R30 - Ratunek i Poświęcenie

208 7 4
                                    

Po dłuższej chwili niepewności udało się wyhaczyć uciekającego przed Rozjemcami niedawno poznanego Drizzta. Widać było, że co reload próbował zgładzić choć jednego przeciwnika. Cokolwiek by nie było, nie cofał się i biegł coraz zacieklej w coraz to głębsze rejony leśne, zbliżając się nieuchronnie do granic Płocka. Przez własne szalone nogi, nie wiedział czy jadący niedaleko pojazd jest przyjaźnie nastawiony czy jednak to wróg wezwał posiłki. Widząc dopiero, że strzały padały, a to biegacze badali, zrozumiał, że mimo jego uprzedzeń, nowi nieznajomi zdecydowali się po niego wrócić. Niestety przez ostrzał, przyszłe ofiary dowiedziały się o nadciągającym z całkiem niedaleko samochodzie terenowym. Zdecydowali się mimo obecności w gęstym lesie otworzyć ogień do pojazdu. Na nieszczęście trupy również nie próżnowały, a strzały dały im okazje na podążanie za ich źródłem. Widząc już w zasięgu swoich niedoszłych wybawców, wymachiwał rękami i nakazał im opuścić teren, zapewniając, że sobie poradzi i się niedługo spotkają.
Gdy jeep był na tyle blisko, Mathias otworzył drzwi i wyciągnął rękę, prosząc Drizzta aby się jej złapał, a wtedy zostanie wciągnięty do środka. Zdążył więc chwycić wyciągniętą dłoń, lecz strzał padający nieopodal jego głowy wielce go rozproszył, na tyle, że dźwięk blachy brzmiał mu w uszach i momentalnie odruchowo puścił się. Mathias wtedy zaryzykował i próbował przejść na tylną część pojazdu. Dzięki swoim zmysłom wyczuł obecność nie tylko ludzi, więc kazał Joannie nawracać i wtedy Drizzt wbiegł na kamienną rampę, odbił się i jedną ręką zdążył chwycić się wewnętrznej części naczepy. Od razu mimo strzałów, Mathias kosztem własnego postrzału, pomógł Drizztowi dostać się do środka.
Musieli czym prędzej wrócić na swoją trasę, więc chłopaki zapewnili w miarę komfortowy przejazd Joannie, w ona w zamian bezpiecznie miała ich całą trójkę dostarczyć bezpiecznie do miejsca docelowego jakim był Dywizjon. Dwójka, która pozostała może być niepocieszona z powodu, że osoba, którą mieli chronić zginęła, a sam Drizzt miał wyjawić o co tak naprawdę chodziło i jakie były prawdziwe motywy jego, bądź jego kompanów.
(Mathias) – Wróciliśmy po ciebie.
(Drizzt) – dysząc – Tyle zdążyłem zauważyć, ale... Czemu nie usłuchaliście mojego ostrzeżenia...
(Joanna) – Ponieważ, dupku, w odróżnieniu od ciebie, My szanujemy każde istnienie.
(Drizzt) – Ale... - uniknął pocisku – Czemu nie pojedziemy okrężną trasą?
(Mathias) – Ponieważ... Nie jesteśmy tu sami – wskazał na nadchodzące trupy
(Drizzt) – Rozumiem w końcu. Wpadną w pułapkę.
(Joanna) – Na tak niespodziewaną, że szybko się nie oswobodzą... - fuck za szybą – Na jakiś czas mamy ich z głowy. Aż ujrzymy ich w znacznie bezdusznej formie... A teraz z łaski swojej, jeśli oczywiście możesz, powiesz nam o tym, co zacząłeś... A czego nie skończyłeś?
(Drizzt) – Czego wy oczekujecie ode mnie? Nie znacie odpowiedzi? Ludzie chcą przeżyć, prawda? Chcą, a do dotrzymania celu zrobią różne głupie rzeczy. Croft z Jukasem wzięli przeznaczenie kraju zbyt mocno do serca. A ja nie zamierzałem wcale dać im rozumieć mnie inaczej.
(Joanna) – Jak udało wam się znaleźć Tuska w takim chaosie? Wszędzie ludzie uciekają, mordują się nawzajem, zombie napadają na wioski... Nie zrozum mnie źle, ale osoba z jego umiejętnościami nie miała prawa przeżyć zbyt długo.
(Drizzt) – Skąd, dobrze bardzo go opisałaś. To przypadkowym trafem On spotkał nas, a raczej wpadł... Uciekał z jakiegoś miasta, było z nim kilku ludzi. Mieliśmy dwie opcje, a wybór mógł być tylko jeden...
(Mathias) – Czyli jego losem rządziło niefortunne szczęście i przypadek...?
(Drizzt) – Mieliśmy wybór, wspomóc wojskowych lub uratować ważnego człowieka, który mógł nam pomóc bardziej.
(Joanna) – Złożoność tego ostatniego była raczej oczywista.
(Mathias) – Jak miał wam pomóc? To ma związek ze Strefą Zamkniętą?
(Drizzt) – Odkąd Gdańsk podzielił los innych większych społeczności, to Strefa Zamknięta Warszawy stała się jedynym prawdziwym domem dla ludzi, mimo że sprawdzany częściej niż tajne archiwa. Jeśli masz wtyki, dostaniesz się tam i może poczujesz swój oddech, wcale nie przyspieszony. Nasz znajomy nas tam wprowadził i zachęcał innych do tego. Was wybrał jako jednych z niewielu. Byście nie musieli tak bardzo być czujnymi jak dawniej. A wiemy, że obszar oczyściliście nazbyt prędko i zadarliście z niewłaściwymi ludźmi. Przy tym nie mogliście pozostać niezauważeni przez ostatnie tygodnie. Nie zdajecie sobie sprawy, ale drony co jakiś czas obserwowały okolice.
(Mathias) – Nigdy nie możesz być mniej czujny. Na tym polega subtelna różnica. A my nie jesteśmy żadną potęgą i nie za bardzo chcemy rozstawać się z tym miejscem... Nie póki mamy sprawy jeszcze niezamknięte...
(Drizzt) – Jak mówiłem, konflikt z inną społecznością istnieje i nawet mógłbym wam jakoś pomóc... Nasza trójka mogłaby wam pomóc. W czym leży problem? Nie ma takiej rzeczy, której mój blaster nie przebije, a ręce mam nadal sprawne. Błędem by było gdyby nasze spotkanie skończyło się wyłącznie w taki sposób. Masz sporą gromadkę sojuszników, lecz sądzę, że dodatkowe trzy osoby różnicy nie zrobią, a do Strefy szybko nie wrócimy... Za wiele się stało, a podejrzenia wezmą na naszą ekipę. Gdy załatwicie swoje sprawy, to pomyślcie o SZW, zgoda? Nie poczujecie się jak w domu, ale na pewno uzupełnicie zapasy i choć na chwilę odpoczniecie. O bezpieczeństwo zadbają inni.
(Joanna) – Miasto nie zostało odbite?
(Drizzt) – Po części. Gwardziści zdołali zburzyć jeden wieżowiec, który stworzył spory obóz sięgający połowy stolicy. Nie jest to tak samo piękne miejsce, jak dawniej, ale... Ma ten swój upadły urok. A mówi wam to gość, który trochę czasu tam spędził.
(Joanna) – Twoja broń i twój strój też stamtąd pochodzi?
(Drizzt) – Owszem. Jest tam wielu ludzi z różnych dziedzin. Dla swoich obywateli potrafią wytworzyć różne cuda. Dzięki temu mam ten strój, który niemal zakrywa najważniejsze części ciała twardym metalem nierdzewnym, a broń rozrywa głowy szybciej niż te martwe ścierwa się w ciała wgryzają. Innymi słowy, Strefa trzyma jednych z silniejszych nowych generacji ludzi. Rekrutacja trwa tak długo, jak żyją doświadczeni ludzie – spojrzał na zjadanych wrogów – A patrząc na ciebie... Hmm...
(Mathias) – Mathias.
(Drizzt) – Patrząc na ciebie, Mathias, widzę, że chyba nie trafiłem na byle kogo. I te rany... Chcę się upewnić, to nie od...
(Mathias) – przerwał – Nie, to nie zombie. Przydarzyło mi się coś innego.
(Drizzt) – Prawdziwy facet nie lubi prawić o swoich bliznach, więc nie nalegam.
(Mathias) – Słuchaj, nie jestem kimś wyjątkowym. Nie jestem nawet żołnierzem. Jestem zwykłym kolesiem, który pragnie bronić swoich, również swojej rodziny. Sam nie jestem zbytnio zainteresowany przenoszeniem się, ale potrzeba nam uzupełnić ekwipunek. Jeśli zdołałbyś nas wprowadzić tymczasowo, a potem pozwolić odejść, możemy zawrzeć pakt. Tylko wtedy nie ma drogi powrotnej. Jeśli potem byście nas próbowali zaatakować, nie odpowiadam za ewidentny rozlew krwi, który miałby wtedy miejsce.
(Drizzt) – do Joanny – On tak zawsze?
(Joanna) – Odkąd pamiętam. Razem przeżyliśmy Gdańsk, więc jestem świadoma tego do czego Mathias jest zdolny.
(Mathias) – Sporo uciekałem przez ostatnie miesiące. Również sporo widziałem, wielu musiałem przez to zabić, tak jak osoby, które mogłem uratować, a nie zdołałem.
(Drizzt) – Miałem wuja w Gdańsku. Był tam podczas inwazji. To było niemal na samym początku, gdy ludzie nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. Po śmierci rodziców, on mnie nauczył jak mam postępować.
(Joanna) – Byłeś w Gdańsku? Nie pamiętam bym Cię gdzieś spotkała.
(Drizzt) – Rozumiem, że wy pojawiliście się tam niedługo przed upadkiem. Tośmy się minęli o kilka dobrych tygodni. Chciałem pomagać innym, a Gdańsk więził mnie w środku. Postanowiłem odejść, ale miałem potem wrócić do wuja, gdy znajdę ludzi, z którymi go zabiorę i osiądziemy gdzieś, gdzie stworzymy nowy dom. Po całej ruinie północy powróciłem tam, znalazłem jego dom oraz jego ciało. Wszędzie płomienie, mnóstwo zwłok... A na dodatek chodzące trupy. Kilka dni później napotkałem sami wiecie kogo, a potem krótka droga do Strefy, gdzie poznałem Jukasa oraz Croft.
(Mathias) – A twoja rola niedawna?
(Drizzt) – Zaimponowałem staruszkowi. Wziął mnie do swojej obstawy, no tak wyszło. Niedługo potem zajechaliśmy do Was.
(Mathias) – Pogadamy o twojej propozycji na miejscu. Inni muszą to usłyszeć.
(Drizzt) – Jeśli nie zlinczują mnie przedtem.
(Joanna) – W naszej obecności nikt nikogo nie zlinczuje. Jak dojedziemy na miejsce, omówimy szczegóły.
(Drizzt) – Martwi mnie jak powiem Im o... No wiecie, nie wtajemniczyłem ich nawet.
(Mathias) – Z czasem zrozumieją. Niestety nie od razu, ale będziemy w pobliżu.
(Drizzt) – odetchnął – Dzięki...
30 minut później, Dywizjon
(Jukas) – No w końcu. Samolot dawno odleciał, a was jak nie było tak nie było.
(Croft) – Coś się stało, prawda? Widzę po tobie Drizzt, że coś się stało – zajrzała do auta – Gdzie reszta? – spojrzała na Joannę – Gdzie premierczyk... - złapała za kurtkę – Gadajcie łajzy...
(Joanna) – Daj mi złapać oddech...
(Drizzt) – Nie udało mi się go ocalić.
(Jukas) – Co było takiego trudnego? Może nie powinieneś wtedy się do nas podłączać. To pokazało, że nie potrafisz wykonać prostych poleceń. Tamtych januszy nie jest mi żal, ale Jego mogłeś postarać się doprowadzić do stanu żywotności... To co powiemy jak wrócimy? Że jeden z kluczowych garniaków w tym kraju został wyeliminowany, a powiedz, Drizzt... Może sam pozbyłeś się niewygodnego problemu. Twoja pukawka ponoć nigdy nie pudłuje i...
(Drizzt) – przybliżył się – Sugerujesz mi coś, Jukas, hę?
(Jukas) – Bynajmniej, tylko przedstawiam twoje niebywałe zalety.
(Joanna) – pchnęła Croft – Nie ponosimy odpowiedzialności za waszą porażkę, Drizzt też nie jest winny... Pojawił się facet, który go sprzątnął... A my nie mogliśmy nic zrobić.
(Mathias) – Przynajmniej mamy ładunek...
(Jukas) – Hah, jebie mnie ten ładunek. Jesteśmy spaleni w Strefie. Dowiedzą się, wyrzucą nas... A to był nasz prawdziwy dom. Gdzie mamy się teraz podziać, co? Co ze sobą zrobić...
(Croft) – A gdzie ciało...? Nie zabraliście ze sobą, hmm?
(Mathias) – Ta wiadomość również was nie ucieszy.
(Jukas) – Nie rozumiem tu czegoś. Jedziecie po zrzut, ktoś usuwa garniaka, a wy ot tak sobie odjeżdżacie? Przecież to wskazuje na to, żeście go tam zostawili...
(Drizzt) – Ciała tam nie było... A tak nam zeszło, bo pomogli mi się wydostać z zasadzki, zakuty łbie... A do tego jeszcze zombie się przypałętały... Musieli zmienić trasę, a potem... Już go nie było...
(Croft) – Czyli o ile nic go nie zeżarło, to samoistnie się reanimował i spaceruje w poszukiwaniu pożywienia... Mniejsza strata dla ludzkości, lecz wielka dla naszego bezpieczeństwa...
(Jukas) – Przycisz się, Croft... Mówiliście, że ktoś go sprzątnął. Kto to był?
(Mathias) – zniknął – Dojdźmy do kompromisu... - pojawił się z Jukasem – Jestem zmęczony i zły, a przez przypadek mógłbym coś komuś zrobić, a tego chcemy wszyscy uniknąć, prawda? – pchnął go na ziemię
(Jukas) – Jak to zrobiłeś, ssssss... Stałeś prze przeee... Przecież tam... - pokazał
(Mathias) – Przestaniesz się interesować tylko swoim zadem, zgoda? A wtedy się dogadamy jak dżentelmeni.
(Croft) – krząknęła znacząco
(Drizzt) – Przeziębiłaś się, Croft, co? – śmiech
(Croft) – Skoro taka pewność w ruchach, to... Musisz go dobrze znać – spojrzała na Mathiasa – Nawet bardzo dobrze, przypuszczam.
(Mathias) – Nie jestem niczego bardziej pewny niż tej znajomości.
(Joanna) – Pojawił się znikąd, zabił jednego z naszych, a potem wykorzystując podstęp, uprowadził naszą koleżankę.
(Mathias) – Życia Doriana to już nie zwróci, ale Iza jest w tej chwili najważniejsza... Gdyby coś nadeszło... Ona powinna zająć moje miejsce.
(Joanna) – Proszę, nie zaczynaj znowu...
(Drizzt) – O czym rozmawiacie?
(Mathias) – To temat na późniejszy okres...
(Jukas) – Racja. To planujecie na gościu odwet za to co wam zrobił. To takie w moim stylu... A sami gadacie, że mam wszystkich gdzieś, a tutaj... Nie dbacie o innych, tylko ryzykujecie dla jednej osoby, która zaszła wam za skórę.
(Croft) – Nie odpuszczamy nikomu, kto krzywdzi naszych znajomych. Jeśli te same chłopisko, które odstrzeliło Tuska, wyrządziło wam podobną krzywdę, to my... Jesteśmy zobowiązani wam pomóc.
(Drizzt) – Miała na myśli sojusz. Jakiekolwiek masz inne powody, nie będziemy wnikać.
(Joanna) – Powinniśmy zadecydować o Wyprawie z innymi.
(Mathias) – A jeśli wszyscy zechcą pomóc? Potrzebujemy dyskretnego wejścia, a nie mordobicia już na samym starcie... Igor nie jest tego wart, by jeszcze innych miał tracić.
(Jukas) – Macie stratega jakiegoś? Taki gość od planowania. Powinniśmy się pierw jego spytać.
(Joanna) – Póki co jest nieosiągalny... Spotkajmy się w pokoju spotkań. To ten blok po prawej stronie na skraju. Pierwsze mieszkanie po prawo.
(Drizzt) – Gdzie wyładować zrzut?
(Mathias) – Z prawej strony jest garaż, tam możesz.
(Joanna) – Dojdziemy do was za parę minut. Zwołamy pozostałych.
(Croft) – Jak sobie życzycie – ukłon
(Drizzt) – Croft, nie liż im teraz butów, tylko pomóż ze skrzynią...
(Mathias) – Chodźmy nim ci tutaj się rozmyślą.
(Jukas) – My jakby co i tak nie mamy gdzie iść, więc... Szybko się nie rozmyślimy, na ten czas.
5 minut później, Pokój Spotkań
Słowo się rzekło, także cała społeczność Dywizjonu oraz Sojusznicy znaleźli się w Pokoju Spotkań, by porozmawiać o wydarzeniu, które będzie mieć miejsce niedługo, a przede wszystkim ustalić konkretną strategię. Wyjątkowo to Mathias nie próbował być w centrum spojrzeń, więc wystawił trójkę swoich najlepszych. Joannę po lewej, Ulę po prawej, a również brano pod uwagę Osę siedzącego na szczycie po środku. Po głównej lewej stronie „Przyjaciółki Klaudii", a po prawej Stalkerzy. Nowoprzybyli chaotycznie trzymali się reszty Dywizjonu, lecz jako jedyni, prócz Mathiasa, byli oni na nogach. Większość z obecnych była w dobrych nastrojach, wiedząc, że zwiad wrócił bez szwanku, zwłaszcza z ładunkiem zapasów. Nie wszyscy jednak wiedzieli, w jakim celu konkretnie odbyło się spotkanie, lecz zaraz mieli się dowiedzieć całej prawdy.
Najpoważniejszy był w tej sytuacji Mariusz, trzymając swoją nową podopieczną za rękę, domyślając się, że sprawa może mieć związek z Rozjemcami. Wiktoria natomiast co chwile spuszczała głowę w dół i błądziła gdzieś myślami, co chwile poprawiając swój naszyjnik. W tłumie tylko Mathias mógł dostrzec ten szczegół, dając od razu znak dziewczynom, by mogły rozpocząć zebranie.
(Joanna) – Wszyscy są?
(Rafał) – A spodziewasz się jeszcze kogoś? Rozpoczynajcie to co tam mieliście.
(Ula) – Tak więc...
(Mariusz) – Chodzi o Igora? No co tak patrzycie na mnie? Trafiłem w punkt?
(Mathias) – Dowiedzieliśmy się, że organizuje coś w rodzaju przyjęcia. Możliwe, że chce pokazać swoją wielkość. Nie wiemy kto może być tam gościem jeszcze, więc dlatego postanowiliśmy zabrać tylko sześć osób, uwzględniając mnie. Wiemy gdzie się znajduje, więc tym razem nie damy mu okazji do ucieczki. W końcu przestanie się nam śmiać w twarz, gdy jego plan runie.
(Marcin) – Już wyznaczyłeś naszą pentę?
(Mathias) – Uwzględnię to później. Teraz musimy się zastanowić co by było gdybyśmy rozstali nakryci...
(Seven) – Doszłoby do strzelaniny.
(Osa) – Więc bez broni ani rusz, tylko jak zobaczą ewentualne randomy gnaty, to skapną się, że coś jest nie tak. Duży jest ten Rezerwat, Skansen czy jak się to zwało?
(Rafał) – Wielkością przypomina zwykłą wioskę.
(Dagmara) – Jeśli on jest świadomy, domyśli się, że jesteście blisko... A z drugiej jak obcy ludzie was zobaczą uzbrojonych, mogą donieść dalej.
(Joanna) – Więc trzeba zrobić tak by mając broń, wejść bez broni.
(Mathias) – Masz na myśli coś w rodzaju szmuglu?
(Joanna) – Gdybyśmy mieli kogoś, kto przerzuciłby nam ekwipunek do środka. Jakaś słabsza strona, gdzie przerzut nie byłby tak zauważalny.
(Mathias) – Północne wejście jest w miarę dobrym miejscem. Gdy byłem tam kiedyś, widziałem, że mur jest znacznie obniżony i było tam chyba siano. Tam można urządzić skrytkę.
(Katarina) – A kto miałby się tego podjąć?
(Joanna) – Ktoś dodatkowy, nie biorący udziału w operacji. Chodzi tylko o dostarczenie wyposażenia.
(Jukas) – To bardziej odnosi się do kierowcy, a zakładam, wielu z was nie prowadzi.
(Croft) – Drizzt może to zrobić.
(Drizzt) – Wystarczy, że powiecie, gdzie mam podjechać.
(Joanna) – Będziesz jechał za nami, a na miejscu powiemy ci, gdzie masz podrzucić broń.
(Seven) – Wiecie jedynie, gdzie jest miejsce oraz jak duże, ale czy wiecie na pewno co gdzie jest?
(Patrycja) – Tu jest racja. Jak zna na wylot, wymknie się najdrobniejszą szczeliną pod waszym nosem. Trzeba zrobić rozpoznanie. Dowiedzieć się, gdzie Igor może przebywać dokładnie, to po pierwsze. Po drugie dowiedzieć się czy miejsce, do którego chcecie wejść po niego nie jest strzeżone oraz wolne od gapiów. Trzecie to wykorzystanie swoich talentów na tyle, by jak ognia strzec się walki. Presja sprawi, że mimo widoczności, może się On wymknąć w tłumie razem z Izą. Poza tym trzeba mieć na oku niektóre pojazdy, jeśli są w pobliżu. Każdy desperat w końcu wynajdzie swój środek ucieczkowy.
(Ula) – Nie mamy za bardzo zwiadowcy, który mógłby nam wstępnie zrobić rozpoznanie.
(Veskin) – wszedł niezapowiedziany – Czy ktoś tu wspomniał o zwiadowcy?
(Osa) – To zrobiłeś sobie wejście, a tak nawiasem mówiąc... Jak się tu dostałeś?
(Rafał) – Przecież nie dało się wejść normalnie, tylko... Stary, naprawdę?
(Veskin) – Nie ma muru, którego Veskin nie pokona. Chyba, że jest to większy mur.
(Mathias) – Dużo słyszałeś?
(Veskin) – Na tyle usłyszałem, by wiedzieć, że szykujecie wbitkę na imprezę. Potrzebujecie się do kogoś dostać i nawet wiem do kogo. No to w ciemno się piszę na to.
(Joanna) – Nie jest ci żal zostawiać swoich?
(Veskin) – Zostawiam ich tylko tymczasowo. Po tym wszystkim, wrócę do nich. Włącznie z Rafałem i Patrycją... Stalkerzy chcieli wam pomóc jedynie z naszym wspólnym problemem. Ten człowiek jest epicentrum kłopotów. Gdy on odpuści, nie będziemy już zobowiązani.
(Marcin) – Dobrze usłyszałem, że mnie nie bierzesz pod uwagę?
(Veskin) – Wbrew temu co się mówi, wybrałeś sam swoją drogę. Lecz zawsze progi nasze będę otwarte, a jeśli zechcesz wrócić, to zawsze możesz.
(Mariusz) – Nie chciałbym przerywać, ale na czym ten zwiad miałby polegać?
(Joanna) – Znaleźliśmy mapę Sierpca i mamy ogólnie kilka sektorów do sprawdzenia. Veskin, możesz zabrać kilku ludzi by przekazywać informacje naszym wewnątrz.
(Veskin) – Ostatnio nie miałem okazji wam pomóc i widzicie co się stanęło. Tym razem na mojej warcie nikt inny nie zginie.
(Mathias) – Zabrałbyś się z Drizztem? Musimy oszczędzać na widoczności.
(Veskin) – Który to?
(Drizzt) – Tutaj jestem.
(Veskin) – Tylko nie oszczędzaj opon, synu. Lubię wiatr we włosach.
(Patryk) – A co jak plan pójdzie w łeb?
(Marcin) – Wtedy nie wchodzi w grę porzucać zadania. Jeśli Igor ucieknie nam teraz, już go więcej nie zobaczymy.
(Morgana) – Możecie liczyć na nas. Gdyby potrzeba była dywersja.
(Osa) – Dywersja? Mamy przycisnąć gościa, a nie wyciągać jak najwięcej naszych prostu mu pod nogi. Widzieliście jaki był potulny wtedy? Rozkurwiłby nas wtedy gdyby sam chciał. Nie możemy się podłożyć.
(Mathias) – Ile osób pomieści jeep?
(Drizzt) – Pięć na pewno, ale nie liczyłem naczepy... Może dziesięć nawet.
(Mathias) – Dziewczyny bierzesz na pokład również.
(Veskin) – Co za elokwencja.
(Jukas) – Podtrzymałbym waszego narwanego kolegi zdanie, że po ch... Po jakiego zawszonego grzyba brać tyle osób. Skoro wam zależy na wyniku jak najlepszym, bierzcie wszystkich.
(Osa) – Ten kowboj w pedalskim kapelusiku mądrze prawi. Jak iść na wojnę, to po całości.
(Ula) – Osa, zamknij się choć na chwilę, bo zniszczysz całe przedsięwzięcie... Sza...
(Mathias) – Gdy uda się nam odzyskać Izę, musimy się wydostać stamtąd jak najszybciej.
(Drizzt) – Jakoś spróbowałbym, ale co z innymi? Wszystkich wtedy nie zabiorę...
(Marta) – Zorganizuję wam ucieczkę.
(Joanna) – Jak niby?
(Marta) – Ci nowi się przydali na coś.
(Strateg) – Naprawiliśmy parę aut, które były w okolicy. Gdyby przyszło nam stąd uciekać, każdy powinien zdążyć się ewakuować.
(Adam) – Dzięki Klaudii oraz... Dzięki wam nadal żyjemy. Chcemy się w ten sposób przydać. Są ciężkie czasy, więc trzeba sobie pomagać.
(Mathias) – Marta, zdołasz nas wyprowadzić w miarę szybko?
(Marta) – Tak szybko na ile będę potrafiła, słowo Dywizjonerki.
(Mariusz) – zamyślony – Dywizjoner to brzmi dumnie, och kurwa tak...
(Osa) – Dywizjonerze, nie zasypiaj nam tylko tutaj. A macie ustalone, kto się zabierze z wami do środka? Czemu mam w głowie myśl, że Joanno, myszko, dostałaś się w przedbiegach.
(Joanna) – Może tak, a może nie. Tutaj nie decyduje przypadek.
(Ula) – Mathias, już zdecydowałeś?
(Mathias) – Mariusz?
(Mariusz) – No dobra, sorry, już nie będę...
(Osa) – Zostałeś wybrany właśnie – założył ręce
(Mariusz) – Serio? A nie boisz się, że nawalę?
(Mathias) – Jesteśmy tylko ludźmi, nawet Ty, mimo wszystkiego.
(Wiktoria) – pod nosem – Proszę, nie mnie... Proszę, byle kogo bierz, ale nie mnie...
(Mathias) – Wiki, zabierzesz się ze mną.
(Wiktoria) – Jak sobie życzysz.
(Mathias) – Joanna, ale nie ze względu na jej zaangażowanie. Nie każdy spał ze mną by mnie do moich decyzji przekonał, Osa.
(Osa) – A czy ja coś mówię? Spakajna, amiga daragaja...
(Joanna) – Zajebiu ciebju w jajcu chujcu...
(Osa) – Nauczyłaś się rosyjskiego?
(Joanna) – Hmm...
(Mathias) – Marbur, piszesz się?
(Marcin) – Tak na poważnie? Jest tylu innych.
(Mathias) – A ty jesteś jednym z nich.
(Beata) – Kim będzie piąta osoba?
(Angelika) – To takie pasjonujące. No mówże...
(Mariusz) – Cicho, daj mu zebrać myśli.
(Mathias) – Jaka będzie dobra synergia...
(Joanna) – Pamiętaj o moralach i naszych możliwościach. Nie bierz nikogo niepewnego.
(Beata) – Bym ja się zgłosiła, ale... Jestem raczej potrzebna tutaj.
(Mathias) – Raczej tutaj się przydasz. Jesteś po Uli jedynym medykiem, który się zna na swojej robocie jako tako. Nie możemy was stracić.
(Ula) – Pomożemy na miejscu, zrozumiałam przesłanie. Ewentualnie sporo roboty, jak wrócicie z durszlakami.
(Osa) – To nie są typowe Jonasze, nie wpuściliśmy przynajmniej chyba takowych pod nasze Dywizyjne skrzydła.
(Veskin) – To tylko oni, żyjący w monotonii.
(Rafał) – Monotonią jest pozwolić Igorowi działać. Nigdy więcej, zbyt wiele żyć poszło na marne, a nasze wspólne opinie zeszły na dalszy plan i zostały zszargane.
(Mathias) – Seven, masz swoje pięć minut.
(Seven) – Podoba mi się twoje myślenie. Dziękuję za danie szansy.
(Mathias) – Więc najważniejsze sprawy mamy ustalone... Jeśli chodzi o czas, ruszymy jutro, gdy słońce zacznie wychodzić zza horyzontu. Wsiądziemy do pierwszego lepszego auta i pojedziemy. Za nami Drizzt...
(Marta) – Ja pojadę kilka minut za wami, by odsunąć podejrzenia.
(Joanna) – Bez komunikacji leżymy. Veskin, Drizzt, Marta, Morgana... Potrzeba kilku urządzeń dla nich oraz dla naszej szóstki.
(Ignacy) – Przez noc coś się wyrobi. Nasi nowi przyjaciele poznosili trochę materiałów. Nie oczekujcie jakiś tam wysokich technologii, ale działać powinno na pewno. Nie nachodźcie mnie, nie stresujcie, a do rana będziecie mieli wszystko gotowe.
(Mathias) – Wszystko wiecie? Z tej drogi już nie będzie odwrotu. Jesteście ze mną?
(Joanna) – Oczywiście.
(Wiktoria) – Do samego końca.
(Marcin) – Nie zawiedziemy.
(Seven) – Ta jest.
(Mariusz) – A widzisz tutaj kogoś innego? Retoryczne pytanie. Kto nie za Mathiasem, ten chuj...
(Mathias) – Więc... - westchnął – Jeśli to wszystko, to spotykamy się rano... Przed wejściem.
(Drizzt) – Będzie jak mówisz, wyprowadzę te trzy auta za wczasu.
(Joanna) – Tak. Myślę, że to będzie stosowne.
(Osa) – Oj tak, to będzie sądny dzień. Obyśmy tylko nie musieli was oglądać w trumnach.
(Joanna) – Drewniaku, obyś ty nie zawisł na jakimś drzewie o chlebie i wodzie. A wiesz do czego mogę być zdolna.
(Osa) – Przecież ja... - cofnął się - Tylko żartowałem... - poślizgnął się o skórkę banana - Kto to kurwa zrobił...?! Który skurwiel lub skurwielka... Zajebię na śmierć... - złapał oddech – Ja pierdolę...
(Joanna) – Nie uwierzysz, ale ja też żartowałam – ziewnęła – No dobra, czas uciąć komara.
(Mathias) – Widzimy się jutro, a teraz... Możecie wszyscy wyjść? Muszę pomyśleć chwilę.
(Ula) – Mathias...?
(Mathias) – Hmm?
(Ula) – Tylko nie za długo.
(Mathias) – Ta... Postaram się... - zaparł się rękami o stół
5 minut później
(Mathias) – oparty o ramę okna – Hmm...
(Ula) – Mówiłam byś się położył.
(Mathias) – Nie jest ci za zimno w nogi?
(Ula) – Nie miałam daleko, poza tym jestem zimnolubna.
(Mathias) – Osa nie dał spać?
(Ula) – Po prawdzie to pokłóciliśmy się, no i... Trochę mu odbiło. Rozeszło się, że wybrałam Ciebie, to znaczy Twoje zdanie.
(Mathias) – Czyli... Nie przeszło mu jeszcze. Ciężko znosi ostatnio krytykę...
(Ula) – dosiadła się – Nie chcę ogólnie spać tam obok niego... Powinien przespać noc sam, może jutro się otrzeźwi ze swoich nad poglądów.
(Mathias) – Mogę przynieść ci koc, jest tam gdzieś, Joanna na pewno coś zachowała... - wstał
(Ula) – Naprawdę nie musisz.
(Mathias) – Mhmm... - znalazł narzutę Bartka – Chyba znalazłem to, co będę musiał jutro założyć.
(Ula) – Wygląda jak... Średniowieczny narzucany kaptur, taki bez dolnej części.
(Mathias) – Nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje.
(Ula) – Już jutro będziesz mógł razem z Izą spalić tego śmiecia.
(Mathias) – Sam bym szczerze wolał po nią iść i ją tu sprowadzić, ale gdyby się nie powiodło... Nie wybaczyłbym sobie tego. Chcę to zrobić z wami, ale strasznie przez to ryzykujecie. Idąc w tamtym kierunku podobnie, to odpowiedzialność spadnie ponownie na mnie.
(Ula) – Każdy wie na co się pisze oraz jaka jest stawka. Godząc się iść za tobą ich życie nie jest przypisane tobie, lecz im samym. To niepisany kontrakt, na który się zgodzili. Wiem czemu mnie nie wybrałeś. Chciałeś bym była na miejscu, gdy coś się zacznie dziać. Z reguły tak ostrożna nie jestem, ale rozumiem twoją troskę. Nie było łatwo wybrać, bo wszyscy pójść nie mogli.
(Mathias) – Wiadomo, że nie pójdzie wszystko jak niektórzy myślą, że uprowadzimy Izę po cichu i wrócimy bez konsekwencji. Skoro tak starał się... - usiadł - mieć swoją kartę przetargową, to tak łatwo z niej nie zrezygnuje.
(Ula) – Czyli trzeba zakładać, że będzie przetrzymywana gdzieś poza naszym wzrokiem, bardziej również pilnowana niż normalnie.
(Mathias) – Dlatego sprawdzimy wszystko po kilka razy dla potwierdzenia naszych teorii. To bardzo zróżnicowany teren... Z jednej strony normalna nizinna wioska, a pomiędzy normą, gęste fragmenty lasów oraz niewielkie jeziora i stare podniszczone chaty... Wydaje się z mapy, że teren jest taki sobie, ale w rzeczywistości można się wielce rozczarować.
(Ula) – Jeśli się postaracie, bo w końcu byle kogo nie bierzesz, to Igor się wielce rozczaruje – gładząc Mathiasa po głowie – Hmm?
(Mathias) – Co robisz?
(Ula) – Pragnę tylko odpocząć...
(Mathias) – Ula... - zobaczył jej spojrzenie
(Ula) – Mathias... - usiadła na nim okrakiem – Ja sama nie wiem, co robię...
(Mathias) – Chyba znów mi się coś wydaje, jak wtedy...
(Ula) – Tym razem – musnęła jego ust – To już nie iluzja...
Wczesnym rankiem
(Mathias) – ocknął się – Wszystko mi zdrętwiało... - próbował wstać – Moment...
(Ula) – Bez obaw.
(Mathias) – Ubrałaś mnie?
(Ula) – Tak trochę, ale jak chodzi o... To nic nie było. To musi dziwnie brzmieć, bo przez ten nadmiar emocji... Hmm... Zasnęliśmy równie szybko. Sprawdzałam sama siebie po przebudzeniu i... Wszystko na swoim miejscu.
(Mathias) – Lepiej nie wspominać o tym Izie...
(Ula) – Nic nie było przecież, ale – zaśmiała się – Takie numery to zwykle się dzieją przy procentach, a ja tak na trzeźwo...
(Mathias) – Może to przez te zimno.
(Ula) – Może przez zimno. Wsłuchaj się... - cisza – Już wyprowadzają auta. Czas się niedługo zbierać.
(Mathias) – Ściska mi jak cholera żołądek, ale wiem, że póki nie sprowadzę Izy, to nie jestem w stanie nic przełknąć.
(Ula) – To może chociaż... Wody?
(Mathias) – Czemu nie, zejdę zaraz na dół, to... Przynieś tam.
(Ula) – Tak zrobię – wyszła
(Mathias) – No proszę... - wyjrzał przez okno – To już ten dzień... - otworzył drzwi – Którym mobilem pojedziemy My? - krzyknął
(Jajko) – A wybierz sobie, mistrzu...
(Mathias) – Złoty jest całkiem dobry.
(Jajko) – Dobry wybór, nie? Ktoś musiał trochę na niego dać. W środku było trochę rzeczy osobistych, ale zrobiliśmy porządek.
(Mathias) – Skąd mieliście tyle benzyny, by na tyle starczyło?
(Strateg) – Veskin, ten nażelowany, przywiózł ze sobą nieco benzyny.
(Veskin) – Stary dobry Veskin nigdy nie zapomina o swoich sojusznikach. Zwłaszcza jak sporo w tą pamięć ładuje bezzwrotnej inwestycji.
(Mathias) – Dostaniesz swój procent.
(Veskin) – Darujcie sobie to. Nie chcę od was żadnej zapomogi. Po prostu róbmy swoje, to co do nas należy.
(Drizzt) – Ranny ptak z ciebie, Mathias. Sprzęt pozwoliłem sobie już załadować na jeepa. Strasznie od tego plecy bolą.
(Mariusz) – Dlatego jesteś od prowadzenia, ziomuś... Maaaaathias, jak sen. Wyglądasz jakbyś dziś nie spał. Wiesz co jest dziś. Tak wszystko ustaliłeś... Trzeba jakoś to poprawić, to znaczy twoją zaspaną mordę...
(Ula) – przyniosła wodę – Mam nadzieję, że jestem w samą porę.
(Mariusz) – Doskonały orient – wziął butelkę do ręki – No to, na zdrowie – wylał na Mathiasa
(Ula) – Co ty zrobiłeś...
(Mariusz) – Zastosowałem bezpieczny manewr. Dzięki ogółem, że miałaś wodę pod ręką.
(Seven) – Ula, tylko spokojnie. Ty ogólnie też jesteś taka pobudzona inaczej. Denerwujesz się równie jak ja... Cholerna wojna, nieprzewidywalna... Jak tego nie wpiszą do kart historii, to ja już nie wiem...
(Wiktoria) – Prawie wszyscy są, tylko ja się lekko spóźniłam.
(Mathias) – Brakuje dwóch osób, nie byłaś ostatnia.
(Joanna) – Dzięki, że zaczekaliście. Marcin się lekko zapowietrzył i zaraz dołączy. Rozmawia z Werą.
(Veskin) – Jesteście pewni, że niczego nie zmieniacie?
(Mathias) – Zostaje jak jest.
(Veskin) – Zrozumiałem.
(Ula) – Dajcie z siebie wszystko i jeśli można, postarajcie sięga dużo krwi nie przelać. Pamiętajcie, że wokół sporo nieproszonych gości, a udajecie się tam by wyzwolić miejsce przy okazji, a nie dać szwendom nowe lokum, nie?
(Mariusz) – Nadal pamiętam. Nie pozwalasz swoją obecnością zapomnieć naszego prawdziwego przeznaczenia. Gdzie ten Marbur się podziewa w pizdę kaczki... - zawołał – Mister Skała...! Pogruchasz z panną po powrocie, god fuckin damnit...!
(Marcin) – Coś taki niecierpliwy. Zdobyłem nasze źródła łączności, ot co.
(Joanna) – Tyle na ile się umawialiśmy?
(Marcin) – Morgana...! – rzucił
(Aneta) – Na pewno sprawne? Nic się nie zepsuje?
(Marcin) – Właśnie z Werą sprawdzaliśmy.
(Seven) – O nas nie zapomniałeś mam nadzieję.
(Marcin) – pokazał krótkofalówkę – Pozwolicie, że Ja będę ją przechowywał.
(Veskin) – A dla mnie?
(Marcin) – Proszę – rzucił – Tylko nie zgub, bo więcej kopii zapasowych nie mamy. Ostatnią zostawiłem Marcie do pilnowania dla łączności z Dywizjonem.
(Mathias) – Pomyślałeś o wszystkim.
(Marcin) – Tylko gdyby Osa się pytał, to... Nikt o żadnym radiu nic nie mówił.
(Ula) – Zadbam o to, bądź pewny.
(Adam) – Możecie się już zbierać, otworzymy wam bramę.
(Strateg) – Będziemy teraz lepiej przygotowani.
(Joanna) – Sądzisz, że tamci znów czegoś spróbują. Byliście tam dłużej i lepiej ich znaliście.
(Jajko) – Sami z siebie raczej się tu nie zjawią, ale na pewno ktoś tam ma kontakt z Igorem. Jeśli spróbuje ponownie zaatakować od tyłu, odpowiemy tym samym. Sprowadziliście nas tutaj, a my tego landu raczej łatwo nie oddamy.
(Mathias) – Sami zdecydowaliście się to zrobić, nie zmuszaliśmy was.
(Strateg) – Podziękuj Klaudii, gdy będziesz o niej myślał. To była dobra osoba, która z pewnością teraz ochoczo by broniła tej bazy razem z nami.
(Joanna) – Broni nadal. Każdy zmarły bliski daje nam dodatkowy powód do walki o lepsze jutro.
(Jajko) – Pobiegnę otworzyć – pobiegł
(Patrycja) – Zgodnie z umową. Wy jedziecie przodem, za wami jedziemy my.
(Joanna) – Tak jak było ustalone.
(Marcin) – Możemy jechać?
(Mathias) – Tak, najwyższy czas – usiadł na tylnym siedzeniu
(Drizzt) – W odstępie kilku minut za wami będziemy, więc nie martwcie się jak znikniemy wam z oczu.
(Joanna) – Trafcie jedynie, będziemy w kontakcie.
(Drizzt) – W najlepszym – wsiadł do jeepa
2 godziny później, okolice Skansenu w Sierpcu
Sześcioosobowa drużyna dotarła swoim autem na parking koło skansenu. Niedaleko widzieli już zakręcającego Drizzta ze wsparciem oraz ekwipunkiem, który miał dostarczyć do środka od drugiej strony. Mathias narzucił na swoją głowę dopinany skórzany brązowy kaptur, który według ostatnich słów Bartka miał być jego znakiem rozpoznawczy. Z powodu wiadomych reszta musiała założyć swoje kaptury, gdyż Igor oraz część jego sojuszników widziała większość ludzi z Dywizjonu. Na parkingu prócz ich auta, stało również wiele innych obcych samochodów. Wyglądało na to, że wszyscy poplecznicy podążający ścieżką Nowego Biegu mieli ustawiony teren jako główna baza wypadowa.
Przy wejściu stało dwóch uzbrojonych ludzi z bejsbolami owiniętymi stalowymi drutami. A skąd można było poznać, że mają coś wspólnego z poszukiwanym, było łatwo. Na kamizelkach mieli wyryte NB, co tłumaczyć dogłębnie już nie potrzeba. Za to z tylnych kieszeni spodni wystawały im drobne uzi. Średnio zareagowali na pojawienie się nowych twarzy, których wcale nie kojarzyli. Znali chociaż nawet drobnych agentów, którzy byli wtyczkami w innych grupach, więc Mathias spróbował zastosować sprytny fortel, na tyle logiczny, by wszedł do gniazda szerszeni bez problemu.
(Wartownik1) – Kto idzie?
(Mathias) – Przekaż, że... Bartek z Dywizjonu przybył.
(Wartownik1) – Dywizjon powiadasz... Hmm... Sporo kosztowało ciebie opuszczenie gniazdka.
(Wartownik2) – Faktycznie... Nie mieliśmy przypadkiem info, że może się zjawić gość ubrany w brązowy kaptur, do tego Bartek, z Dywizjonu. Wszystko jakby się zgadza.
(Wartownik1) – Igor mówił tylko o jednej osobie. Kogo przyprowadziłeś...?
(Mariusz) – My...
(Joanna) – Jesteśmy jego obstawą. Pracujemy razem.
(Wartownik2) – Ostra zawodniczka. Igor nie pogardzi nowymi mordami w ekipie. Możecie wchodzić, tylko... Nie niepokoicie gości.
(Mathias) – Gości?
(Wartownik1) – Dziś nastąpi początek drugiej fazy Nowego Biegu. Rzeczy, która przybliży nas do szybszego skończenia epidemii. To warte jest świętowania.
(Wartownik2) – Teren jest do waszej dyspozycji, tylko... Nie zapuszczajcie się tam, gdzie są straże. To daje wam do zrozumienia, że granice gdzieś leżą.
(Wartownik1) – Witamy bardzo serdecznie – otworzył drzwi – Śmiało, może załapiecie się na bal maskowy... Hehe...
(Mathias) – Dzięki.
(Wartownik2) – Czy nawet na ciche wyrwanie jakiejś zimnej dupy, z którą byś zawędrował pod pierzynę, no bo... Sztywny trochę jesteś.
(Mariusz) – Jak ja mu... - próbował wyjść na przód
(Seven) – Nie...
(Wartownik2) – Bez burd, to porządne miejsce. Jak wasz kumpel naprodukuje gówna, to nie zdziwcie się jak ktoś z was poniesie za to karę...
(Mathias) – Upilnujemy go.
(Wartownik1) – Myślimy, że tak będzie. Miłej zabawy – przepuścili grupę
(Wartownik2) – Miłej zabawy.
(Joanna) – wchodząc do środka – Heh... - pokazując do tyłu fucka
(Mathias) - ...?
(Joanna) – Coś się stało?
(Mathias) – Wszystko w jak najlepszym porządku.
(Joanna) – No to dotarliśmy.
(Marcin) – Już myślałem, że nas rozpoznają.
(Joanna) – Po ich tekstach raczej nie sądzę, że są z czołówki, którą widzieliśmy wcześniej.
(Mariusz) – Co teraz robimy? Tylu ludzi wokół. Jak znajdziemy nasze docelowe miejsce?
(Mathias) – Dowiedzmy się czegoś od ludzi.
(Seven) – Słyszałeś, że mamy nie rozmawiać z tymi pajacami.
(Mariusz) – Mamy im nie robić problemu, a jak grzecznie odpowiedzą na parę pytań to ich od tego nic nie zaboli. Powielając powtarzane pytanie. Od czego zaczniemy?
(Joanna) – Patrząc na lewo... To raczej wątpię w powodzenie. Straż równa się Granica, tyle zapamiętałam.
(Mathias) – Tutaj pewnie w większości mieszkają, pewnie dlatego.
(Marcin) – Może spytajmy tych ludzi stojących przy tej wielgaśnej tablicy?
(Joanna) – Obyśmy tylko nie przypłacili naszej ciekawości. Chodźmy to sprawdzić.
(Marcin) - Przepraszam – do nieznajomych – Chcieliśmy o coś zapytać.
(Aleksander) – Tak otwarcie? Z buta? Prosto z wejścia?
(Joanna) – W czym problem?
(Mariusz) – My nie szukamy problemów, tylko je rozwiązujemy.
(Viola) – Tak ja my wszyscy, Za Nowy Bieg!
(Seven) – Za Nowy Bieg! – rozemocjonowana
(Aleksander) – Whatever... Miałem na myśli, że dopiero się zjawiliście, a już pragniecie pytań na swoje odpowiedzi. Co za bezpiecznostrefowy nawyk. Rozczaruję was. Nie ma bezpieczny stref, od całkiem dłuższego czasu.
(Mathias) – Czyli nie powiesz nam czegoś, o co jeszcze nie spytaliśmy?
(Marcin) – Nie zaszkodzimy waszej reputacji. Wszyscy jesteśmy tutaj rodziną.
(Aleksander) – W istocie. Odpowiem, o ile to nie będzie obciążające.
(Joanna) – Dla Igora?
(Aleksander) – Pfu... Obciążające dla Nas. Igor to Igor, a My to My. Jaśniutkie wyjaśniątko?
(Mathias) – Próbujemy się dowiedzieć, gdzie jest Igor. Mamy do niego sprawę.
(Viola) – A powiedz kto Nie Ma do niego sprawy.
(Aleksander) – Nie widzieliśmy go od wczoraj. Wrócił dumny jak nigdy, a z drugiej strony... Wolałem go takiego nie widzieć. Przyprowadził piątkę ludzi, którzy w drodze powrotnej chcieli go zabić, a on postanowił zrobić swój popisowy numer.
(Joanna) – Śmierć jednego za wolność pozostałych.
(Aleksander) – Otóż to... A wracając do pytania, to nie wiem jak wam pomóc. Jak macie pilną sprawę, to może na balu go złapiecie. W pierwszym budynku od wejścia po lewej ma się to odbyć. Znacznikiem są maski, więc w kapturach was nie wpuszczą.
(Joanna) – Nie mamy masek... Nie wiedzieliśmy, że będzie tak trudno.
(Viola) – Najwyżej poczekacie, co wam szkodzi. Igor mało co wychodzi, więc może pójdzie od razu do siebie, o ile planuje się pojawić.
(Mathias) – Zależy mi na spotkaniu dziś.
(Aleksander) – A my zależy na świętym spokoju. Mam tylko jedną maskę... Nie mógłbym wam jej oddać, chyba że... Coś byście dla mnie zrobili.
(Mariusz) – Żadnych zobowiązań, to nasza dewiza.
(Aleksander) – To jak mamy się dogadać? Powiedz mi.
(Mathias) – Dobra, o co chodzi?
(Aleksander) – No to słuchaj. Mogę załatwić ci bezpośrednie spotkanie, ale ... Mam warunek.
(Marcin) – Akurat to, że nie pójdziemy wszyscy to wiadome. Nie zapuścimy tutaj korzeni.
(Aleksander) – Pójdziesz na bal razem z Violą. To jedyny warunek, pod którym otrzymasz maskę i nie wydam, że coś knujecie. Nie naciskajcie więc. Bądźmy przyjaciółmi, poniekąd.
(Viola) – Strasznie się cieszę, że pójdę z kimś na ten bal. To wyjątkowe wydarzenie. Wszystko zostanie ogłoszone. Upadek Rządu, a przy tym wszystkich sprzyjających mu wielkich organizacji.
(Mathias) – westchnął – Zgoda, pójdę z tobą.
(Aleksander) – Bal zacznie się za dwie godziny. Macie czas na zwiedzanie, nim się zacznie wszystko.
(Mariusz) – To średnio wykonalne. Niedługo po balu opuszczamy rezerwat.
(Viola) – A czemu się spieszyć? Jest sporo ciekawych ludzi, również sporo ciekawych miejsc. A ja chętnie bym was oprowadziła po najciemniejszych zakamarkach.
(Joanna) – Dziękujemy za wszelkie chęci włożone w to, lecz... Spieszy nam się. Tylko Igor jest wart naszej uwagi.
(Aleksander) – Za taki język wiele bym wam nie dał. Bądźcie w okolicy muzeum, a Viola niedługo wam doniesie maskę. Oczywiście jest do zwrotu, bo więcej nie mam.
(Mathias) – Może pójdziemy za radą i pozwiedzamy.
(Aleksander) – Tak więc, do miłego... - odchodząc
(Mathias) – Wam również.
(Aleksander) – Tak będzie, Mathiasie – pod nosem
Kilka minut później, koło kościoła
(Mariusz) – Dziwnie na nas patrzyli... A co jeśli byli wtedy w...
(Joanna) – Wtedy pewnie wznieśliby alarm. Ile mieli do bramy, hmm? Myślę, że jest ok.
(Seven) – Czekać tak dwie godziny? Nie lepiej poszukać kolesia na własną rękę? Nie zadaliście najważniejszego pytania... „Gdzie on przesiaduje najczęściej".
(Mathias) – Nie sądzisz, że takie pytanie by nas zdradziło? Mamy się z nim spotkać, a nie przesiadywać w ukryciu przy jego klitce. Ujawni się... Kiedyś musi...
(Joanna) – Mówili coś o egzekucji?
(Marcin) – Tak, a co?
(Joanna) – Może tam go zobaczymy.
(Mathias) – Nie wiemy kiedy ona będzie.
(Seven) – Wystarczy popatrzeć na ludzi. Przy takim czymś się tłumy zbierają.
(Lika) – Hiej... - zza drzewa
(Mariusz) – Nie minęła godzina...
(Joanna) – To nie ona... - do Mariusza – Czegoś potrzeba?
(Lika) – Słyszałam, żje pytacje różnych ljudzi o różne rzjeczy.
(Mariusz) – Może zabrzmi niegrzecznie, ale co to kogo obchodzi?
(Joanna) – Sorry wielkie za niego... My tylko zjawiliśmy się niedawno i oddychamy świeżym powietrzem. Niedługo ten bal i chcemy czerpać tlenu póki się da.
(Lika) – Macje rację. To biędzje coś wyjątkowiewo.
(Joanna) – Liczymy po prostu na dobrą zabawę. Sam Igor nas zaprosił.
(Lika) – Doprawdy? Cieszję się w takim razje – uśmiech – Skoro sam Igor dał wam aprobatję, to tylko winszować. Będziecie na egzekucji?
(Mathias) – Jedynie wiemy, że kilku ludzi ma być sądzonych.
(Lika) – Kilku mało ważnych ljudzi. Za to macje jedyną szansję dostać się w jego pobliżje nim pójdzie na bal. A tam... Mało kto się dostaje...
(Mariusz) – Będziemy na mordobiciu, w końcu już raz my... - krząknął – Byliśmy świadkami tylu obić łbów, że co widzimy jak komuś rozpierdalają ryja, to my chętnie popatrzymy.
(Lika) – Prawdziwy brutal z ciebie.
(Mariusz) – Wiesz, ja bardzo kocham Ruskije dziejewczyny...
(Lika) – Słysząc po głosie, mam tutaj gdzjeś pobratymca – spojrzała na Mathiasa
(Mathias) – Miło poznać kogoś mnie podobnego.
(Lika) – Za półtorej godziny się zacznie. Tuż przy ognisku.
(Joanna) – Dołączymy do ciebie za niedługo.
(Lika) – Zająć wam miejsca?
(Joanna) – Najbliżej spektaklu, dzięki.
(Lika) – Wjęc widzimy sję za niedługo. Do zobaczenija – pomachała
(Mariusz) – Najbliżej powiadasz, lekko ryzykowane.
(Mathias) – Nie będziemy się wychylać, tylko obserwować.
(Marcin) – Najwyżej będziemy w różnych miejscach, hmm?
(Seven) – Nie, bez takich numerów. Jeszcze brakowałoby tego... By nas wyhaczył po kolei, a potem zabił jedno po drugim.
(Mariusz) – Pada deszcz, to jedno... Ale jak wyhaczy Znak? I powie byś podszedł mu pomóc z wyborem?
(Mathias) – Tak nie będzie. On wszystko robi sam. Skoro wtedy zdecydował jak zdecydował, otoczony ludźmi... To teraz zrobi identycznie. Trzymajcie się mnie. Chcę was mieć blisko.
(Seven) – A potem co zrobisz?
(Mathias) – Potem będę miał nadzieję, że dostanę się na ten bal bez przeszkód. Niczego być pewni nie możemy, to jest to co wiem.
(Joanna) – Nie uśmiecha mi się, że musisz iść z kimś obcym do środka bez nas... A co jeśli to podstęp?
(Mathias) – Wykryję go na tyle szybko, by móc zareagować. Poza tym nie mamy broni przy sobie. Musimy przed balem je odzyskać, bo potem czasu nie będzie.
(Joanna) – Nie dostaliśmy jeszcze żadnych informacji od Veskina...
(Marcin) – Odezwie się. Na pewno.
(Mathias) – Hmm...
(Marcin) – poczuł wibracje – Wykrakałeś w dobrą godzinę. Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce.
(Joanna) – Poszukajmy go razem.
(Mathias) – Póki nie znajdziemy, ni pary o czymkolwiek. Każde zbędne słowo może nas zdemaskować – prowadził
Po chwili szukania, drużyna znalazła pustą chatę, gdzie mogliby odebrać wiadomość od Veskina, bądź Morgany. A w międzyczasie na zewnątrz toczyło się normalne życie. Jedno tylko Mathias z Mariuszem nie przewidzieli. Tajemniczy Aleksander, który miał im pomóc z przyjęciem maskowym nie widział ów dwójki pierwszy raz. Pierwszy raz widzieli się przy wejściu do Safe Zone, gdy jeszcze istniało. Wtedy grupa, z którą Mathias przybył, tamtego dnia niewielką, minął właśnie Aleksandra. Przez traumatyczne czasy z przeszłości, mniejsze nieistotne rzeczy zostały wypaczone, a istniała jeszcze druga strona, która wcale nie zapomniała. Pytanie tylko mogło być jedno, pewnie spytacie, co zamierzał zrobić z tą wiedzą sam Aleksander i do czego była zdolna jego partnerka Viola, a czy też Lika należy do jego szajki, to pozostawało bez odpowiedzi. Cokolwiek miało się wydarzyć, Iza była głównym powodem przyjścia do tego miejsca, a nie zanosiło się na to, że Mathias miał wracać bez niej. Po jego oczach, ciągle niezmienionych, było widać, że ma jasno określony cel i zamierza go dotrzyma. Dzięki współpracy wewnątrz i wywiadu z zewnątrz, miał otrzymać znacznie lepsze rezultaty, których nie mógł uzyskać w obozie Rozjemców, gdy wymordował wielu ludzi, w tym zupełnie niewinnych, którzy tylko próbowali ochronić swoje miejsce pobytu, które zapewnił im swoją ręką Igor. Dzięki swojej mowie i gestykulacji sprawił, że wiele większych zgrupowań i organizacji do niego dołączyło. Może chodziło mu o zapasy, może o większe zasoby ludzi, a może po prostu planował w wygodnym dla siebie momencie wszystkich oszukać i zagarnąć większość dóbr dla siebie, a niewygodnych świadków wyeliminować, podstępnie ukarać, bądź publicznie upokorzyć. Możliwe nawet wszystkie trzy opcje na raz. Igor mógł pochwalić się swoimi osiągnięciami, a jedynie metody się różniły. Dywizjon chciał wszystko załatwiać polubownie, a przemoc i zastraszanie były ostatecznością. Rozjemcy woleli pierw osiągać poważną perswazję, a potem śmiali się niektórzy w twarz ludziom, którzy preferowali inne poglądy oraz spoglądanie w przyszłość okrętu, który zwał się Polską. Wizje świata każdy ma inne, lecz tylko wspólnymi siłami można kraj postawić na nogi. Starsze pokolenie może nigdy za życia nie zaznać znaczenia słowa Wolność, a kraj będą musiały odbudować ich dzieci, które mogą sprostać wyzwaniu lub spłonąć żywcem wraz z płonącym patriotycznym legionem. Wielu ludzi poległo przez ostatnie miesiące, szczególnie Północ była wielce obfita w krew. Przywódca Rozjemców natomiast mógł zaistnieć w wybijaniu populacji pod Poznaniem, w okolicznych wsiach, gdzie nie patrząc na status człowieka, mordował wraz ze swoją grupą każdego, kto próbował uciec. Część przystała oczywiście do niego, lecz ci, którzy usłuchali jego prośby o poddanie się. Większość farmerskich rodzin uciekających w popłochu niestety została wybita razem z przydrożnymi stadami. Krucjata Rozjemców mogła trwać dalej, lecz do tego potrzeba wielu oddziałów ludzi, którymi Igor niestety nie dysponował. Pół roku od tamtego zdarzenia minęło, a koncepcja lekko uległa zmianie. Przyjęto pomysł pozostania na Mazowszu i rozwijaniu swojej działalności na jego granicach. Osobiście miał również ochotę położyć łapę na drugiej części Warszawy, która została oddzielona przez zawalony wieżowiec. Powodem dlaczego jeszcze nic w tym kroku nie zrobił jest Strefa, która notorycznie wysyła różnych ludzi na zwiady i werbunki. Nie mógł sobie pozwolić na odsłonięcie się. Postanowił działać jak działa do czasu, gdy Rząd zorientuje się jaką personą jest on i jak wiele może zrobić. Stolica była istotna, więc nie można było pozwolić sobie na walki wewnątrz niej. Zabicie byłego premiera miała uświadomić przeciwnikom Rozjemców, że wystarczy współpraca, a nikomu nie stanie się krzywda, bo jej sami nie chcą wywoływać. Dywizjon jako jedni z niewielu, nie chcieli angażować się w konflikt. Niestety, po wydarzeniach w Sierpcu, będą musieli w końcu wybrać. A dla każdego nawet brak decyzji może być decyzją. Dobrą czy złą, ciężko zinterpretować. Dywizjon nigdy nie chciał się pchać między wódkę, a zakąskę. Stawiał na praworządność, lojalność, równość i braterstwo. Mathias zaczynał rozumieć, że to już nie jest zwykła grupa, której sam nadał taką nazwę, którą stworzył jakiś czas temu. Teraz jego społeczność oraz on sam są częścią niemałego konfliktu. Każdy myślał o działaniach grupy inaczej, każdy z obecnej szóstki, lecz łączyło ich jedno. Przyjaźń bezsprzeczna oraz wytrwałość. Sam skład nie został wydany bez powodu. Zostali wybrany najbardziej godni ludzie do tego rodzaju zadania. Nie obchodziło ich zwycięstwo, władza czy chęć górowania nad innymi. Liczył się dla nich obecny moment, nie to co było, ani też nie to, co być miało. Wszystko ma swoje granice, a one miały się drastycznie zatrzeć. Tak przynajmniej myślano.
(Marcin) – Veskin? – do radia – Słyszymy cię, nie mogliśmy wcześniej, bo... Wiele oczu na nas patrzy.
(głos Veskina) – No cóż, nie wymagałem byście odebrali w oczekiwaniu na śmierć. Chciałem jedynie dać wam znać to, czego się dowiedziałem. Niewiele, ale po kilkunastu minutach cudów nie wynajdę. Przy okazji, Drizzt podrzucił wasze pukawki w umówionym miejscu. Wpadły do siana za murem, przy jakiejś stodole.
(Mathias) – To kawałek drogi stąd, koło tego wiatraka, o ile się nie mylę...
(Mariusz) – A jakie są wieści? Bo my tutaj w oczekiwaniu, ale na przyjęcie, na które nas nie zaproszono, a tak w międzyczasie wpadniemy na pokaz artystyczny. Główna atrakcja, sztuczki cyrkowe z kijem.
(głos Veskina) – Tak więc... Po wstępnym obejrzeniu terenu, o którym rozmawialiśmy w czasie drogi... Hmm... Wykryliśmy pięć punktów, które się nie kleją, ale może wy coś z nich wymocicie.
(Joanna) – Mów dokładniej.
(głos Veskina) – Po pierwsze, widziałem ogrodzony teren. Tamten, który łączy się z lasem, a przeciwnie prowadzi do starej posiadłości. Obstawione, że chuj... - splunął – Że chuj nawet się spocisz, nie przejdziesz. Byłem na tyle blisko, że widziałem na własne oczy jak skatowali kogoś tam, bo chciał coś zajebać... Mogło być coś osobistego, ale...
(Mathias) – Konkrety, nie mamy zbyt wiele czasu.
(głos Veskina) – Ku zdziwniu, to sprawa kolejna. Nie katował ten, o którym się tu mówi. To głównie obstawa. Inni praktycznie nie reagowali. Muszą czegoś tam pilnować, każdy ma tam wytyczne.
(Marcin) – Może tam być Igor lub Iza.
(Joanna) – Rozważałabym nawet obie opcje.
(głos Veskina) – Kontynuując, przejście tam z bronią równa się kontrolą, więc jak chcecie się tam dostać, to ktoś by musiał wam przemycić ją do środka... Lub zrobicie po swojemu. Ja tutaj nie pomogę.
(Mathias) – Może tamta trójka nam jeszcze pomoże. Dziewczyna, hmm... Viola, może uda mi się z nią dogadać. Jest kobietą i.,..
(Mariusz) – Stary trik z uwodzeniem nie przejdzie. Ci tutaj są za mądrzy.
(głos Veskina) – Jak chodzi o bal maskowy, bo tylko o tym się mówi głównie, to Igor jest gościem honorowym. Po nie wiem czym ma się tam zjawić na specjalne zaproszenie, poprzemawiać trochę, pogadać z motłochem, a potem... Ale mnie potem nie zabijcie... Potem ma udać się swój spacer, podobno zawsze to robi po czymś wyniosłym.
(Joanna) – Wiemy już nawet po czym przyjdzie na bal.
(Mathias) – Zbliżę się do niego jak tylko się da.
(głos Morgany) – Halo... Słyszy mnie ktoś?
(Joanna) – Coś się stało?
(głos Morgany) – Tak, przerwało wam też Veskina?
(Marcin) – Orientujesz się, co się dzieje?
(głos Morgany) – Jacyś ludzie podpatrzyli ich oraz jego kumpli... O kurwa... Wywiązała się walka, nie zdążymy tam dobiec...
(Mathias) – Nie idźcie tam...
(głos Morgany) – Bilans jest taki, że trzech od nich padło, a naszych zabrali... Co mamy robić?
(Mathias) – Spróbujcie przejąć ich rewir, ale proszę nie dajcie się złapać. Nie próbujcie też śledzić tamtych. To zbyt ryzykowne.
(głos Veskina) – Mathias...
(Marcin) - ...
(głos Veskina) – Zdążyliśmy ich ogłuszyć, ale... Jeszcze nas gonią... Uważajcie tam, mogą was szukać... Co prawda nie odkryli tożsamości, ale... Cokolwiek tam się zdarzy, nie wchodźcie w relacje z tymi typami... Muszę schować radio, bo mnie spowalnia... Do zobaczenia potem... - rozłączył się
(głos Morgany) – Słyszałam co powiedział. Kontynuujemy rozpoznanie, będziemy w kontakcie.
(Mathias) – Uważajcie, bez odbioru...
(Marcin) – schował radio – Przynajmniej uciekli jakoś.
(Joanna) – Problem w tym, że Veskin był dokładniejszym wywiadowcą. Mógł wejść dalej i więcej powiedzieć. Dziewczyny muszą być ostrożne. Nie wiedzą w co się pchają, jeśli zaryzykują bardziej niż powinny... - oparta o ścianę – Idziemy się powoli zbierać na pokaz dnia? Potem zapewne miejsc nie będzie. Musimy dokładnie wiedzieć, gdzie On się uda, a wtedy wejdziesz do środka sam, Mathias. Nie będziemy mogli wejść za Toba, ani chronić twojego tyłka z góry. Od momentu wejścia będziesz musiał radzić sobie sam. My w miarę możliwości powęszymy po okolicy.
(Mariusz) – Jestem za. Chodzenie razem wyjątkowo może źle się dla nas skończyć, a osobno możemy więcej. Po wszystkim spotkamy się kościele na wzgórzu, jak ostatnio, zgoda?
(Marcin) – Umowa stoi. Chodźmy powoli, a Ty... Hmm... Mathias?
(Mathias) – Idźcie powoli... Dogonię was za niedługo, obiecuję.
(Joanna) – Pamiętaj, nie daj się wyhaczyć.
(Mathias) – Do momentu ujawnienia się dalej mam tożsamość Bartka. Poradzę sobie. Idźcie już
(Seven) – Nie zmoknij tylko za bardzo, bo potem mógłbyś niechcący się zdradzić – z uśmiechem
(Mathias) – Zapamiętam – podniósł głowę – Dzięki Seven, dzięki raz jeszcze.
(Joanna) – Dogonisz nas w odpowiednim czasie, do za niedługo, Mathias – powoli przed siebie
(Mathias) – Dogonisz nas w odpowiednim czasie... - do siebie – Skąd ja to znam, heh... - wyszedł na zewnątrz – Hmm... - świat zaczął wirować – Co do... - kropla deszczu wpadła do lewego oka
Wtedy Mathias zaczął widzieć świat podwójnie. Przy drugim razie miejsce wokół zmieniło lekko barwy, a on sam mógł spostrzec samego siebie, z czasów gdy był młodszy sporo i zwiedzał razem z rodziną skansen. Cała ta wizja przedstawiała jego jako małego niesfornego brzdąca brodzącego gdzieś w deszczowej rosie. Wtedy wszystkie rzeczy wokół stały się reliktem przeszłości, które kiedyś zaistniały, a znów w pewnym monecie wróciły ponownie. Każde spojrzenie na inny budynek czy zwykły obrót sprawiało, że wszystkie rzeczy zmieniały się tak nagle, a ludzie przechodzili obok małego Mathiasa ganiającego za skaczącymi gdzieś dalej królikami. Za nim dumni rodzice wraz ze chrzestnym, który był jednocześnie wujem pół polaka i pół Rosjanina, Mathiasa Piota Nosarenskiego.
W chwili gdy do jego młodego ja podbiegł wuj i szedł w kierunku prawdziwego Mathiasa, teren wokół niego samego zaczynał wracać do rzeczywistości, a sam chłopak szybko złapał się za głowę i przez kilka sekund czuł momentalne dyszenie, jak przy większym wysiłku, mimo jego braku w ostatnim czasie. Postanowił przejść się spokojnym krokiem samotnie po obiekcie skansenu, a potem od razu miał w planie dołączyć do drużyny, idącej na wystąpienie przy lokalnym polu kempingowym koło ogniska. Miejsce było najbardziej wysunięte na północ i można było szybciej się wydostać przez tylne wyjście, także bronione przez wartowników, lecz mniej uczęszczane ze względu na rozkaz Igora. Głównie jego najwierniejszy ludzie po słowie mieli prawo przechadzać się tamtędy, a wszelka niesubordynacja była karana. Co prawda nie tak brutalnie jak ma w swoim mniemaniu, lecz i tak sama kara była dotkliwa i każdy domniemany winy czuł jej piętno do samego końca. Odcinanie kończyn, palców czy przypalanie lub zniekształcenia wszelakie, to był chleb powszedni drobnych niesnasek w jego własnych szeregach. Jedyną słabością jego była Daria, której nigdy poważniej nie ukarał, a wiele rzeczy robiła źle. Jednakże kara była kara, choć w jej przypadku najmilszą. Wystarczyło umilać dowódcy Rozjemców czas, a on zapominał o starych problemach. A w przypadku różnych odmów świadomych bądź nie, to zawsze cierpiał przez to ktoś inny. Igor zawsze uznawał, że brakuje w obecnym świecie karmy, która pokieruje ludźmi i pokaże im jak powinni żyć oraz jak postrzegać innych ludzi. Sam w sobie był pewnego rodzaju przewodnikiem przez życie, między kłamliwym życiem, a najprawdziwszą śmiercią. Granica jedynie była głupota ludzi oraz popisywanie się, których ów cech nienawidził, a takich domniemanych sojuszników skreślał na samym początku, głównie za sam brak szacunku lub krzywdzenie jego ludzi bez jego wyraźnego zezwolenia.
1 godzinę później, Ognisko w Skansenie
Po dłuższym oczekiwaniu w końcu coś miało zacząć się dziać. Dzięki uprzejmości wcześniejszej, sześciu przyjaciół zajęło miejsca na trybunach w miarę blisko do ogniska, przed którym miał odbyć się cały ten rozgardiasz. Na gościa specjalnego nie trzeba było zbyt długo czekać. Pojawił się, niestety tak jak zakładano, nie był sam. Prócz kilku ludzi odpowiedzialnych za spokój, jednym prostym gestem ręki pozwolił sobie sprowadzić bliżej ludzi. Mieli nałożone worki na głowach oraz związane ręce. Doliczono się siódemki ludzi przyprowadzonych plus stojącego przy nich Igora z Gwendolynn na plecach. Jeden ze strażników przekazał na ucho mu, że „Bartek z Dywizjonu przybył", a nawet był skłonny powiedzieć, że siedzi gdzieś na trybunach i obserwuje całe wydarzenie. W tym momencie pojawił się na twarzy niestrudzonego przywódcy uśmiech. Nawet padający deszcz nie mógł mu zepsuć humoru, zwłaszcza, że później planuje świętować swoje pre zwycięstwo, którego akt dokonany miał się ujawnić w niedalekiej przyszłości. Poprawił swoje spodnie, podrapał się po brodzie, a chwilę później krocząc w pełni opanowanym krokiem, spoglądał na osoby, które już siedziały oparte na kolanach na chłodnej ziemi. Podszedł do każdego, przy czym zdjął worki z ich twarzy i rzucił prosto w rozgrzane do czerwoności ognisko. Widok palącej się skóry tkwił już w oczach tych nieszczęśliwców, którzy wiedzieli, a przynajmniej przypuszczali, że cali z tego nie wyjdą. A gdyby chodziło o zwykłą przyjacielską rozmowę, nie robiłoby się takiego afiszu. Tak jak zawsze, Igor chciał ukazać swoją potęgę i pewność siebie, których właśnie cech tych mało kto mógł mu zarzucić, że są one oznakami słabości, skrywanymi za tarczą niezadowolenia i wydumanymi niespełnionymi ambicjami. Albowiem wystarczy jedno zdarzenie, dla kogoś błahe i przewidywalne, lecz dla drugiego może wywołać inny przebieg. Wtedy wszystko się zmienia, a powrót do normalności jest niemal niemożliwy. Póki ktoś nie potrafi skłonić ciebie do swoich racji, a ty go nie pokonasz, racja będzie nadal po jego stronie. A jeśli twoje argumenty są na tyle silne, wygrana zawsze będzie po twojej stronie, a przeciwnik będzie musiał ugiąć karku przy tym co prawdziwe i bolesne, a fałszywe i bezuczuciowe.
(Igor) – Cieszę się, że zebrała się tak liczna grupa ludzi. Na tyle liczna, że zobaczy jak kolejne osoby stoczyły się na samo dno. Na ile nisko można upaść, by nie doceniać tego, co się posiada, hmm? Części z was ofiarowałem schronienie, niektórych mogłem zabić na miejscu, a tego nie zrobiłem... Kończywszy na tym, że widziałem co kilku z was próbowało robić i wasze działania mi się nie podobają. Nie chodzi tu tylko o pojedyncze przypadki, wy wszyscy jesteście sobie winni... - przechadzał się wzdłuż – Siódemka, co... Hah... Dla was zapewne nie będzie to szczęśliwa liczba, nie dla każdego z was. Mógłbym skończyć to już teraz po kolei. Strasznie wyglądacie, a jeden... Chyba się już zesrał... - podszedł do środkowej osoby – Odwagi, mój chłopcze. Może uśmiechnie się do ciebie szczęście – podszedł do ogniska – Może uśmiechnie się do większości z was, ale możecie być pewni jednego... Jednego z was zabraknie dziś na kolacji... Gdzie moje maniery są, no cholera, przecież tak się rozgadałem, a nie dałem nikomu dojść do słowa. Hej, odwróćcie się do publiczności... Słyszeliście, co mówiłem... Odwrócić się! – krzyknął – Jak chcecie to potraficie. Poznajcie oto tych skurczybyków. Spójrzcie na ich twarze, albowiem na jedną osobę już nie będziecie mogli spojrzeć, gdyż stanie się na wieki częścią tej ziemi... Możecie mówić, proszę. Mówić mi tu...! – krzyknął podnosząc Gwendolynn
(Mathias) – stuknął Marcina
(Marcin) – szeptem – Jasna cholera...
(Joanna) – palec na ustach – Cii...
(Igor) – wskazał na pierwsze trzy osoby – Jak się nazywacie?
(Veskin) – Veskin...
(Rafał) – Rafał...
(Patrycja) – Patrycja...
(Igor) – Bardzo ładnie, poczekajcie na swoją kolej... A wy? – wskazał na ostatnie trzy osoby  

Apokalipsa Zombie w Polsce - TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz