Osa) - O kurwa...
(Ula) - uderzyła w potylicę - Przepraszam...
(Joanna) - Jedyna mądra rzecz w tym momencie.
(Roksana) - Maks zemdlał...
(Wiktoria) - Jaki blady... - dotknęła dłoni - Lodowata...
(Ula) - Mamy dwóch nieprzytomnych i jednego martwego, tak zajebiście...
(Mariusz) - Zajmę się Nim... złapał za nogi Mateusza - Lepiej byście na to nie patrzyli... - wyciągnął ciało na zewnątrz
(Iza) - spojrzała na Mathiasa - Musimy się zająć Maksem...
(Roksana) - Zabijecie następnego? Przecież on nie umarł...
(Ula) - Śmiem się zgodzić, że tylko przedłużamy jego życie...
(Roksana) - Nie znam kolesia długo, ale nie pozwolę go zaszlachtować jak świnię... - stanęła przed Maksem
(Joanna) - W tej chwili zgadzam się z nimi...
(Roksana) - Co?
(Joanna) - Ty to wiesz... On umrze... Chcesz dla niego dobrze, to po prostu się odsuń... Roksa, proszę...
(Roksana) - Nie potrafię...
(Ula) - Nie zmuszaj Nas, byśmy ruszyli Cię siłą... Próbowaliśmy mu pomóc, ale nie wyszło...
(Mathias) - spojrzał na Roksanę - Odsuń się...
(Roksana) - Nie...
(Mathias) - Musisz się odsunąć... - wysunął ostrze
(Joanna) - Wiesz, że tak trzeba...
(Roksana) - Nie odsunę się...
(Wiktoria) - próbowała odsunąć Roksanę
(Mathias) - Tak po prostu trzeba...
(Roksana) - wyrwała się - stanęła ponownie przed Maksem
(Iza) - Mathias...
(Mathias) - Więcej razy nie będę prosił... - szedł w kierunku Maksa
(Roksana) - Nie pozwolę Ci...
(Mathias) - Odsuń się... - odepchnął Roksanę
(Roksana) - Nie...!
(Iza) - kiwnęła głową ze smutkiem
(Mathias) - spojrzał na Izę - do siebie - Blyat... - wbił nóż w głowę Maksa
(Roksana) - płacząc - Czemu... - na kolanach - Czemu...?
(Iza) - Nie krzycz, proszę...
(Roksana) - Będę krzyczeć ile mi się chce... - we łzach - Pierw zabijacie jednego, teraz zabiliście drugiego... Nie wstyd wam? Nie wstyd tobie? - spojrzała na Izę
(Iza) - Czemu mi?
(Mathias) - Odczep się od niej.
(Roksana) - do Izy - Czemu się nie wtrąciłaś?
(Ula) - Mathias ma rację, odczep się od Izy...
(Roksana) - Czemu wszyscy są przeciwko mnie?!
(Mariusz) - wrócił - Coś straciłem?
(Marta) - Niewiele...
(Roksana) - płakała
(Mariusz) - A jej się co stało?
(Roksana) - spojrzała Mariuszowi w oczy - Pierdol się... - poszła na górne piętro
(Mariusz) - Nie ma co... Milutka...
(Mathias) - stał nad ciałem Maksa
(Mariusz) - zauważył ciało - Czyli jednak?
(Ula) - Pomożesz znów?
(Mariusz) - Nie mam co robić akurat, czemu nie... - ironicznie - złapał Maksa za nogę
(Ula) - złapała Maksa za ręce - Ciężki...
(Mariusz) - Dajcie nam kilka minut, a Wy spróbujcie ogarnać krzykaczkę...
(Joanna) - Znam ją, to nie będzie łatwe. Kiedyś co prawda była podobna, z tego co mi mówiła, ale jak doszło coś do czego, to zupełnie się zmieniła...
(Ula) - Po prostu choć pogadaj ktoś z nią. W czasie kiedy jesteśmy pod ścianą, jesteśmy idealnym łupem...
(Mathias) - Rozumiem.
(Ula) - Szczególnie Ty uważaj, Mathias... - wyszła z Mariuszem
(Iza) - Mathias, twoja ręka...
(Mathias) - Wiem... - schował nóż do kieszeni - Trzeba było to zrobić...
(Wiktoria) - Tylko jak wytłumaczyć tej lasce, że to było konieczne...
(Joanna) - Byłam z nią prawie od początku, pogadam z nią...
(Marta) - To dobry pomysł.
(Mathias) - Pójdę z tobą - do Joanny
(Joanna) - Nie sądzisz, ze akurat Ty jesteś ostatnią osobą, którą chciałaby teraz widzieć?
(Mathias) - Nie zrobiłem nic złego. Dobrze o tym wiesz. Chcę przy tym być.
(Joanna) - Nie mam prawa ci odmawiać.
(Iza) - Ja popilnuję Osy...
(Joanna) - Dobry pomysł... Mathias, tylko pozwól mi mówić...
(Mathias) - Nie zamierzam wykraczać poza swoje możliwości.
(Joanna) - Jeszcze jedno... Twoja maska...
(Mathias) - Co z nią?
(Joanna) - Choć trochę dostosuj się do jej sytuacji i podczas rozmowy wolałabym, byś miał ją zdjętą.
(Mathias) - Nie widzę problemu - zsunął chustę
(Joanna) - Tak lepiej... - uśmiechnęła się
(Mathias) - A ty mogłabyś zdjąć co innego.
(Joanna) - Czy trochę nie wychodzisz poza swoje możliwości?
(Mathias) - Chodziło o opaskę.
(Joanna) - Chodzi o kontakt face to face. Ja mam odkrytą twarz, a chodziło mi o ciebie. Porozmawiajmy z nią jak z równą, niech nie czuje presji.
(Mathias) - Rozumiem...
(Joanna) - Chodźmy, tylko... Daj mi mówić... - wchodzili po schodach
(Mathias) - Daję ci wolną rękę...
Roksana siedziała na łóżku, odwrócona plecami do drzwi. Szlochała w samotności. Przeżyła całe wcześniejsze zdarzenie. Widziała jak zwykli ludzie giną bez powodu, nie chciała ich śmierci, lecz je ujrzała. Broniła ślepo faktu, że da się uratować kogoś, kto jest na skraju śmierci. W przypadku Maksa śmierć była nieunikniona. Bez leków, bez odpowiedniej temperatury nie miał szans przetrzymać efektów ubocznych amputacji. Dziewczyna sama sobie przeczyła, zaczynała się staczać, co grupa zdążyła zauważyć, czasem nawet myśląc, że jej charakter mocno przewyższa charakter Mariusza.
(Joanna) - Roksa, przyszłam porozmawiać...
(Roksana) - Czy on jest z tobą?
(Joanna) - Jest...
(Roksana) - odwróciła się - Wyjdź stąd kurwa...!
(Mathias) - No dobra... - próbował wyjść
(Joanna) - zatrzymała - Nie, Mathias nigdzie nie idzie...
(Roksana) - Czego chcesz ode mnie? Nie chcę przy nim rozmawiać...
(Joanna) - Nie zrobił ci krzywdy.
(Roksana) - Pamiętasz na początku? Miałyśmy pomagać ludziom, a nie ich zabijać. Zabija się trupy, a nie ludzi...
(Mathias) - pod nosem - Zdziwiłabyś się jak bardzo się ludzi zabija za nic...
(Joanna) - Prosiłam, byś się nie odzywał...
(Roksana) - Słyszałaś. Za nic mógł mi wbić nóż w szyję, bo stałam mu na drodze.
(Joanna) - On nie jest zły... Nikt z nas nie jest.
(Roksana) - Mam to w dupie... Mówiłam mu, że nie odejdę... Nic to nie dało...
(Joanna) - Kiedyś byłaś inna... Pamiętasz dzikiego psa? Pomogłaś mi, bym straciła drugie oko... Czemu się teraz tak zachowujesz?
(Roksana) - Przyzwyczaiłaś się do nowej teraźniejszości? Popierasz wszystkie decyzje. Co by powiedziały dziewczyny...?
(Joanna) - Zgodziłyby się ze mną.
(Roksana) - do Mathiasa - Powiedz mi... Spałeś z nią, że jest ci tak oddana?
(Mathias) - zignorował
(Roksana) - Milczysz, czyli coś jest na sumieniu.
(Joanna) - Ufam mu z innego powodu.
(Roksana) - Czego oczekujesz ode mnie?
(Joanna) - Byś się opanowała... Tamtej sytuacji z początku nie powinno być, ale się stało. Jesteśmy tu nadal, by pomóc... Sobie nawzajem - uśmiechnęła się
(Roksana) - Wiecie co, nie mam ochoty gadać. Najlepiej walnęłabym się i przysnęła... Sama...
(Mathias) - Mam iść?
(Roksana) - Po prostu zejdź mi z oczu...
(Mathias) - Ciężko będzie, w końcu jesteśmy jedną rodziną teraz.
(Roksana) - Wypluj to słowo. Rodziną? A pomyśleć, że mi się na początku podobałeś. Imponowałeś mi... A teraz, kim ty kurwo jesteś...?
(Joanna) - Mathias, nie... - zatrzymała
(Roksana) - Powiodłeś ludzi za sobą, a ja nie chcę iść na dno razem z tobą. Joaśka to moja jedyna rodzina, jej tylko będę słuchać.
(Mathias) - Co i tak jest połączone z moim zdaniem.
(Roksana) - Za nią mogę wejść w ogień. Ty i twoi przyjaciele to zwykła iluzja.
(Mathias) - Może wróć do przeszłości. Nie ma tu żyletek, ale zaraz zejdę na dół po rozbite szkło. Nada się, prawda? Ulżysz sobie... Tak jak za młodu.
(Joanna) - Mathias, dość powiedziałeś... Choć się częściowo zgadzam...
(Roksana) - Zejdźcie mi z oczu... Chcę pobyć sama...
(Joanna) - do Mathiasa - Lepiej będzie jak pójdziesz. Zostanę z nią... Wiesz, o co chodzi.
(Mathias) - Domyślam się.
(Joanna) - Jej potrzeba czasu... Jak nam wszystkim. Teraz jak nie mamy pośrednich zmartwień... Mamy więcej czasu, by pomyśleć o Nas samych. Choć żałuję, że nie uratowaliśmy Maksa. Starałam się jak tylko mogłam.
(Mathias) - położył dłoń na ramieniu - Doceniam to. On też by to docenił.
(Joanna) - Tak myślisz?
(Mathias) - Natalia doceniłaby to, że uchroniłem ją od złego...
(Roksana) - Byłeś szalony, że próbowałeś ratować dwie dziewczyny jednocześnie.
(Mathias) - Byłem zdeterminowany, by uratować osoby, które były dla mnie ważne. Teraz zostałaś tylko Ty... A mówiąc dla mnie, mam na myśli Nas wszystkich.
(Joanna) - Już powiedziałeś swoje, dzięki, że choć... Spróbowałeś...
(Mathias) - Wrócę do reszty...
(Joanna) - Tak zrób...
(Mathias) - wyszedł z pokoju
(Iza) - siedziała przy Osie - Jest lepiej? Słyszałam kłótnie.
(Mathias) - Dobrze słyszałaś...
(Mariusz) - Nic nie dało to?
(Mathias) - Moja obecność mało wniosła dobrego.
(Ula) - Próbowałeś...
(Mathias) - A jak z wami?
(Mariusz) - Zakopaliśmy ich obok siebie i przykryliśmy warstwo kamieni. Przy tym dziwnie się czułem, jakbym chował brata.
(Wiktoria) - westchnęła - Jesteśmy w martwym punkcie...
(Mathias) - Jest miejsce, gdzie byśmy byli bardziej bezpieczni.
(Mariusz) - Bez urazy, ale pójście na południe jest błędem.
(Mathias) - wyjął z plecaka zdjęcie - Spójrz mi w oczy, patrząc na zdjęcie, że to błąd...
(Iza) - odwróciła wzrok - Mathias...
(Mariusz) - Uciekliśmy stamtąd, a Ty chcesz tam wracać?
(Mathias) - schował zdjęcie - Tam jest nasze miejsce...
(Ula) - Też myślę, że powinniśmy skierować się do Płocka. Jesteśmy bardziej przygotowani, możemy stworzyć nowy Azyl, jakoś to ogarnąć...
(Marta) - Szkoda, że nie mamy jak się tam dostać.
(Mathias) - Na pieszo...
(Iza) - Gdzie pójdziesz Ty, pójdę i ja - uśmiechnęła się
(Mathias) - dosiadł się - Jakby jeszcze inni podzielali twoje zdanie.
(Mariusz) - Głosowanie byłoby formalnością.
(Iza) - Długo chcesz tu przesiedzieć?
(Mathias) - Godzinę, może dwie... Aktualnie sumienie mi nie pozwala.
(Iza) - położyła głowę na jego ramieniu - Też nie chcę stąd się ruszyć, póki się nie pogodzimy...
(Mariusz) - Wątpię, że ta laska wróci do normalności.
(Wiktoria) - Osa jak się obudzi, wielce się zdziwi.
(Ula) - Na spokojnie mu to wytłumaczę.
(Marta) - Ty ze swoją spokojną naturą.
(Ula) - Trzeba nim potrząsnąć. Zabił człowieka, który był bezbronny. Czy któreś z nas to zrobiło wcześniej?
(Iza) - Nie przypominam sobie, chyba, że...
(Mariusz) - Juz przepraszałem wiele razy...
(Ula) - To masz wybaczone, mówiłam ogólnie.
(Mariusz) - Byłem skory do próśb o przebaczenie, to może i on tak zrobi.
(Mathias) - A bo ja mało się żaliłem? Wiele razy.
(Ula) - Tylko Ty przeżyłeś mnóstwo bólu. Więcej od Nas.
(Mathias) - Oswoiłem się z tym. Bo wiem, że nic się zmienić nie da. Można tylko kształtować rzeczywistość.
(Mariusz) - Polałbym Ci, gdybym miał czym..
(Mathias) - Zapomniałeś, że nie piję.
(Mariusz) - położył się - Pieprzony abstynent...
(Iza) - spojrzała na Mathiasa - Zależy jak na to spojrzeć.
(Mathias) - Od niektórych rzeczy się nie da odzwyczaić. Jak dla przykładu chusta...
(Ula) - Coś kręcisz, zdejmujesz się w końcu. Musisz jakoś oddychać.
(Mathias) - Okazyjnie - uśmiechnął się
(Mariusz) - A nie chciałbyś jej zdjąć teraz? Stary, zapomniałem jak twoja morda wygląda.
(Mathias) - Chcecie tego? Nic nadzwyczajnego nie zobaczycie.
(Iza) - Jestem innego zdania, ja swoje widziałam.
(Mathias) - zdjął chustę - Nic interesującego, prawda?
(Mariusz) - Lekko żeś się postarzał...
(Mathias) - Nie tylko Ja... Minęło trochę jak ostatnio o siebie zadbałem...
(Ula) - Wcale nie tak dawno. Zaledwie kilka tygodniu w tył.
(Marta) -Wiecie, chce mi się pić...
(Wiktoria) - W plecaku Joanny coś jest. Zarezerwowała nam trochę zapasów.
(Mathias) - Czy to nie będzie kradzież?
(Mariusz) - To jest dobro wspólne.
(Mathias) - próbował założyć chustę
(Iza) - złapała za rękę - Mathias, nie rób tego...
(Ula) - Masz taką twarz, a ją ukrywasz.
(Mathias) - Nie chodzi o twarz, chodzi o przyzwyczajenie.
(Mariusz) - To zrób wyjątek w regule... - zajrzał do plecaka Joanny
(Roksana) - zza ściany - Odejdź ode mnie!
(Joanna) - Chciałam dobrze... - wyleciała z pokoju - No to się narobiło - spojrzała na grupę
(Ula) - Wnioskując po twojej reakcji, rozmowa nie poszła tak, jak oczekiwałaś.
(Joanna) - Trzyma się swego, ale choć ją trochę uspokoiłam... Moment - zauważyła brak plecaka
(Mariusz) - napił się wody - Nie masz urazy?
(Joanna) - To wspólna woda.
(Wiktoria) - odebrała wodę - Mathias wspominał, że powinniśmy tu posiedzieć jeszcze z godzinę...
(Mathias) - Zasugerowałem...
(Joanna) - Nie mam nic przeciwko, ale nie więcej niż godzinę. Nie możemy tu spędzić nocy...
(Marta) - Coś wiemy, gdzie będziemy nocować?
(Mariusz) - Starogard?
(Joanna) - Czemu akurat pomyślałeś o tym?
(Mariusz) - Tam był kościół, można zabarykadować wejście i urządzać warty. Jest tylko jedno, więc nikt by nas nie zaskoczył.
(Ula) - Jeśli nikt nie ograbił tego miejsca, możemy znaleźć resztki magazynu z bronią. Pamiętacie?
(Marta) - O czy mówicie?
(Mariusz) - Pod kościołem był ukryty magazyn. Tam w przeszłości znaleźliśmy broń i amunicje. Sprawy się skomplikowały i nie mieliśmy jak tam wrócić. Teraz mamy taka możliwość. W tym momencie praktycznie nie mamy nic... Tylko jedzenie i wodę.
(Marta) - Co jeśli ktoś wpadł na ten pomysł przed nami? Jak ktoś tam ma obóz?
(Mathias) - Będziemy na to gotowi.
(Marta) - Skąd ta pewność?
(Mathias) - Nie pewność... Założenie.
(Iza) - Będziemy współpracować, to nikomu się nic nie stanie.
(Ula) - Mathias, nie wysuwaj się na przód. Iza i Marta się tym zajmą.
(Iza) - Jestem twoją prawą ręką.
(Marta) - Ja muszę być lewą.
(Mariusz) - Jak ktoś tam będzie, przekonamy ich, że nie chcemy ich okraść.
(Wiktoria) - Mieliby magazyn pod sobą, a nam daliby ot tak zabrać trochę amunicji.
(Mathias) - Są różne metody perswazji.
(Marta) - Postarajmy się myśleć pozytywnie. Nie zabijajmy nikogo...
(Joanna) - Chyba, że oni zaczną.
(Iza) - Co z Roksaną? Z jej stanem nie jestem pewna, czy sobie poradzi...
(Joanna) - Moja w tym głowa. Pomogę jej.
(Mariusz) - Za dużo sobie pozwalała w Gdańsku, to teraz są efekty. Współczuje rodzicom, którzy ją wychowywali.
(Joanna) - Nie miała pełnej rodziny... Byli po rozwodzie, ojciec poszedł w swoją stronę, a Ona została z matką, która popadała od skrajności w skrajność...
(Mariusz) - Nie mogłaś jej wspomóc wcześniej?
(Joanna) - Wcześniej nie była taka jak teraz...
(Mariusz) - Rozpieszczona dziewczyna, która myśli, że wszystko pójdzie po jej myśli... Że każdy dupy nadstawi za nią... Moja odpowiedź brzmi Nie... Nie zamierzam jej ratować, nikt mnie nie przekona.
(Joanna) - Nie każę Ci jej ratować... Proszę tylko, byście na nią uważali...
(Mathias) - Staramy się zrozumieć.
(Joanna) - Cięcie się nie jest niczym przyjemnym, a ona musiała z tym walczyć.
(Mariusz) - Robiła sobie krzywdę, bo chciała zwrócić na siebie uwagę. Pokazać jaka jest biedna, a nie zrobiła nic by pomóc sobie... Gdzieś to słyszałem...
(Joanna) - Mówiła wam to?
(Mathias) - Wspominała trochę.
(Iza) - Wtedy nie mogła sobie radzić, cięła się... Teraz nieco inaczej to praktykuje.
(Mariusz) - Mam ją za to pogłaskać po głowie? "Dobrze Roksana, spisałaś się"?
(Joanna) - Nie mów tak...
(Mariusz) - Zjebała sobie życie na własne życzenie. Wielu osobom bym pomógł, ale jej nie chcę... Ty jesteś jej rodziną, zajmij się podopieczną.
(Joanna) - Ona sama sobie nie poradzi.
(Mariusz) - To niech umrze, jak inni przed nią... Ona się musi dostosować do realności... Nikt jej na tacy szczęścia nie da...
(Mathias) - Chcę by była bezpieczna z nami, ale nie na siłę... Jeśli narazi nas umyślnie, będzie musiała za to odpowiedzieć...
(Iza) - spojrzała na Mathiasa - Myślisz o tym serio?
(Mathias) - Ona już sama nie wie co jest dobre, a co złe... Ja wiele razy straciłem grunt pod nogami, ale... Pomogliście mi... Jeśli jej się nie pomoże, to nie będzie dla niej ratunku...
(Joanna) - Będziemy próbować - spojrzała na Mariusza - Wspólnie...
(Mariusz) - Wspólnie minus Ja... Możecie bawić się w to beze mnie. Nie zostawię Was, ale ani mi się śni ruszyć palcem w jej kierunku... Jeśli nawali, będziecie za to odpowiedzialni.
(Joanna) - Ja będę za to odpowiedzialna... Jestem tego świadoma...
(Marta) - Odpocznijmy trochę... Prawda, Mathias?
(Mathias) - Trzeba nam odzyskać siły...
(Wiktoria) - Nie potrzebuję odpoczynku, ale wy odpocznijcie.
(Joanna) - Zostanę z tobą na warcie.
(Mathias) - spojrzał na Joannę - Powinnaś się położyć...
(Joanna) - Poradzę sobie, ale dzięki za troskę - uśmiechnęła się
Godzinę później
Czas pozwolił grupie nieco odpocząć ciałem, ale dusze ich wciąż pozostawały pełne bólu i obaw. Po zdarzeniach, w których brali udział, to co widzieli, nie daje o sobie zapomnieć. Mimo upływu godziny, nastroje poprawiły się nieznacznie. Sytuacja z Roksaną też się chwilowo poprawiła, choć można było poznać, że dziewczyna dla koleżanki stara się być miła dla pozostałych, a w głębi duszy ma do nich mieszane uczucia. Na szlaku sytuacja się lekko poprawiła, opady śniegu były słabsze, co pozwoliło grupie na bezpieczniejsze dążenie do wybranego miejsca. Założyli plecaki, zjedli po trochu zapasów, napili się i ruszyli w drogę. Mariusz za to niósł dodatkowe plecaki, Mateusza i Maksa. Osa dopiero przed samym wyjściem się przebudził, lecz nie chciał nic jeść, ani pić. Dawał radę iść bez wzmocnienia, a mimo zdarzenia, Ula dotrzymywała mu kroku. Mathias szedł za Joanną, z którą szła Roksana. Ustąpiono dziewczynom z powodu uniknięcia jakichkolwiek nieprzyjemności i obaw, że śmiała dziewczyna mogłaby coś zrobić im, będąc z tyłu. Mariusz spuścił wzrok, bo miał też swój interes do załatwienia idąc w kierunku Starogardu.
(Osa) - Ktoś mi powie, gdzie konkretnie idziemy?
(Mariusz) - No tak, byłeś nieprzytomny...
(Ula) - Starogard, tam idziemy.
(Osa) - Wiem, czemu mnie nie obudziliście wcześniej... Co ciągnie Nas na stare śmiecie?
(Wiktoria) - Amunicja, której nie mamy. Jak sytuacja na południu jest gorsza, będziemy potrzebować większych zasobów.
(Osa) - Zamiast uciekać od zarazy, idziemy bardziej w jej centrum.
(Marta) - Nie zamierzamy iść w góry, prawda?
(Mathias) - Potem spróbujemy przebić się do Płocka...
(Osa) - Mathias, czemu akurat Tam?
(Iza) - Zna teren. Wie, gdzie mogłoby być bezpieczniej.
(Mariusz) - Gdańsk był większy, a upadł... W sumie nie mamy nic do stracenia, prócz czasu.
(Mathias) - Mógłbym iść tak całą noc.
(Osa) - Kieruje tobą jakaś zmora? Jest coś więcej? A co zrobisz pierw, jak dostaniesz się do miasta?
(Mathias) - Co zrobię to wyłącznie moja sprawa... Moja oraz Izy...
(Marta) - Rozumiem twoje pobudki, ale nie powiesz Nam w co się pakujemy?
(Mathias) - Zamierzam Jedną konkretną rzecz zrobić sam. Nie potrzebuję świadków.
(Iza) - Świadków czego?
(Mathias) - Każdy ma jakiś obowiązek w życiu, nie zawsze jest tylko jeden. Ja odkryłem, że swój drugi dopełnię w Płocku, tak jak tego chcieli... - spojrzał w niebo
(Osa) - Zaczynam rozumieć. Tylko czego nie chcesz Nas tam z tobą?
(Mathias) - To jest coś, co muszę zrobić sam. Proshay przyjacielu.
(Osa) - O czym Ty mówisz?
(Wiktoria) - Jest świadomy tego co mówi.
(Iza) - Mathias, nie pozwolę Ci iść tam samemu... Nie po tym wszystkim...
(Mathias) - Ale...
(Iza) - Rozumiem, że to dla Ciebie ważne, ale nie chcę byś przechodził przez to sam...
(Joanna) - Nie masz wyjścia, nie możesz jej odmówić. Byłbyś ślepy, gdybyś to zrobił.
(Mathias) - Stawiacie mnie w niezręcznej sytuacji.
(Roksana) - Pieprzyć twoją martwą rodzinkę... - pod nosem
(Mathias) - Hm?
(Roksana) - Masz swój cel, który pragniesz zrealizować... Marnujesz tylko czas. Ja swojej matki nie uhonorowałam i nie żałuję tej dziwki...
(Mathias) - To moje zadanie i mnie nie obchodzi, co Ty byś zrobiła.
(Iza) - Mathias...
(Ula) - Roksana, proszę nie bądź taka... Bez wyrazu...
(Roksana) - Będę kim tylko być zechcę. Jak łóżko skrzypiało całą noc od twoich podskoków, to jakoś nic wtedy nie mówiłam, więc proszę mnie też nie pouczać.
(Ula) - Ty... Podsłuchiwałaś...
(Osa) - Zaręczam, że nie było tak głośno... To znaczy, po co teraz to drążyć...
(Ula) - Było głośno? Mathias... Iza...
(Mathias) - Musimy o takich drobiazgach teraz?
(Ula) - Nalegam... - agresywniej
(Iza) - No... My też byliśmy z Mathiasem...
(Mathias) - kaszlnął
(Iza) - Myślę, że nie było tak głośno...
(Marta) - zaśmiała się - Huczało na cały blok... - zasłoniła usta dłonią
(Ula) - Ja nie słyszałam...
(Roksana) - Jak mogłaś słyszeć... Byłaś w transie... Ja tylko tak miałam jak się masturbowałam...
(Mariusz) - uśmiechnął się - A czym, że tak zapytam?
(Roksana) - Ogórkiem zielonym nasmarowanym masłem...
(Mariusz) - zaczął się śmiać - Ja pierdolę, jaka beka... Och, przepraszam - próbował się powstrzymać
(Joanna) - Zeszliśmy na dziwny temat...
(Mathias) - Jak to zwykle bywa, jak ktoś drąży studnie bez dna.
(Osa) - Byliśmy na temacie Rodziny...
(Ula) - Joaśka ma rację, jak masz nikogo nie brać, to weź chociaż Izę.
(Mathias) - Wiesz, że brakuje logiki w zdaniu.
(Ula) - Po prostu weź tą osobę, która jest dla ciebie kimś. Wybacz, że tak otwarcie.
(Iza) - Chcę być przy tobie, przy Tym...
(Mathias) - Jeszcze sporo czasu. Zdążysz się rozmyślić.
(Iza) - Czyli się zgadzasz?
(Mathias) - Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź.
(Roksana) - Jesteście tacy tęczowi, że...
(Mariusz) - Ogórki można zrywać przy nich - uśmiechnął się
(Roksana) - To nie jest zabawne... Po co ja to mówiłam.
(Marta) - Otrząśnij się dziewczyno. To nie jest Gdańsk... Nikt ciebie nie będzie prowadził za rękę...
(Osa) - Wiesz jakie są realia...
(Roksana) - Tak jak Wy wiecie, że nie zabija się ludzi... Chyba, że chcą zabić Nas...
(Osa) - Po części żałuję, po części Nie... Jego miłosierdzie niech zachowa dla ludzi, którzy się narażali dla niego, a on miał ich w dupie. Tak jak miał w dupę Paulę, wykorzystując ją psychicznie...
(Mariusz) - Za to ja mogłem go zabić, miałem taką okazję, gdy uciekaliśmy przez las... Potknął się o konar, a to stwarzało zupełnie nową możliwość... Miałem jego życie w rękach, a ja go ocaliłem...
(Osa) - Wybacz, ze ukradłem ci fraga.
(Mariusz) - Będzie jeszcze okazja się zrewanżować, jak spotkamy kolejne stado.
(Mathias) - Nie traktujcie tego jak zawody... Wieczni rywale...
(Osa) - Czemu nie... Wiele razy dowiedliśmy, że możemy ze sobą żyć. Jak pies z kotem, lecz nadal żywi.
(Mariusz) - Mimo mojej ręki...
(Osa) - Mimo mojej twarzy...
(Ula) - Praktycznie już śladów paznokcie brak... Już w grudniu ich nie widziałam.
(Osa) - Wiem, ale uraz mam do dziś.
(Roksana) - Pokonała Cię dziewczyna?
(Osa) - Pokonał mnie zdrowy rozsądek.
(Roksana) - Robicie ze mnie ofiarę, a sami mieliście dupne problemy.
(Mariusz) - zacisnął zęby - Weź mnie nie wkurwiaj...
(Osa) - Jak ktoś go wkurzył pod Grudziądzem, to zamknął gościa sam na sam z trupem. Nie radzę go wkurwiać, od tego jestem Ja.
(Roksana) - Zamknąć żywcem człowieka? Czy to jest ludzkie?
(Osa) - To było ludzkie, kiedy życie grupy jest zagrożone. Mathias z Mariuszem mieli kłopoty. Mathias tankował dwóch, a Mariusz od flanki dopadł gnoja...
(Roksana ) - Tankował?
(Marta) - Brał na siebie ciosy...
(Roksana) - Za takie coś dać komuś umrzeć?
(Mariusz) - Był do tego rasistą... A to mu nie pozwalało ludzi obrażać, których znam. Gdyby tak Paulę wtedy obraził, zabiłbym go osobiście...
(Roksana) - I tak zabiłeś ją potem... Za nic, bo miałeś ją za gówno...
(Mariusz) - A Ty nie żałujesz niczego? Nic nigdy złego nie zrobiłaś?
(Ula) - Muszę przypominać? Najwyraźniej... Ślady stare po cięciu... Jeśli robiłaś to, by zatrzeć swój ból w środku to powiem ci, że Ty jesteś szurnięta, a nie My...
(Wiktoria) - Też się cięłam, lecz rzuciłam to... Dla dobra ogółu. Przyjaciele mi uświadomili to.
(Roksana) - Nie wiecie jak to jest...
(Mathias) - Wiemy więcej niż tobie się zdaje.
(Wiktoria) - Nie jesteś słaba, tylko stajesz się taka... Bo nie chcesz walczyć. Szukasz problemów tak, gdzie ich nie ma... Po prostu tak się prezentujesz... Nu blya...
(Mathias) - Nieźle...
(Wiktoria) - Musiałam to powiedzieć.
(Mathias) - Świadome rany zadawane sobie przez siebie są najgorsze... Okazujesz słabość... Okazujesz swoją żałosną egzystencję... Pokazujesz jak nie możesz sobie poradzić z problemem, nie okazując szacunku wobec innych, którzy są wokół ciebie i się martwią... Gdybyś była po drugiej stronie barykady wśród obcych, nikt by tobie nie pomógł... Okazując swój ból fizyczny, pokazujesz jak można ciebie łatwo wykorzystać... Łatwo można Cię zniszczyć, złamać twojego ducha... Pozbawić Cię twojej tarczy... Zniszczyć wszystko nad czym pracowałaś. Nie jesteś nikim, jeśli starasz się to zmienić... Stojąc w miejscu, zadając sobie kolejny ból, sama siebie zabijasz od środka... Wiesz to, ale nie chcesz tego zmienić...
(Iza) - To było takie... - rozmarzyła się
(Roksana) - Denne?
(Mathias) - Czasem mówię tak, a mogę zachowywać się inaczej, ale jak w coś wpadam to przyjaźń daje mi siłę, by z tym walczyć. Fart pozwolił mi uciec z Fabryki? Fart pozwolił mi dożyć spotkania z Osą? Fart dał mi nieśmiertelność w Gdańsku?
(Osa) - Akurat te drugie to był fart...
(Mathias) - Chodziło o więzi... Jeśli cięłaś się, niszczyłaś swoje więzy... - do Roksany
(Roksana) - Widzisz przy mnie jakaś żyletkę?
(Mathias) - Lepiej wyrzuć ją...
(Roksana) - Nic nie mam...
(Ula) - Skąd wiesz, że ona coś ma?
(Mathias) - Tacy jak Ona nie odpuszczają...
(Roksana) - wyjęła z kieszeni żyletkę - Skąd wiedziałeś?
(Mathias) - Nie wiedziałem... Sama mi to pokazałaś, że masz...
(Roksana) - Podpuściłeś mnie?
(Mathias) - Nie ma życia bez ryzyka. A wiem, że nie zrobiłabyś niczego głupiego, bo wtedy... - spojrzał się - Miałabyś ze mną ciężko...
(Iza) - Ze mną też...
(Roksana) - Co mam z tym zrobić?
(Mariusz) - Szczerze? Krótko i na temat? W krzaki...
(Roksana) - Zrobię to sama... - poszła za drzewo
(Mathias) - Osa, idź za nią...
(Osa) - Wychodzi na to, że nikt nie mówi Nie... - szedł za Roksaną
(Roksana) - do siebie - Ostatni raz... Przyjaciółko... - zaczęła ciąć sobie nadgarstek
(Osa) - po cichu - What the fuck...
(Roksana) - dociskała - Będę za tobą... Tęsknić... - cicho jęczała z bólu
(Osa) - Ty chora... - do Roksany
(Roksana) - zlękła się - opuściła żyletkę - To nie tak jak myślisz...
(Osa) - Chodź...
(Roksana) - Chciałam się tylko pożegnać...
(Osa) - Miałaś jej się pozbyć, a nie się litować... Mathias miał rację... Nie możesz przestać...
(Ula) - Co się stało?
(Osa) - Zrobiła to... - tupnął - Po prostu wiedziałem, że tak kurwa będzie...
(Joanna) - Co z Tym?
(Osa) - Wyrzuciła od razu jak mnie zobaczyła.
(Roksana) - Wy nie rozumiecie...
(Mariusz) - Mamy coś do owinięcia?
(Ula) - Miałam gdzieś bandaże, na wasze szczęście - wyjęła z plecaka
(Mathias) - Właśnie pokazujesz kim się stajesz. Nie masz szacunku prawie do nikogo, prawisz morały, jaka byłaś krzywdzona w dzieciństwie, a nie robisz nic, by to zmienić.
(Roksana) - A wy zabiliście tamtych...
(Iza) - Ile można...
(Osa) - To na twoim ręku to dowód. Nie zmieniaj tematu.
(Roksana) - Ty masz krew na rękach, twój kumpel to samo. To co zrobiłam, to był odruch...
(Mariusz) - westchnął - Mogę...? Proszę... Tylko raz, bo mnie wkurwia...
(Mathias) - Nie...
(Ula) - opatrywała Roksanę - Wiesz, że im częściej to robisz, tym możesz głębiej w żyłę trafisz... Zabijesz się dziewczyno...
(Mathias) - Nie jesteśmy, by ciebie niańczyć. Pokaż, że możesz coś z siebie dać.
(Roksana) - Ty też od razu miałeś wsparcie?
(Mathias) - Nie, ale masz przyjaciół... Chyba, że już skreśliłaś każdego.
(Iza) - Pomagamy Ci, nawet teraz. Doceń to...
(Roksana) - Nie chcę o tym gadać...
(Mathias) - spojrzał jej w oczy - Jak nie teraz, to kiedy? Masz teraz dobry moment.
(Roksana) - Ja... Nie teraz...
(Mathias) - Ula, zostań przy niej...
(Ula) - Postaram się.
(Mathias) - Idziemy, przed nami dobre dwie godziny drogi...
(Marta) - spojrzała na Roksanę - Obawiam się o jej stan...
(Wiktoria) - Raczej wszyscy się martwią...
(Mariusz) - Co może być takiego, że się można ciąć... Jak ja miałem...
(Osa) - Daruj sobie, nie chcemy znać szczegółów.
(Mathias) - Skoro zaczął...
(Mariusz) - Jak miałem załamkę z powodu tego, że brat wplątał mnie w kradzież auta, a potem rodzice mieli sprawę w sądzie... A miałem wtedy piętnastkę...
(Osa) - Po takim czymś?
(Mariusz) - Ojciec się wkurwił i mnie jebał w plecy kapciem... Uwierz, to nie było przyjemne... I potem tydzień byłem zamknięty... Zero kontaktu, tylko jedynie do kibla lub coś zjeść, się napić... Bo jak się stary wkurwi, to potrafi mieć łapę...
(Osa) - Pasjonujące.
(Mathias) - Każdy miał trudne dzieciństwo.
(Osa) - Byle mieć pomocną dłoń w okolicy.
(Joanna) - Całkowita racja.
(Iza) - nałożyła kaptur - Znów się zbiera...
(Mathias) - Tak... - założył chustę - Rozglądajcie się, gdyby coś... Noże w pogotowiu...
(Osa) - Lekko przyśpieszmy tempa, minimalnie... Przy takich klimatach szybciej się ściemnia...
(Mariusz) - Nie możemy iść za szybko, bo... Mamy jedną ze świeżą raną...
(Mathias) - Miała natychmiastową pomoc... Nic jej nie będzie.
(Joanna) - Myślisz?
(Mathias) - Pamiętacie jak ze mną było tak średnio?
(Ula) - Pamiętam aż za dobrze...
(Wiktoria) - Miałeś na sobie opatrunek, było podobnie z pogodą i nic ci nie było...
(Mathias) - Będzie dobrze. Byle dotrzeć tam przed zmrokiem...
CZYTASZ
Apokalipsa Zombie w Polsce - TOM II
Mystery / ThrillerOpowieść kontynuuje wątek postaci Mathiasa, który zaczął się w poprzednim tomie. Po porażce, która przydarzyła się na północy, grupa musi uciekać w inne miejsce, szukając schronienia. Skromnie pod nosem każdy mógł szeptać, by wrócić w miejsce, które...