R23 - Cisza staje się krzykiem

201 8 2
                                    

Mathias pchnął drzwi do przodu, a pierwsze co dostrzegł to okropny zapach zgnilizny i zamrożonej padliny. Zasłonił usta, a wchodząc głębiej do pokoju, momentalnie dłoń są opuścił na dół. Wiatr z uchylonego okna powiewał w jego ciemnokasztanowe włosy, które niemal sięgały mu do ramion. Spostrzegł na łóżku przymarznięte dwa ciała, do których tożsamości nie miał on sam wątpliwości. Iza z Osą stali z tyłu. Ciała zostały tak jak były zostawione wcześniej. Ojciec leżał na brzuchu z twarzą do ziemi ze zaschniętą krwią wokół niego. Natomiast matka leżała na boku z pochyloną głową do ściany. Widok stworzycielki jako zombie wielce zabolał Mathiasa, który westchnął, oparł się o kant łóżka i skulił głowę, przy tym zamykając oczy. Od razu wtedy jego wewnętrzne ja wzięło górę, oko z niewinnej błękitnej barwy zmieniło się w czerwony krwisty ogień.
(Mathias) - Po tym wszystkim, to na mnie spada Ten obowiązek...
(Iza) - Przez ten czas... Są dobrze uchowani, to pewnie przez zimno.
(Osa) - Może jednak Ci pomóc...?
(Mathias) - Otwórz okno... Trzeba tu wywietrzyć...
(Osa) - podszedł do okna - Na pewno?
(Mathias) - Na pewno...
(Iza) - spojrzała na Mathiasa - Wiem jak musi być Ci ciężko, ale jesteś silny, wiem to.
(Mathias) - Iza, to brednie, w środku jestem wielkim strzępkiem nerwów. Spójrz mi w oczy - rozszerzył źrenice - Spójrz i powiedz mi to ponownie. Nie spodziewałem się zrobić to tak prędko... Nastawiałem się, że przez lata...
(Osa) - otworzył okno na szeroko - Fuck... Odmrożę sobie palce... - dmuchał w ręce
(Mathias) - Hmm?
(Osa) - Pierdolone zimno...
(Mathiasa) - Osa, schyl się... - zauważył trupa
(Osa) - Co? - wiatr zagłuszał
(Mathias) - przeniósł do przodu - Uważaj... - odepchnął Osę - wyciągnął nóż - Rekompensata...
(Iza) - zorientowała się - Mathias...?
(Mathias) - złapał zombie za ubranie - dźgnął w głowę pozwalając upaść - I to na tyle...
(Osa) - wstał - Jak on się tam znalazł...?!
(Mathias) - dyszał - To nie byle jaki on... - spojrzał na balkon - To młodszy z Tunyanów... I już nikogo nie ugryzie...
(Iza) - Brat tego, którego musiałeś na początku... Zabić?
(Osa) - Po prawdzie zrobiłem To ja, ale faktycznie tak było. Kawał gnojka z fiu bździu w głowie, który tak kochał braciszka, że zamknął go w kiblu. Ciekawy jestem, jaki debil go uwolnił...
(Mathias) - Żaden... - wychylił się - Szkło dzielące balkony jest stłuczone, a zawiasy z biegiem czasu musiały paść. Musiał wyczuć kogoś w pobliżu, skoro dostał się aż tutaj. W końcu się spotkają.
(Iza) - Teren nadal może być pułapką... Może poczekać z pochówkiem, do czasu...
(Osa) - zatrzymał Izę - Nie... Oboje to wiemy...
(Mathias) - Pierw zrobimy To. Potem zajmiemy się resztą...
(Iza) - Dobrze, niech będzie.
(Mathias) - Osa, zostaniesz tutaj przy ojcu...? Potrzeba kogoś na straży.
(Osa) - Rozumiem potrzebujesz przyzwoitki, więc ją dostaniesz. Umowa stoi. Idźcie, a ja... No nie wiem, posprzątam tutaj i ugotuję obiadek.
(Mathias) - mruknął
(Osa) - Wybacz. Zachowam powagę. W końcu nie stoję przed byle kim. Gdyby nie Oni, ciebie by nie było.
(Mathias) - Gdyby nie ich miłość do mnie, nie dotrwałbym do teraz - wziął na ręce matkę - Iza, idź pierwsza.
(Iza) - Dobrze - wyszli
(Osa) - usiadł na łóżku - No to... - spojrzał na ciało ojca - Ma Pan dobrego syna, wie Pan to, prawda? Wiem, że gadam sam ze sobą, ale lepszej okazji nie będzie, bym mógł to powiedzieć twarzą w twarz... Dobra, źle to ująłem... Na pewno nie było Wam łatwo. Zwłaszcza jego Matce... Ale choć dzieje się tak, jak powinno. Wasz Syn żyje nadal... I gdyby nie on... Nie byłoby mnie tutaj, nie byłoby nikogo z Nas tutaj... - odwrócił się w stronę wiatru
Chwilę potem, na zewnątrz
(Iza) - Jak tam?
(Mathias) - Jak mówiło się, że dzieci powinny chować rodziców, to raczej Bóg nie to miał na myśli...
(Iza) - Myślałem, że nie wierzysz za bardzo w...
(Mathias) - przerwał - Bo nie wierzę, ale staram się tłumaczyć słowa, które kiedyś słyszałem.
(Dorian) - podbiegł - To ona...?
(Mathias) - milczał
(Joanna) - Biedna kobieta, musiała wiele wycierpieć nim... Stała się Tym...
(Marcin) - Drobne niedobitki napotkaliśmy, ale już po nich. A jak wasza sytuacja od strony podwórza?
(Iza) - Nie widzieliśmy nikogo więcej.
(Mathias) - Chodźmy, pomożecie mi.
(Norbert) - W końcu...
(Mathias) - Będziecie w pobliżu. Gdyby coś nadchodziło, zdejmiecie.
(Marcin) - A już myślałem, że zmieniłeś zdanie...
(Ula) - Może wszystko poszło zgodnie z planem, tylko... Szalona babcia nawiała...
(Mathias) - Byliście w przewadze liczebnej. Co mogło pójść źle...?
(Mariusz) - Nie widziałeś jej... Zaczęła znów pieprzyć o czymś, zagadała Nas... Myśmy się dali złapać, a tu odwracamy się i... Obiekt Babcia Spierdolił.
(Mathias) - Chodźcie za mną, to niedaleko. Tuż za blokiem.
(Joanna) - To jest to sławetne miejsce łączące się w mur. Tak jak mówił Osa - rozglądała się
(Mathias) - Przy odrobinie szczęścia będzie nie tylko legendą z przeszłości .
Zaszli obecni na tyły bloku, gdzie mieściło się rondo. Tam znaleźli zaginioną wcześniej staruszkę. Zaprowadziła ich o lasce pod balkon Mathiasa. Wszyscy zgromadzili się w okolicy, patrząc jak syn kładzie swą matkę na trawie, dewastuje płot i wyznacza miejsce kopania dołu. Iza ciągle miała odruch naturalny, aby podejść i pomóc, ale Ula wyciągnęła rękę w poprzek, dając do zrozumienia, że Mathias jest w pełni świadomy co robi i pragnie odprawić rodzinę własnymi rekami. Dorian jedynie co mógł zrobić, to znaleźć na śmietniku zardzewiałą na wpół złamaną łopatę. Podał ją przyjacielowi, a ten zaczął wykopywać ziemię.
Osa w międzyczasie zebrał ciała, które znajdowały się w mieszkaniu. Nikogo nie informując wyrzucał po jednym za balkon, prawie na kopiącego dół Mathiasa. W każdym pomieszczeniu pootwierał okna, a wszelkie zapachy na wykończeniu wykorzystał do maksimum, aby zatrzeć ponory zapach zwłok. Usiadł na parapecie, aż zakrzypiał, i obserwował jak kolega kończy kopać. Dół był rozszerzony o jedno miejsce w bok, by ciała nie leżały na sobie, lecz obok siebie. Po pochowaniu matki, Mathias wrócił po ciało ojca, a tym razem już z Osą kroczyli ku przyjaciołom.
Mathias z odwagą w oczach, ale też z odrobiną smutku i żalu. Zapanował nad swym gniewem, by nawet na ostatnim pożegnaniu nic nie sprawiło, że nie byłby w pełni sobą. Wskoczył do dołu i ściągnął ciało za sobą. Położył natychmiastowo męża obok żony, ręcznie łącząc ich dłonie w sploty. Osa pomógł Mathiasowi wyjść z dołu, a potem podał mu zardzewiały szpadel. Wtedy chłopak dostał bólu głowy, na tyle silny, aby grupa dostrzegła, że możliwe iż znów się zaczyna źle z nim dziać.
Wtedy Iza podeszła bliżej i złapała go za rękę i splotła swe palce z jego. Mathias zaczął dyszeć, po czym uklęknął i zakaszlał.
Wstał od razu i nie zważając na stan, zaczął zakopywać grób, a przy każdej zrzuconej ziemi pojawiał się w jego głowie obraz z przeszłości związany z rodzicami, a wtedy gdzie tego potrzebował, głównie to były przyjemne wspomnienia, a tylko jedno złe. Ono pochodziło z dnia, gdy syn lekko przestał się interesować uczuciami rodziny i dbał tylko o siebie, przez to jego mama zachorowała i przez pewien czas musiano się nią zajmować, do czego pierw zobowiązał się tata, a potem po przemyśleniach także i sam Mathias.
Po zakopaniu mogiły, chłopak cofnął się do tyłu, przyłożył prawą dłoń zgiętą do klatki piersiowej i wykonał półukłon, patrząc bezpośrednio na świeżą ziemię. Symbolicznie wziął w garść trochę gruntu i sypnął wprost na zakopany dół. Przez minutę nikt nie odzywał się, co dało Mathiasowi czas na choć jedną modlitwę, którą przytaczał mu kiedyś ojciec, gdy z Moskwy przywiózł trochę pamiątek i jedną konkretną modlitwę, którą zapamiętał jako jedyną "Apostolskij simwol wery".
Pierwsze co poczuł po krótkiej modlitwie, to dotyk na swych ramionach. Na prawym leżała dłoń Izy, a na lewym Osy. Przy czym spojrzał w niebo ze zmęczonym uśmiechem, że w końcu dopełnił swego i jego najbliżsi mogą zaznać zasłużonego spokoju, bez obawy, że ktoś lub coś wykorzysta ich ciała w inny haniebny sposób.
(Mathias) - Musimy teraz pokazać, że potrafimy zawalczyć o swoją wolność. Im tego wyboru nie dano. My sami wybierzemy własną drogę.
(Marcin) - podbiegł - To może się nadać? - pokazał kamień
(Osa) - Jeśli chcesz popełnić samobójstwo, to nie lepiej poszukać drzewa?
(Marcin) - Można użyć tego, aby uwiecznić to wszystko. Najpierw obierzmy taką drogę, tymczasowo.
(Ula) - Już wiem. Chodzi o wygrawerowanie nożem liter. Coś jak nagrobek.
(Marcin) - Pomyślałem, że może się przydać.
(Mathias) - położył kamień na ziemi - Spróbuję... - tworzył napis
(Baba Jagna) - Jesteś dobry chłopak. I w środku strasznie cierpisz.
(Osa) - Przestań czytać mu w głowie.
(Baba Jagna) - Aby wyczytać emocje z zachowania nie trzeba nikomu grzebać w głowie, młodzieńcze,
(Weronika) - Podobno sądziłaś, że To zaczęło się już wcześniej. Coś napomniałaś i urwałaś temat. Skąd to wszystko wiesz?
(Baba Jagna) - oparła się - Ludzie rozmawiali ze sobą. Słyszałam ich szepty. Starali się, aby problem nie wyszedł szybko na światło dzienne. Baba Jagna sama prosiła pana ministra obrony narodowej, proszę nie zostawiajcie narodu w potrzebie, lecz zostałam odprawiona. Chodziłam między innych, przekonywałam, że mroczne dni nadchodzą, ale nikt nie posłuchał.. - splunęła krwią
(Wiktoria) - ?!
(Osa) - Nie wyglądasz na osobę zdrową. Potrzeba Ci czegoś?
(Baba Jagna) - Na to, na co jestem chora, nie ma lekarstwa już. O własnych starych nogach sprawdziłam każdą aptekę w mieście. Jestem już i tak stara. Dla mnie czas się kończy, ale jeszcze pobędę tutaj, by przy was czuwać.
(Marta) - Na pewno jest coś, co można zrobić. Nie z takich sytuacji wychodziliśmy.
(Ula) - szeptem - To może być gruźlica...
(Osa) - Nie może być... To zeszłowieczna choroba...
(Marta) - Najwyraźniej nie wymarła całkowicie.
(Baba Jagna) - Tak jak mówiłam - zakaszlała - Kiedy mój czas nadejdzie, to odejdę. Poradzę sobie. Jeszcze nie umieram.
(Mathias) - wstał - "Ewa Grzybowska i Piotr Nosarensky. Odeszliście, lecz wasza misja będzie kontynuowana. Miejcie nadzieję, że się nam uda". To chyba wszystko...
(Iza) - Piękna intencja.
(Mathias) - Choć niech taki ślad pozostanie.
(Baba Jagna) - Nie znałam twoich rodziców, ale na pewno to byli wielcy ludzie.
(Mathias) - Tacy byli...
(Osa) - Wiem, że to jest zły moment, ale powinniśmy pomyśleć teraz o teraźniejszości.
(Mathias) - Masz rację.
(Dorian) - To co teraz? Mamy się gdzieś urządzić?
(Osa) - Z bieżącymi zapasami długo nie pożyjemy.
(Ula) - Nie możemy obierać priorytetowo misji samobójczych. Potrzeba nam pierw mapy miasta. Nakreślić dzielnice, a potem odbijać je po kolei. Jeśli to ma nam zapewnić przyszłość, to nie możemy działać jak dotychczas. Miasto musi zostać wyczyszczone, a wtedy możne będzie bezpieczniej po nim chodzić.
(Mathias) - Będą napływać kolejni.
(Ula) - Za to będzie ich mniej niż teraz.
(Mathias) - Gdyby ogrodzić obszar, ale to za duży teren...
(Marta) - Na razie można ogrodzić obszar docelowy. To miejsce nie jest duże, ale jest dobra powierzchnia. Jako pierwotna baza. Wraz z postępami, granice można poszerzać.
(Osa) - Gorzej z czasem. Znów możemy się męczyć kilka miesięcy w zamknięciu, ale jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy.
(Mathias) - Co do mapy, może w domu by się coś znalazło.
(Osa) - Więc tak, rozłóżmy się na razie u Mathiasa, a potem ogarniemy co dalej. Bez mapy nie będziemy wiedzieli od czego zacząć.
(Marcin) - Zgadzam się. Chodźmy więc.
(Baba Jagna) - Jeśli to niekomu nie szkodzi, zostanę chwilę i pomodlę się za zmarłych.
(Osa) - Przecież Mathias już to zrobił.
(Baba Jagna) - Wyczuwam taką potrzebę.
(Joanna) - Zostanę z nią, wy idźcie, dołączę potem.
(Mathias) - Niech będzie i tak.
Kwadrans później, mieszkanie
(Osa) - podszedł do Mathiasa - Chyba coś mam...
(Mathias) - popijając kawę - Czyżby?
(Osa) - Ano. Czekaj, skąd to masz?
(Mathias) - Stoję w kuchni? Przy szafkach? Znalazłem.
(Osa) - Aż dziw, że wszystko było dostępne, a prawie nic nie zginęło.
(Iza) - Zginęło. Szuflada z pierwszą pomocą była pusta.
(Osa) - O proszę. Czyli jednak ktoś wiedział, czego szukał. Tylko czemu nie zabrał reszty...
(Mathias) - Jeśli komuś zależało na czasie, to brał co najważniejsze i dał nogę. Wspominałeś o czymś, pokaż swoje znalezisko.
(Osa) - W tamtym zamkniętym pokoju pomiędzy dokumentami znalazłem to. Mapa administracyjna. Wszystko podane jak na tacy. My jesteśmy tutaj, Podolszyce Północne, a na około mamy resztę terenów. Zacnie to wygląda, nie?
(Mathias) - Gdyby było więcej ludzi, plan byłby ambitniejszy.
(Osa) - Zrobimy to po swojemu. Obierzemy za cel jakiś konkretny region czy nadal będziemy czekać na cud?
(Mathias) - Wybierz sobie - dopijał kawę
(Iza) - Mogę?
(Mathias) - W szafce jest jeszcze kilka opakowań, więc bez spiny.
(Osa) - Serio? Mam wybrać?
(Mathias) - Na razie trzeba oczyścić nasz obszar, nim zabierzemy się za pozostałe. To co zapowiedziałeś, to lekko nierozsądne jest, nie sądzisz?
(Osa) - To mamy się zebrać i ruszyć wszyscy na czyszczenie?
(Mathias) - Ktoś musi pilnować.
(Ula) - wtrąciła się - Ja mogę to zrobić.
(Osa) - Kategorycznie się nie zgadzam.
(Ula) - Nie zapomnij kto jest starszy. Podejmę decyzję za was. Będę opiekować się naszym domem. Wystarczy tylko zamknąć od środka, przysłonić okna i kamuflaż gotowy. Tylko muszę wiedzieć, czy mi ufacie?
(Mathias) - Ufamy. Powiedz tylko, jak byłaś tutaj ostatnio. Zamykałaś drzwi, prawda?
(Ula) - Wejściowe tak, reszty nie zmieniałam, a co?
(Osa) - Te szwendy wywalone za balkon pochodziły stąd, ze środka.
(Ula) - Jak uciekaliśmy przez balkon to niczego nie zauważyliśmy, a raczej te morony nie potrafią się wspinać po pionowych ścianach.
(Mathias) - Ktoś musiał przy ucieczce nie pomyśleć o zamknięciu drzwi. Może właśnie tym zatrzymał trupy w środku, a nam sprezentował niespodziankę.
(Iza) - A co zrobimy z tamtymi?
(Osa) - Zastaną na swoim miejscu, póki nie uporamy się z zabezpieczeniami.
(Ula) - To kiedy ruszacie w teren?
(Osa) - Jak tylko rozrysuję każdemu oddziałowi mapę.
(Mathias) - Mądry pomysł?
(Osa) - Większość naszych wpadek polegała na tym, że ni znaliśmy terenu.
(Mathias) - Mapa stworzona pięć lat temu. Chcesz polegać na nieaktualnej mapie?
(Osa) - To zarys ogólny. Może układ niektórych ulic mógł się zmienić, ale nie wszystkich. Chodząc razem nie uporamy się w rok z tym.
(Ula) - Stwórzmy taki podział, by każdy się uzupełniał.
(Osa) - Ja uzupełniam każdego, lecz nie mogę być wszędzie.
(Iza) - Czteroosobowe drużyny, może być takie coś?
(Osa) - Chcecie jakieś nazwy teamów?
(Mathias) - Daruj sobie, za dużo nazw psuje efekt.
(Osa) - Pozostaje kwestia najważniejsza, jak się będziemy komunikować?
(Mathias) - Nie będziemy. Każdy liczy na siebie, aż do powrotu tutaj. Dopóki nie wykombinujemy czegoś zamiennego, innej opcji nie ma na zbyciu.
(Osa) - Ze względu , że mam nieco oleju w głowie... No dobra, mniejsza z uprzejmościami... Skompletuję swoją trójcę. Kto chce być w moim składzie?
(Mathias) - Wszyscy.
(Osa) - Dorian, Wiktoria, Iza.
(Iza) - Nie paku mnie w to, ja mam zupełnie inne zapatrywania - z uśmiechem
(Osa) - Czyżby bunt?
(Iza) - Własne zdanie.
(Osa) - Chcesz mieć własny ekipaż?
(Iza) - A czemu miałabym nie mieć?
(Osa) - To kogo mogę tu zabrać... Tylko nie mówcie, że... Oj nie... W żadnym razie nie On...
(Ula) - Przecież się lubicie.
(Osa) - Mogę każdego zabrać, choćby tego Marmura...
(Ula) - To dobra okazja do poprawienia waszych relacji.
(Osa) - Ten już się pewnie cieszy... Mariusz... - zdesperowany
(Mathias) - Marta, Joanna, Patryk.
(Iza) - Dzięki, że dajesz mi spróbować.
(Mathias) - Kim bym był, gdybym nie dał.
(Iza) - Marcin, Weronika, Norbert.
(Osa) - No to ciekawie to wygląda. Dobry taki skład niż żaden. To ja się wezmę za kopiowanie planów. Gdzie masz ksero?
(Mathias) - Pod komodą, chodziło zapewne o papier?
(Osa) - Otóż to. Powinieneś się naradzić ze swoimi, no każdy powinien. Proponuję się rozejść i początkowe przemyślenia przemyśleć. Dajcie mi z pół godziny to przerysuję z w miarę dobrym odwzorowaniem.
(Mathias) - Dzięki.
(Ula) - Pomijając obecny temat. Ktoś myślał, co zrobić z piwnicą?
(Osa) - Zwykle się takie zamyka, a my nie mamy łomu. Myślisz dobrze, bo jakieś słoiki z konfiturami mogą tam być lub sałatki... Kurwa, pamiętam jak mam taką robiła. Wiele miesięcy przed w wielkiej żółtej misce, wiejskie ogórasy krojone tam, polewane octem i konserwowane. Czekasz długo, ale jak otwierasz, to po zjedzeniu i wypiciu żałujesz, że już o jeden słoik masz mniej.
(Mathias) - Nigdy tak nie myślałem o jedzeniu.
(Osa) - Po powrocie można rozważyć opcję rozjebania drzwi, ale bez narzędzi nie ma co próbować, a nie będę używał swojej broni. Swoje możliwości ma, ale co nam będzie z piwnicy, kiedy mogą nas szwendy znaleźć.
(Ula) - Z tego co zauważyłam, to tylne wyjście z piwnicy i główne wejście są otwierane od drugiej strony przez klamkę. Są domykane po tamtej stronie. To oznacza, że napierając od środka można się wydostać, nie na odwrót.
(Osa) - Co z tego, skoro dźwiękoszczelne drzwi nie są. A te drugie drzwi od piwnicy?
(Mathias) - Jakie drugie?
(Osa) - Nie te zablokowane, te po prawej... Drewniane w chuj...
(Mathias) - To połączenie z klatką obok. Tak samo na końcu naszego korytarza jest przejście do klatki obok. Tylko zablokowane przez smar, od lat nikt tego nie ruszał.
(Osa) - Czyli jedyne zagrożenie może nadejść z prawej odnogi... Trzeba to sprawdzić. Jeszcze za nim stąd pójdziemy. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby przez niedopatrzenie...
(Ula) - Możemy pójść sprawdzić teraz, jeszcze nie wychodzicie.
(Osa) - Tylko moje szkice... A jebać to, pierw sprawdzę drzwi, a potem gryzmoły. Chodźmy więc.
(Ula) - I taka postawa mi się podoba. Mathias... Iza... - poszli
(Iza) - Nierozerwalnie nierozłączni.
(Mathias) - Za niedługo jednak się rozłączą - spoglądał przez okno
(Iza) - Nie wydajesz się zadowolony z takiego obrotu sprawy.
(Mathias) - Czemu? Jesteśmy tutaj, wśród swoich. A ja jestem w końcu u siebie.
(Iza) - Przemawia przez Ciebie rozczarowanie, widzę to. Nie muszę patrzeć Ci w oczy, aby się dowiedzieć tego. Wystarczy dostrzec twoje gesty. Piłeś kawę, by nie pomyśleli, że osłabłeś, prawda? Dlatego też się wkręciłam w temat.
(Mathias) - Iza, czemu Ty musisz wszystko tak wiedzieć.
(Iza) - Ponieważ Cię Kocham - przytuliła
(Mama) - Ponieważ Cię Kocham - spojrzała w oczy
(Mathias) - milczał
(Iza) - Mathias...?
(Mathias) - Znów to samo...
(Iza) - Hmm...?
(Mathias) - Myślałem, że to pomoże... A ciągle to widzę...
(Iza) - Zobaczyłeś rodziców? W tym miejscu?
(Mathias) - Widziałem mamę... Zamiast Ciebie...
(Iza) - Może twoje serce chce Cię na coś naprowadzić. Na coś ważnego.
(Mathias) - Coś co ma związek z Tobą. Myślę, że to chodzi o więzi.
(Iza) - Sugerujesz, że przypominam Ci twoją mamę? No wiesz, to miłe.
(Mathias) - Wiesz, że nie o to mi chodziło...
(Iza) - To było o charakterze, wiem.
(Mathias) - Zawołasz mój zespół? Jak trzeba to trzeba. A ty masz już swoje domysły?
(Iza) - Póki nie zobaczę mapy, wolę nie strzelać. Ty za to masz przewagę i możesz przed czasem już coś wymyśleć. Nie ma sprawy, już ich proszę - odeszła
(Marta) - Czyli mamy już trop.
(Joanna) - Wreszcie na swoich włościach, hmm?
(Mathias) - Nie czuję szczególnego podekscytowania. Po prostu to jest miejsce jak każde inne.
(Joanna) - Śmiem zaprzeczyć. Gdańsk był zupełnie inny i miejsce, w których byłam wcześniej także...
(Patryk) - Mów co tam ci siedzi w duszy.
(Mathias) - Smutek i niedowierzanie jak rozżarzone węgle. A na serio to właściwie Osa coś miał.
(Joanna) - Więc mów.
(Mathias) - Ma rozrysować dla każdej drużyny mapę miasta. Obecna granica ma być tutaj, lecz musimy oczyścić podole z nieproszonych gości.
(Joanna) - Nie zmniejszy to stałej liczby, ale choć nie będzie ich więcej. Ale czy nie przesłyszałam się? Dzielimy się?
(Mathias) - Wiem jak każdy reaguje na podział.
(Marta) - Skoro jesteśmy tutaj, to przydzieliłeś Nas do siebie.
(Joanna) Nie ukrywam, że nawet się cieszę. Choć jesteś bardziej ogarnięty niż Osa.
(Patryk) - Odseparowałeś mnie od Marbura, ale niech będzie. Ten team nie został wybrany przypadkowo, racja?
(Mathias) - Jestem naszym wsparciem i mogę robić za dywersję. Joaśka przemykasz się jak cień i pojawiasz znikąd, to może posłużyć jako dobry zwiad. Marta twoje oko nigdy przeważnie Cię nie zawiodło. Patryk coś wiesz o mechanice i twoja wiedza może nas kiedyś uratować.
(Joanna) - Bez przesady, że jak cień. Za bardzo wziąłeś sobie moje słowa do serca.
(Marta) - flirtując - Doprawdy?
(Joanna) - No czasem mi się udaje.
(Marta) - Mathias, jestem lepsza na dalszy dystans, więc nie oczekuj mojej biegłości przy bliskim kontakcie.
(Patryk) - Moja wiedza ogranicza się do tego co wiem i do tego, co będę wiedział. Jeśli to nie będzie poziom mistrzowski, to raczej dam radę.
(Mathias) - Wiem, że mogłem wziąć innych, ale to byłoby bez sensu. Wtedy szliśmy w ciemno, teraz mamy wskazówkę.
(Joanna) - Śmiem się wtrącić, że nadal idziemy w ciemno. Nawet z mapą. Nie znamy miasta.
(Marta) - Jak sobie wyobrażasz oczyszczanie miasta?
(Patryk) - Mamy pielgrzymować od budynku do budynku i wyrżnąć wszystko co stanie nam na drodze?
(Mathias) - Takk mniej więcej.
(Patryk) - Mi to pasi.
(Marta) - Wychowałeś się na tym osiedlu. Powiedz, jak wyglądało wcześniej. Kilkanaście lat wcześniej.
(Mathias) - Pamiętam tylko to, co widziałem na zdjęciach. Z tej strony się nie zmieniło, ale za to z drugiej - dał znak - Wszystko totalnie uległo zmianie. Widzicie tą przerwę naprzeciw nas? Wcześniej tam nie było nic, tylko puste pole. Gdyby nie nowoczesne inwestycje w nowe budynki mieszkalne, byśmy będąc tutaj mieli lepszy wgląd na sytuację. Po prawdzie nadal mamy spojrzenie dobre, ale te bloki wielce utrudniają zobaczenie czegoś z daleka.
(Marta) - Czyli mam rozumieć, że za twojego dzieciństwa nie było tutaj nic, prócz obecnych trójkątów z kamienia.
(Mathias) - Było zupełnie pusto i nudno.
(Joanna) - Mówisz to z takim entuzjazmem. Tęsknisz za starym wyglądem?
(Mathias) - Kiedyś było prościej. Nawet dzieciaki miały się gdzie bawić. Teraz marne dwie bujaczki i piaskownica, a na boisko zapieprzaj do sp23 lub g8. Jedyne co apokalipsa powstrzymała to bezsensowny rozwój osadniczy. Nasza władza nie myśli jak mądrze to rozgospodarować.
(Patryk) - Obecnie nasza była władza.
(Joanna) - Jeszcze raz mi przykro, Mathias, z powodu rodziców. Wiem, że to było niełatwe.
(Mathias) - Nigdy takie coś nie jest łatwe.
(Joanna) - Mi też pochowanie Roksy sprawiło trudność. Aby być szczerą, to ja musiałam zadbać o pochówek, bo Osa jak wiesz... Wolał zwyczajnie rzucić ciało w dół, zakopać i po sprawie. Ja chciałam z nią pobyć trochę dłużej, ten ostatni raz.
(Mathias) - Nie osądzam Cię za to. Każdy z nas do czegoś jest przywiązany.
(Marta) - Gdyby tylko zawczasu się opamiętała... Wiedziała w co się pakowała. Nie wiedziała tylko z kim się mierzy.
(Mathias) - Raczej jej się nie dało pomóc. Tak jak innym. Nawet jeśli, to nie widziałbym jej wśród Nas... Jej zachowanie nam zagrażało. Rozumiecie czemu wybrałem właśnie to miasto, tą dzielnicę.
(Joanna) - Ponieważ znasz ją najbardziej i wiesz, gdzie prowadzą wszystkie drogi od niej.
(Marta) - Nie chcę zbaczać z tematu, ale myśleliście coś, że jakby wyglądałoby to miejsce, gdyby nasi znajomi z przeszłości byli tutaj?
(Mathias) - spojrzał w niebo - Znacznie szczęśliwiej... Choć to przeczyłoby wszystkiemu, ku czemu walczyliśmy wcześniej. Wszystkie zdarzenia byłyby fikcją. Mariusz nie straciłby ręki... Paulina nie dostałaby w głowę... Karolina nie zachorowałaby... Klaudia nie spadłaby na pręt... Maks nie byłby ugryziony... Natalia nie potrzebowałaby pomocy... Oskar nie poszedłby ostatni... Tomek nie miałby poderżniętego gardła... Marzena nie zostałaby zjedzona... Monika nie ugrzęzłaby w płocie... Gustaw nie musiałby się poświęcać... Lucy z Alanem nie byliby pozostawieni sami sobie... Łukasz nie byłby ugryziony... Mama i Tata nie przemieniliby się... Ja nie zostałbym zadrapany...
(Marta) - Spokojnie, wiemy jak to jest... Za bardzo...
(Mathias) - Na północy zginęło tylu niewinnych ludzi. Konrad może był szalonym dyktatorem, ale panował nad ludźmi... Ta cała machinacja z Safe Zone zniszczyła wszystko.
(Joanna) - Był to ciężki człowiek z charakteru, ale to prawda. Trzymał w ryzach miasto, a może ono nie upadło przez niego, ale przez niedoświadczonego rekruta, który dopiero się uczył jak być przywódcą. A nim człowiek się nie rodzi, nim się staje.
(Mathias) - A za kogo mnie macie Wy?
(Marta) - Za kogoś, kto raczej nie poświeci swoich towarzyszy na poczet kraju. Twoje czyny w końcu to mówią.
(Mathias) - Ktoś, kto nie szanuje zasad jest śmieciem... Lecz ten, kto nie szanuje przyjaciół jest gorszy od śmiecia... Obrałem taką ścieżkę, że żadne zadanie nie jest ważniejsze niż Wy.
(Marta) - Nawet jeśli poświecenie kilku osób wiązałoby się z Lepszym Jutrem?
(Mathias) - Nawet jeśli zaraza miałaby trwać dalej przez to... To nie zmieniłbym swojej decyzji i nie wymieniłbym swoich przyjaciół na żadne inne korzyści.
Godzinę później, na zewnątrz
Po sporządzeniu odpowiednich kopii map miasta, Osa zebrał zebranie wszystkich uczestniczących w akcji czyszczenia miasta, jakkolwiek by to miało zabrzmieć. Każdy miał przy sobie prowizoryczny nóż, a tylko u trójki dowodzących był pistolet na flary. Dzięki dostępnym składnikom grupa mogła wytworzyć sobie takie udoskonalenia. Mathias wśród wszystkich wyglądał najbardziej imponująco, zważywszy na jego dostępny arsenał i wygląd zewnętrzny. Z tyłu plecak, a przewiązane przy prawym ramieniu m14 i miecz. Przy pasie przełożony nóż o długości 15cm, a w rękawie ostrze, które umocnił dodatkowym ściągaczem na nadgarstku. Jasnobrązowe jeansy, swoje stare adidasy, a dopełniała to ciemna skóra z zawiązaną na ramieniu chusta i zakrywająca częściowo oczy czapka.
Każda z drużyn dostała swoje wytyczne, wiedzieli jakimi częściami aktualnej dzielnicy się mają zająć. A to zadanie nie było proste. Ponieważ po zaczęciu, nie mogli już przerwać, póki Podolszyce Północne nie zostają oczyszczone z trupów. Wszyscy posiadali odrobinę prowiantu, który miał starczyć im maksymalnie na dwa dni.
Osa miał zająć się terenami przylegającymi do alei Armii Krajowej, a wiedział, że znajduje się tam budynek mogący mieć w środku znacznie więcej tajemnic niż te trupy chodzące na zewnątrz. Mowa była o Szkole Podstawowej nr 23, do której sam Mathias niegdyś chodził.
Do Izy należało przebić się aż do głównej ulicy Wyszogrodzkiej, gdzie była granica osiedla. Jednakże jej cel znajdował się dalej niż Osa, który miał już robotę na miejscu, a dziewczyna musiała przejść spory kawałek.
Mathias z kolei zdecydował, aby przejąć największą część swojego osiedla. Za najważniejsze cele obrał Park Północny i Gimnazjum nr 8, to stawiał za priorytet, nim zajmie się pozostałymi miejscami.
Wszyscy prócz Baby Jagny i Uli wyszli na zewnątrz. Osa ze swoimi poszedł od razu w lewo, życząc powodzenia pozostałym. Natomiast dwie drużyny póki co były razem, dopóki nie dojdą do miejsca tymczasowego rozwidlenia ich dróg.
(Marcin) - Czyli jeszcze dane jest nam pobyć razem.
(Patryk) - Masz swoje pięć minut, nim się rozejdziemy.
(Mathias) - Przy parku się rozstajemy, mamy na wschodzie swoje zadanie.
(Marcin) - Nie lubię być pod kimś, szczególnie jak to kobieta, ale... Się wylało, to trzeba.
(Iza) - Obawiasz się, że nadużyję swojej pozycji?
(Weronika) - Przytemperuje ją, jeśli coś byłoby nie tak, albo... - uśmiechnęła się - Wolałabym nie.
(Norbert) - Kobieca solidarność jajników się odezwała...
(Joanna) - Przecie Iza to taka drobna osóbka. Pomyśl, że jest inaczej, tak jak chciałeś.
(Marcin) - Nie odda mi tego...
(Mathias) - To tylko formalność przecież. Wszyscy przecież są równi... Jak to nazwał Osa... To schematyka logistyczno strategiczna.
(Marcin) - Hmm?
(Mathias) - Też nie mam pojęcia, jak to rozumieć.
(Iza) - Porządek w papierach musi być zawsze. On się nigdy nie zmieni.
(Norbert) - westchnął - Zapewne...
(Marcin) - A ten wasz cel główny. Gimnazjum, hmm? Wszystko Ci przypomina przeszłość, Mathias? Chodziłeś do tamtej podstawówki, teraz do tego gimnazjum. A liceum gdzie?
(Mathias) - Liceum?
(Iza) - Rozmawialiśmy w międzyczasie, powiedziałam im.
(Mathias) - Ekonomik, ale nie ma go tutaj. Głębiej w miasto. Tym zajmiemy się wkrótce. To miejsce było prawdziwą kaźnią przed laty... Obiecałem sobie, że już nigdy tam nie wejdę...
(Marcin) - Każdy miał belfrów do dupy.
(Mathias) - Nie chodzi o to. Moi dawni znajomi z klasy, a raczej znajomi na pokaz. Nie dziwcie się dla przykładu, że uciekałem z wf lub udawałem ból żołądka, by tylko nie iść. Jak wiecie, byłem na krawędzi. I to wszystko wydarzyło się w tym przeklętym miejscu...
(Marcin) - Możemy się zamienić, jeśli to problem.
(Mathias) - Nie ma takiej potrzeby. Zrobię to.
(Iza) - Słyszycie to...? - rozglądała się
(Norbert) - Martwe towarzystwo nadciąga, fckin great...
(Mathias) - Stójcie... - skupił się
(Joanna) - Nie rozumiem, co Ty chcesz...
(Mathias) - wyjął miecz - Ja dokładnie wiem - aktywował oko
(Marta) - Ale... - próbowała podejść - Ma... - Gdzie on...
(Joanna) - Tam... - wskazała
(Marcin) - Ruszyła na nich sam...? Pomogę mu... - pobiegł
(Iza) - To jego sprawka...
(Marcin) - zatrzymały go wilki - Niech Cię...
(Iza) - Nigdy czegoś takiego nie widziałam...
(Weronika) - Niezła prędkość... Wali combo i już odskakuje do kolejnego... Szybki niczym...
(Marcin) - Ostrze Yasuo...
(Weronika) - zdecydowanie - Szybszy...
(Patryk) - Auć... - odwrócił się - Przeciął go prosto w... Sorry - rzygnął - Nie wytrzymałem...
(Joanna) - Nie sądziłam, że Mathias jest do tego zdolny... Aż do tego...
(Iza) - Ja też nie... To nie on to robi, patrzcie, znów oko...
(Patryk) - wytarł twarz - Chodźmy do niego...
(Joanna) - Już po wszystkim...
(Marcin) - Ktoś mi powie, co tu zaszło?
(Mathias) - Idziecie, czy nie?
(Iza) - pobiegła - Czemu to zrobiłeś?
(Marcin) - Czy Ty aby przez To nie miałeś śpiączki wtedy...?
(Mathias) - Zatrzymanie akcji serca...
(Joanna) - Wiem, że mamy wszyscy konkretne zadanie, ale ostatnio nadużywasz tego... Nie boisz się kolejnego ataku?
(Mathias) - Nie mogę wiecznie tkwić w strachu. Mogłem się obejść bez tego, ale po prostu czułem, że musiałem.
(Patryk) - spojrzał na zmasakrowane ciała - Nie chciałbym Ci zajść za skórę...
(Mathias) - Marcin, miałeś rację. Musiałem rozprostować kości. Teraz czuję się pewniej z tym mieczem. Niemal nie czuję jego ciężaru.
(Marcin) - Zyskałeś jedność? Co tak szybko, przecież normalny człowiek... Ach tak, rozumiem.
(Mathias) - Mój mózg chyba nabywa szybciej wiedzę niż dotychczas.
(Joanna) - Cóż, będziecie musieli dokończyć rozmowę później.
(Marcin) - Niestety, nasze drogi się muszą rozejść na jakiś czas...
(Marta) - Nie pierwszy i nie ostatni raz. Do obicia całego miasta na jednym rozdzieleniu się nie skończy.
(Weronika) - Widzimy się potem. Nie dajcie się zaciukać, Marbur będzie płakać.
(Marcin) - Aha...
(Weronika) - Pełen spontan. No to, trzymajcie się - pomachała
(Mathias) - Powodzenia.
(Iza) - przytuliła - Ty szczególnie się nie daj.
(Mathias) - Zrozumiałem, pani Sierżant.
(Iza) - Do potem... - uśmiechnęła się
10 minut później, przy Gimnazjum
(Mathias) - Oto jesteśmy - poprawił czapkę
(Joanna) - Nawet moje nie równa się z tym... To może pomieścić do 400 uczniów, nie?
(Mathias) - uśmiechnął się - Po ostatniej zmianie, nawet do 500. Reforma edukacji to sprawiła.
(Patryk) - Na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo spokojnie...
(Marta) - To tylko pozory.
(Mathias) - Mam iść pierwszy?
(Marta) - Jeśli już zdecydowałeś.
(Mathias) - wziął oddech - Biorą za słowa, cwane gapy - wchodził po schodach
(Patryk) - Wszystko wygląda jakby niedawno tętniło tu życie, żadnych oznak walki... Żadnej krwi, czy...
(Mathias) - Aha...? - ujrzał ciało leżące w drzwiach - Mamy coś.
(Joanna) - Czyli jednak coś nie jest w porządku - wyciągnęła ciało - Martwy całkowicie od dawna... Ja pieprzę... - zasłoniła twarz - Całkiem od dawna...
(Marta) - otworzyła drzwi - Wchodzimy?
(Mathias) - Trzeba w końcu. Za mną - wszedł do środka
(Patryk) - Większe od razu od wewnątrz... Mógłbym tu zamieszkać - rozglądał się - Prawie jak w domu....
(Mathias) - Uwierz, nie chciałbyś tu przebywać dłużej niż godzinę. Ja musiałem prawie osiem godzin na jeden dzień. Czasem nawet cztery to było za dużo...
(Joanna) - Tu na pewno się coś działo. Pourywane kończyny, fragmenty narządów i... Zdeformowane tułowia... Takie miejsca odcięte od świata zawsze będą miejscami zbiorowej kaźni.
(Patryk) - Zaraz walnę drugiego pawia...
(Mathias) - To centrum wszystkiego... Lepiej powstrzymaj się, przynajmniej teraz... Jest kilka sektorów do sprawdzenia. A, to ten naokoło nasz, owe dwa piętra tego pierścienia. B jest po lewo, ledwo parter i piętro. C na wprost aż do końca, a gdzie kończ się ono, zaczyna się D.
(Joanna) - D...?
(Mathias) - Sektor sportowy. Jeden z pozornie największych i najbardziej zamkniętych, obejmuje nawet boisko z zewnątrz.
(Marta) - Mathias, a powiedz mi, bo na planach jest jeszcze jeden... - popatrzyła - Gdzie leży E?
(Mathias) - Dokładnie pod nami, to piwnice, a raczej szatnie, ponieważ pozostałe drzwi zwykle pozostawały zamykane.
(Joanna) - Dobrze, to od czego zaczynamy? Proponowałabym zająć się najmniejszą powierzchnią, nim pójdziemy na całość.
(Mathias) - Skoro tutaj jesteśmy...
(Patryk) - Uwaga... Wyłażą powolne skurwesyństwa...
(Marta) - Ktoś tu mówił coś o pójściu na całość...? Do dzieła... - pobiegła
(Patryk) - A my co robimy?
(Mathias) - Pomożemy jej - wyjął miecz - Patryk, teraz...
(Patryk) - Jasne...
(Joanna) - groźne spojrzenie - Teraz albo nigdy - biegła z nożem
Współpraca dała przyjaciołom kolejne zwycięstwo nad kolejną grupką nieumarłych. To czego trio nie dobiło, zrobił to Mathias, przy pomocy swojej zaradności i szybkości w mieczu. Nim jeden trup zorientował się o co chodzi, to padał, jego oprawca rzucał się na kolejnego bez strachu w oczach. Przecinał tak precyzyjnie, że niemal sam był pewien, że zyskał synergię ze swoją stalą. Nie musiał w tym wypadku nadużywać swojego oka, zaczął w końcu kontrolować swoje umiejętności i używać ich tylko wtedy, gdy są najbardziej potrzebne. To nie był koniec kłopotów, ale ta konkretna fala dostała odparta, a drużyna mogła przemyśleć co dalej. Obrali za cel pobliskie toalety na parterze, więc zaczęli je sprawdzać po kolei, a na koniec szkolny sklepik. Teren na parterze wydawał się być czysty, także był czas, aby dostać się na pierwsze piętro sektora A.
Joanna z Patrykiem ubezpieczali się przy wejściu do sektora B, a Mathias z Martą wparowali z buta do biblioteki, w której na dzień dobry powitał ich widok żerujących dwóch trupów. Nim bezduszne monstra zdążyły się zorientować, już dostały prezent w tył głowy. Dwójka podeszła do ofiar, stwierdzając obustronnie, że owe ciała przed ich oczyma nie są na tyle stare, w porównaniu do tego, które znaleziono przed wejściem. Osoby musiały dotrzeć tutaj niedawno i równie niedawno musiały stracić życie. Powieki nie zdążyły jeszcze nawet opaść i leżące zwłoki wpatrywały się martwym spojrzeniem w Mathiasa i Martę. Mathias zlikwidował jednego, a Marcie dał sposobność dobić drugiego. Sam rozglądał się po terenie, szukając jakiś informacji. Przeczesując biurko natchnął się jedynie w zakrwawionych dokumentach napisane krwią liczby 15-9-5 16-20-22-9-5-6-1-10-3-9-5 19-4.
(Mathias) - do siebie - Co to ma być... - usiadł
(Marta) - Co...? - odwróciła się
(Mathias) - ?!
(Marta) - złapana za włosy - Fuck... - wyrwała się - Skubaniec ma moje włosy... - kopnęła
(Mathias) - wstał
(Marta) - wbiła nóż między oczy - Dałam radę... - podniosła się - Tylko moje włosy ucierpiały...
(Mathias) - pomógł wstać - Zobacz, co znalazłem - pokazał wiadomość
(Marta) - Jakieś cyferki... Mathias, daruj sobie. Potrzeba konkretów... - wyjrzała przez okno
(Mathias) - Nie zdziwiłaś się, czym to jest napisane? Czy sądzisz, ze ktoś napisał to dla zabawy?
(Marta) - Albo to nie jest krew... Co jakieś cyferki mogą nam pomóc? Prędzej magazyn z bronią.
(Mathias) - Nie w tym miejscu.
(Joanna) - Drodzy przyjaciele... - przymknęła drzwi - Na cały sektor was słychać. O co chodzi?
(Marta) - Znalazł jakiś świstek i myśli, że...
(Joanna) - Pokaż to.
(Mathias) - To nie są zwykłe cyfry - podał
(Joanna) - On ma rację, to nie jest przypadkowe i... To wcale nie jest farba, Marta... To szyfr matematyczny. Niech mnie, jak dawno tego nie widziałam na moje oczy...
(Marta) - Patryk uciekł?
(Patryk) - Stoję i chronię wasze tyły - przez drzwi
(Marta) - I co, coś odczytasz z tego?
(Joanna) - Ciszej... - chodziła w kółko - Skoro to cyfry, to muszą odpowiadać literom. Jeśli to jest zgodne z kolejnością alfabetyczną, to myślę, że... Chyba to mam.
(Mathias) - Co tam pisze?
(Joanna) - Musicie być tacy dociekliwy, jasny gwint... Mam tylko dwa wyrazy... Reszta jest niezrozumiała. Nie pasuje mi z niczym... "Nie otwierajcie SD". Co to jest SD, prócz jakości filmów na youtube...
(Mathias) - Nie otwierajcie... - zamyślony
(Patryk) - zapukał - Nadchodzą kolejni, na szczęście jest ich niewielu...
(Marta) - wybiegła - Skąd oni się kurwa biorą...?!
(Mathias) - Już wiem...
(Joanna) - Sektor D?
(Mathias) - Stamtąd muszą przyłazić, czyli musi być gdzieś tam luka. Tam trzeba się nam udać, ale i tak musimy oczyścić resztę, nim pójdziemy dalej. D jest najdalszym sektorem, z którego jedyną drogą ucieczki jest przejście przez drzwi awaryjne, które pewnie będą zamknięte.
(Patryk) - Zajmiemy się B, wy idźcie wprost na C... Dogonimy was.
(Mathias) - We dwójkę to za ryzykowne.
(Joanna) - Wątpisz w nas, Mathias?
(Marta) - Chodziło o Nas. Nie bójta się, wyrżniemy ich w pień. Jeśli mnie znasz, a znasz bardzo dobrze, to wiesz, co powinieneś zrobić.
(Mathias) - Idźcie. Po wszystkim sektor D, pilne. Jakby dół był zajęty, to biegnijcie górą... Tylko uważajcie na alarm, po środku znajduje się skrzynka, trzeba ją stłuc nim dobierzecie się do drzwi.
(Patryk) - Tak zrobimy. Udanych łowów.
(Mathias) - ręka zgięta w łokciu przy sercu - Będzie tak jak powiedziałeś, Aśka, lecimy...
(Joanna) - Uważajcie, a ty Marta...
(Marta) - Nie martw się o mnie. A poza tym, nie dorwą mnie tak łatwo - z uśmiechem - posłała buziaka
(Joanna) - próbowała złapać - Widzimy się potem... Na pewno... - wbiegli do Sektora C
(Mathias) - Już na Nas czekają, gotowa?
(Joanna) - Jak zawsze - szarżowali na grupkę
(Mathias) - Żadnej litości, teraz... - wbili się
I także ta przeszkoda została wyeliminowana. Po wszystkim dwójka przybiła ze sobą żółwika i cały czas w pogotowiu, penetrowali kolejne sale lekcyjne, pełne świeżych ofiar oraz dawno powstałych truposzy. Na nieszczęście przyboczne schody na piętro zostały zdemontowane i nie można było z dołu dostać się na górę, tylko odwrotnie. Dziwili się cały czas skąd pełno jest świeżych ciał, skoro zaraz trwa od dłuższego czasu. Przypuszczenia padały, że przybysze zupełnie nie byli świadomi jakie zagrożenie czai się wewnątrz tego budynku.
Dopiero po kilkunastu długich minutach dolny Sektor C wydawał się być czysty, a Mathias z Joanną niemal byli wyczerpani, lecz nadal z siłą w sercu kroczyli dalej, ku wejściu do Sektora D. To co zobaczyli, zaparło im dech. Przy prawych drzwiach dobijała się na zewnątrz na oko setka trupów, a wydało się, że jest ich tam dalej więcej. Lewe drzwi pozostawały czyste, lecz zamknięte od środka. Mathias szarpał, ale to nic nie dawało.
(Joanna) - Jak na złość... Ilu ich tam jest... Czy ktoś tu ma jakiś kompleks? Po co zamykać cały wielki odłam tutaj... Czy ktoś nie zdawał sobie sprawy, że wydostanie się ich to tylko kwestia czasu...
(Mathias) - Musieli się wydostać inną drogą, ale nie mamy czasu, aby to sprawdzać. Musimy dostać się szybko na górę, a potem wymyśleć jak się ich pozbyć
(Joanna) - Pozbyć? Nawet nasza czwórka nie da rady.
(Mathias) - A co pozostaje innego?
(Joanna) - Może jesteś powiązany z tym miejscem, ale jakby je... Zmieść z powierzchni ziemi.
(Mathias) - O czym mówisz...?
(Joanna) - Jeśli to byłoby jedyne wyjście. Słuchaj, nie chcę być pogrzebana razem z prawdą...
(Mathias) - Mamy przecież jeszcze...
(Joanna) - Obudź się w końcu. W bezpośredniej konfrontacji dostanie się nam... W najlepszym wypadku zostaniemy tylko ugryzieni. Chcesz to zrobić Izie?
(Mathias) - A ty chcesz to zrobić Marcie?
(Joanna) - Dobrze wiesz, że w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Musimy podjąć decyzję, czy chcemy umrzeć czy chcemy przeżyć do cholery... Przecież to takie proste.
(Mathias) - Kosztem budynku? Kosztem innych...?
(Joanna) - Nadal sądzisz, że ktoś tu się ostał?
(Mathias) - Nie wrócili jeszcze Patryk i Marta. Poczekamy na to, co nam powiedzą.
(Joanna) - A jeśli się im nie uda? To co zrobisz...? Dalej pozostaniesz przy swoim?
(Mathias) - Pozostanę przy tym, co słuszne. Wchodzimy...
(Joanna) - złapała za rękę - Jeśli nie zrobimy z tym porządku, to rozniesie się dalej. Sam mówiłeś w domu, że... To w tym regionie jedno z większych siedlisk ludzi. Jeśli pozwolimy temu przetrwać, skażemy niewinnych na śmierć. Chcesz tego... Co by pomyśleli twoi rodzice, których pochowałeś niedawno...?
(Mathias) - poczuł pieczenie w lewym oku - Musiałaś teraz...
(Joanna) - Mathias... - podtrzymała - Właśnie chciałam uniknąć takiej sytuacji...
(Mathias) - Nie powinnaś mi wypominać rodziny. A pomyślałaś, jaki jest rezultat pośredni przy Tym? Eksplozja słyszana na przynajmniej kilometr. Myślisz, że to nie zwróci uwagi?
(Joanna) - Więc, Mathias... Wiesz o co tyczy się gra...? - dyszała
(Seven) - No właśnie, Mathias. O co toczy się gra? - z zaskoczenia
(Mariola) - zaszła z prawej - Hmm?
(Paulina) - zaszła z lewej  

Apokalipsa Zombie w Polsce - TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz